Zakładki

15.04.2016

Rozdział 11.: Hogsmeade

Witam Was po tej nieco dłuższej niz zazwyczaj przerwie :D oddaję w Wasze ręce kolejny rozdział, z którego jestem jako tako zadowolona. Końcówka, począwszy od wyjścia do Hogsmeade nie za bardzo mi się podoba, ale reszta jest jak dla mnie okej :) Ale to tylko moje zdanie, a najbardziej interesuje mnie Wasze ;) Jestem już po tym próbym egzaminie (na szczęście), więc mogę wrócić do blogosfery. Wasze blogi oczywiście też nadrobię, na razie po prostu nie miałam czasu na nic :) Niedługo zajrzę i do Was, a tymczasem zapraszam na rodział 11. :3
I dziękuję Wam za ponad 5 tys. wyświetleń *.* Jesteście kochani <3
***
Stali tuż przy drzwiach, blisko siebie, wstrzymując oddechy. Nasłuchiwali odgłosów z korytarza, czekając, aż Filch wraz z panią Norris odejdą na tyle daleko, by mogli swobodnie wrócić do dormitoriów. Kiedy jednak na korytarzu zapadła cisza, a woźny wraz ze swym zwierzakiem byli już dość daleko, oni nadal stali nieruchomo. Świdrowali się nawzajem wzrokiem, bojąc się odezwać i zepsuć tą chwilę. Justine cieszyła się, że Draco po raz pierwszy od ponad miesiąca zbliżył się do niej na odległość mniejszą niż metr. Mało tego, uratował ją przed szlabanem, a nawet się odezwał, czego praktycznie nie robił ostatnimi czasy. Jus miała wrażenie, że ją odtrąca, ponieważ ilekroć próbowała wszcząć rozmowę, on szybko ja zbywał i odchodził. Usilnie starał się nie przebywać w jej towarzystwie. A tu proszę. Nagle są sam na sam w - jak się zdążyła zorientować Jus - klasie od eliksirów.
- Draco.. – zaczęła czerwonowłosa cichym głosem, lecz blondyn ponownie przyłożył jej palec do ust, uważnie wodząc oczami po jej twarzy.
- Csii.. nie psuj tej chwili.. – wyszeptał. Tak długo się powstrzymywał, starał się ją odizolować od siebie, lecz było to dla niego cholernie trudnie. Nie ułatwiał mu tego fakt, że im bardziej się starał, tym Jus coraz bardziej go pociągała. Mimo iż utrzymywał ją na dystans, obserwował ją swoimi czujnymi oczami, chłonął każdy jej gest, każde słowo. Ilekroć widział, jak Jus idzie w odwiedziny do Niklausa albo stamtąd wraca, zżerała go zazdrość. Jednak teraz miał ją choć przez chwilę tylko dla siebie. Pomimo tego, że z początku postanowił rozkochać ją w sobie i zwabić do Malfoy Manor na spotkanie z Lorenzo, już następnego dnia zmienił zdanie. Miał zamiar trzymać ją jak najdalej od Voldemorta juniora. Niestety wiązało się to z wyrzeczeniami, takimi jak odtrącenie jej, z czego nie był zbytnio zadowolony. Już myślał, że wraz ze śmiercią Voldemorta wojna się zakończyła, kiedy nagle pojawia się jego syn i wszystko niszczy. Jako jego poplecznik nie miał nawet szans na normalną miłość.. Boże, czy on właśnie pomyślał o miłości?!
Pchany impulsem uniósł swoją dłoń i pogłaskał delikatnie policzek dziewczyny. Drugą odszukał dłoń dziewczyny i ujął ją delikatnie. Następnie ścisnął mocno, chąc na jak najdłużej zachować na sobie jej dotyk, dokładnie zapamiętać kształt jej dłoni, ich gładkość oraz deliatkność. Nawet się nie spodziewał, że dziewczyna odwzajemni uścisk.
W głowie odtworzył mu się jej obraz w łazience, gdy stała do niego tyłem w samej bieliźnie. Chciałby móc zobaczyć ją tak jeszcze raz. Zauważył, że z jej prawego ramienia zsunął się rękaw swetra, ukazując mu widok czarnego paska od stanika, który wyjątkowo rzucał się w oczy na tle mlecznobiałej skóry. Odruchowo poprawił jej sweter, zasłaniając kuszący go obraz.
- Dlaczego? – spytała, spoglądając na niego. Jej brązowe tęczówki spotkały się z jego stalowoszarymi. Zastanawiało ją, dlaczego Malfoy tak się w stosunku do niej zachowywał. Może i ich rozmowy składały się w dziewięćdziesięciu procentach z kłótni, lecz musiała przyznać, że polubiła te ich sprzeczki. A gdy blondyn odsunął ją od siebie, poczuła się odrzucona, przez co jeszcze bardziej pragnęła jego uwagi.
Draco pokręcił tylko głową, nie mówiąc ani słowa.
- Wiem, że nasze relacje i tak nie były zbyt dobre. Ale wiesz, że jest coś gorszego od kłótni, wyzwisk, kpiny? Obojętność. Obojętność wszystko pieprzy. – powiedziała, nadal patrząc mu w oczy.
- Zrozum, Justine.. to konieczne.. – powiedział cicho, zabierając dłoń z jej policzka i chowając ją do kieszeni, by nie korciło go więcej do zbyt poufnych gestów.
- Konieczne? – brew czerwonowłosej powędrowała w górę. – Niby czemu?
W nikłym świetle świec, palących się w klasie, Justine wyglądała na wiele młodszą, bezbronną i niewinną. Draco nie miał serca kłamać. „Teraz, albo nigdy” – pomyślał.
- Chodź, coś ci opowiem.. – powiedział, ciągnąc ją za rękę i prowadząc w głąb sali. Posadził ją na krześle, po czym usiadł obok. Podwinął rękaw, odsłaniając lewe przedramię i pokazał je Justine.
- Widzisz to? Widzisz? To jest mroczny znak. Chyba wiesz, co to oznacza, prawda? – spytał, a w jego głosie, mimo wszelkich starań, słychać było ból. Justine patrzyła zaś na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Byłem poplecznikiem Voldemorta. Nie będę ci mówił, że ojciec mnie do tego zmusił, bo to żadne tłumaczenie. Tak, wiem, mogłem się zbuntować i odmówić, ale oni wtedy by mnie zabili. Wiem, że większość na moim miejscu wolałaby oddać życie niż mu służyć, ale ja jestem egoistą i nie chciałem tak szybko odejść z tego świata. Teraz zło ponownie wraca. Nadszedł syn Voldemorta, zbiera armię. Muszę do niej dołączyć. Jestem cholernym egoistą i nie poświęcę się dla dobra większości. – mówił, a w każdym jego słowie było coraz więcej złości i bólu. W oczach lśniły łzy, lecz nie pozwalał im popłynąć.

- Czy to znaczy, że nie możesz zadawać się ze mną? – spytała czerwonowłosa, wstając z krzesła. – Czy ja jestem jakaś trędowata, że nie możesz się do mnie zbliżyć bliżej niż na metr? – warknęła. – Nie wydaje mi się. Ale skoro tak bardzo ci zależy, żeby nie mieć ze mną nic do czynienia, to proszę bardzo. – skierowała się do drzwi. Draco patrzył na nią osłupiały. Wiedział, że Jus się zezłości, zdenerwuje, być może nawet przestraszy, ale myślał, że to przez jego opowieść. Tymczasem ona była zła o to, że blondyn nie chce utrzymywać z nią kontaktu. Stwierdził, że tak będzie lepiej. Ale gdy na ostatnim zebraniu śmierciożerców oberwał od Czarnego Pana Cruciatusem za brak postępów, zaczął mieć pewne wątpliwości. Przecież jest tym cholernym egoistą, nie będzie się przejmować losem innych. Tym bardziej niedawno poznanej dziewczynie. Powinien ratować swój zgrabny tyłek zamiast czyjś inny.
- Nie, Jus.. to nie tak.. – poderwał się z miejsca i dogonił ją. Chwycił ją za przegub, zmuszając, by się zatrzymała. – Po prostu... nie chcę nikogo narażać na niebezpieczeństwo. Jeśli Czarny Pan dowie się, że mam jakichś innych przyjaciół oprócz tych, którzy są w jego kręgach, będzie kazał wstąpić im do armii, albo ich zabije, by udowodnić mi i reszcie, że to on jest najpotężniejszy.
- Nie boję się go. A teraz puść mnie. Chcę iść spać. – powiedziała chłodnym głosem, a blondyn poluźnił uścisk. Jus szybkim krokiem wyszła z klasy i wróciła do swojego dormitorium. Tymczasem Draco postanowił, że od jutra wdroży w życie swój plan rozkochania w sobie Justine i stawieniu jej przed oblicze Czarnego Pana. Jej los będzie mu obojętny, tak samo zresztą jak wszystkich innych. Od dziś Draco Malfoy przestaje martwić się o innych, a na pierwszym miejscu będzie stawiał wyłącznie swoje dobro.

Następny poranek powitał społeczność uczniowską bezchmurnym niebem i jasno świecącym słońcem. Pogoda idealnie sprzyjała wyjściu do Hogsmeade, na które wybierała się większość młodzieży uczęszczającej do Hogwartu. Wśród nich był Terence, który właśnie stał pod wejściem do dormitorium Hermiony. Czekał, aż dziewczyna wyjdzie, by mógł zaprosić ją na wspólny spacer do Hogsmeade. W końcu się doczekał i panna Granger wyszła na korytarz.
- Hej, Mionka. – twarz Ślizgona od razu rozjaśnił uśmiech na twarzy. Jej mina jednak wyrazała zdziwienie.

- Terence? Co tu robisz? – zamrugała kilka razy, próbując otrzasnąć się ze zdziwienia. – Proszę cię, idź stąd.. Ron tu zaraz przyjdzie.. – powiedziała nieco piskliwym głosem, popychając Terence’a, by odszedł od niej jak najdalej.
- I co w związku z tym? Mam się bać tego rudzielca? – warknął trochę ostrzej, niż zamierzał.
- Terence.. ile razy mam prosić, byś zapomniał o tamtej nocy? Jestem w trakcie godzenia się z Ronem, więc proszę, przestań mnie nachodzić. – Gryfonka spojrzała na niego błagalnie.
- Nie. Kiedy mi się podoba jakaś kobieta, to zamierzam o nią walczyć, a nie oddać jakiemuś rudzielcowi, który nie potrafi docenić, jaki skarb ma obok siebie. – Terence’a ogarnęła złość. Nie rozumiał postępowania dziewczyny. Nie kochała Weasley’a, ale chciała z nim być. Jego zdaniem, to co ich łączyło, z miłością miało bardzo mało wspólnego. Śmiało mógłby to nazwać przyzwyczajeniem.
O ile Hermionę zaskoczyło jego nagłe pojawienie się przed jej dormitorium, o tyle jeszcze bardziej zszokowały go jego słowa. Czy.. czy on właśnie powiedział, że ona mu się podoba? I.. i nazwał ją skarbem?
- Terence.. nie powinieneś tak mówić.. – pokręciła głową, spoglądając na jego przystojną twarz.
- Bo co? Bo Weasley usłyszy? Mam go w dupie. Zależy mi na tobie, rozumiesz? Dlaczego nie chcesz dać mi szansy? Bo co? Bo przyzwyczaiłaś się do towarzystwa rudego i już innych do siebie nie dopuszczasz? Przecież sama mówiłaś, że go nie kochasz. Dlaczego więc chcesz z nim być?
- Bo on kocha mnie.. – powiedziała Hermiona, czując, jak do oczu napływają jej łzy. – A ja nie chcę go skrzywdzić..
- Skrzywdzisz go bardziej, jeśli skażesz go na związek z osobą, która go nie kocha. – po tych słowach Terence odszedł, zostawiając na korytarzu osamotnioną i nie wiedzącą, co dalej robić dziewczynę. Żadno z nich nawet nie zdawało sobie sprawy, że za rogiem stoi Ron, który słysząc ich rozmowę zatrzymał się i zaczął słuchać. Jego umysł pracował na szybkich obrotach, próbując poskładać w całość to, co właśnie usłyszał. Hermiona.. Zdradziła go z Terencem tylko raz. A on wygadywał pod jej adresem takie rzeczy. Gdy usłyszał, że panna Granger go nie kocha i jest z nim tylko dlatego, że nie chce go skrzywdzić odrzuceniem, poczuł się tak, jakby dostał kopa w żołądek. Zabolało go to, rozpierdalało go od środka. Mimo to, wyszedł zza rogu i podszedł do Hermiony.
- Słyszałem.. słyszałem wszystko.. – wymamrotał, nie wiedząc, jak poskładać zdania.
- Ron, o czym ty mówisz? – Hermiona spojrzała na niego zmartwiona.

- Ty mnie nie kochasz.. – wybełkotał, patrząc pustym wzrokiem gdzieś przed siebie. – Jesteś ze mną tylko dlatego, żeby mnie nie skrzywdzić..
- Nie, Ron, to nie tak.. – wyciągnęła ręce w jego stronę, lecz on się odsunął i pokręcił gwałtownie głową.
- Nie. Nie zbliżaj się do mnie. Tak będzie najlepiej. Ułóżmy sobie życie z kimś innym.. – powiedział, odwrócił się na pięcie i odszedł. Hermiona rezygnując w wycieczki do Hogsmeade, wróciła z płaczem do dormitorium.

Tymczasem Pansy namawiała Justine na wyjście do miasteczka. Jus wykręcała się nauką, lecz tak naprawdę chciała zostać sama. Pragnęła ciszy, spokoju i samotności, by móc przemyśleć ostatnie wydarzenia. Nik jest wampirem, Czarny Pan powrócił, a Draco mu służy..
- Oj chodź, zobaczysz, jak tam fajnie.. – panna Parkinson pociągnęła swoją czerwonowłosą koleżankę za rękę, by zmusić ją do wstania z łóżka. Na próżno.
- Pans, nigdzie nie idę.. – zajęczała Justine, chowając się pod kołdrą. – Muszę napisać esej na eliksiry.
- Masz na to jeszcze cztery dni! – zawołała szatynka, ściągając z niej pościel. Przez chwilę się siłowały, lecz Justine w końcu puściła kołdrę, przez co Pansy wylądowała tyłkiem na podłodze.
- Justine! – krzyknęła, podnosząc się i masując obolałą część ciała. Czerwonowłosa zachichotała.
- To nie jest zabawne. – mruknęła Parkinson, siadając na swoim łóżku.
- No już, już, nie złość się tak. Złość piękności szkodzi – zaśmiała się, po czym dodała poważnym tonem – A ty nie masz czym szastać.
Ponownie zachichotała, lecz przystopowała, widząc złowieszczy wzrok swojej koleżanki.
- Pchasz się w gips, Morgan – warknęła, patrząc na nią spod byka.
- Oj Pans.. i tak mnie kochasz. – Czerwona przesłała jej w powietrzu buziaczka, po czym już obie śmiały się w najlepsze.
- Ale w ramach przeprosin musisz teraz iść z nami do Hogsmeade.
- Niech ci będzie.. – Jus wywróciła oczami, podnosząc się z łóżka. Pansy zaklaskała w dłonie, a Czerwona stanęła przed szafą, zastanawiając się, co ubrać.
- Weź to. – panna Parkinson nagle pojawiła się obok Justine i wskazywała na czarną sukienkę na długi rękaw. Jus spojrzała na nią bez przekonania. Nie była pewna, czy taki strój jest odpowiedni na spacer do Hogsmeade.
- No już. – Pansy pchnęła czerwonowłosą w stronę łazienki, po czym usiadła na łóżku, czekając, aż wróci. Po chwili panna Morgan pojawiła się w dormitorium ubrana w czarną sukienkę, sięgającą jej do kolan. Góra była do niej idealnie dopasowana, a dekolt nie był głęboki, lecz na tyle szeroki, że odsłaniał jej ramiona. Dół był lekko rozkloszowany, pięknie się układał, podkreślając kształt sylwetki dziewczyny.
- Teraz wszystkie dupy twoje. – zaśmiała się Pansy, a Jus tylko wywróciła oczami.
- Serio, nie to teraz mi w głowie. – powiedziała, podchodząc do lustra i oglądając się z każdej strony. Panna Parkinson wiedziała o zajściu między nią a Lorenzo, stwierdziła, że może jej o tym powiedzieć. Wyczuwała, że z czasem mogą stać się dobrymi przyjaciółkami, dlatego mówiła jej niemal o wszystkim. Pansy niestety nie była z nią taka szczera. Z powodu prośby, a raczej zakazu Draco, ani ona, ani nikt inny nie powiedzieli jej, że Enzo jest synem Voldemorta. Całe szczęście, że ta małpa Greengrass o tym nie wiedziała, bo już pewnie dawno by to wypaplała Jus.
- A może właśnie powinnaś sobie znaleźć jakieś pocieszenie? – Pansy poruszyła brwiami, uśmiechając się znacząco. Nie była typem cnotki, lubiła flirtować z chłopakami, ale też nie puszczała się jak Daphne. Przecież nie kazała Justine od razu wskoczyć jakiemuś kolesiowi do łóżka. Niewinny flirt, pocałunek czy objęcie by wystarczyły, by poprawiła sobie humor.
- Pansy... – westchnęła, spinając włosy w niedbałego koka. Pozwoliła kilku kosmykom wymknąć się z upięcia, by uroczo okalały jej twarz.
- No co? Pocałujesz się, poprzytulasz i poczujesz się lepiej. – powiedziała.

Sięgnęła z szafy coś dla siebie. Wybrała miętową, jedwabną koszulę, a do tego włożyła czarną, rozkloszowaną spódniczkę.
- Idę się przebrać i zaraz wychodzimy. – poinformowała ją i wyszła do łazienki.

Draco i Blaise stali na dziedzińcu, czekając na Pans. Terence poinformował ich wcześniej, że pójdzie z Hermioną, lecz właśnie pojawił się przy swoich dwóch kumplach.
- A ty co? Nie z Granger? – Blaise spojrzał na niego ze zdziwieniem.
- Czyżbyś w końcu zrozumiał, że nie warto brudzić się szlamem? – spytał Draco, spoglądając na swojego przyjaciela obojętnym wyrazem twarzy.
- Przestań ją tak nazywać, Smoku. – głos Terence’a był stanowczy. Ślizgon nie chciał, by jego dwaj najlepsi przyjaciele obrażali dziewczynę, która mu się podoba. Nawet jeśli była mugolaczką i przez kilka lat darzyli się nienawiścią.
- Ja wiem, że wyładniała, ale szlama nadal szlamą pozostanie. – kontynuował Draco. W rzeczywistości było mu to obojętne, z kim będzie pieprzył się Higgs, ale nie byłby sobą, gdyby komuś nie podokuczał.
- Draco! – warknął Terence ostrzegawczo. – Wojna skończona. Voldemorta nie ma. Dla mnie to bez znaczenia, jakiego jest statusu krwi.
- Chyba muszę powiedzieć Lorenzo, z kim zadaje się jego poplecznik.. – Malfoy westchnął teatralnie i zrobił zbolałą minę. – Nie chciałbym być wtedy w twojej skórze. Mało tego, że zabujałeś się w szlamie, co nie przystoi arystokracie, to na dodatek jest nią osoba, którą on chce zabić.

Dracona bawiła ta sytuacja, lecz po chwili spoważniał. On sam nie był w lepszej. Ale przecież wyłączył uczucia i będzie teraz dbał tylko o siebie. Wraca dawny Malfoy. Malfoy, który na pierwszym miejscu stawia swoje dobro. Malfoy, który w dupie ma wszystko i wszystkich. Malfoy, który robi wszystko, by przeżyć, nawet gdyby to oznaczało rozkochanie w sobie jakiejś dziewczyny i przyprowadzenie jej przed oblicze Czarnego Pana.
A jeśli już mowa o rozkochaniu pewnej dziewczyny.. Wszystkim trzem Ślizgonom niemal szczęka opadła, gdy zauważyli idące w ich stronę koleżanki z klasy. Draco w porę się opanował i dość szybko oderwał wzrok od Justine, w ślicznej, czarnej sukience, od jej wyeksponowanych ramion. Terence przygryzł wargę na widok Pansy. Przez jego umysł przewinęły się właśnie wspomnienia momentów, które razem spędzili. Był wtedy szczęśliwy, zakochał się chyba po raz pierwszy w życiu. Niestety, Pansy zerwała z nim, gdy jego prawdziwa natura wzięła nad nim górę i ją zdradził z jakąś Krukonką, której imienia już nawet nie pamiętał.
- Wow.. wyglądacie.. pięknie. – powiedział z szerokim uśmiechem Blaise. Jako ich przyjaciel mógł na legalu prawić im komplementy. Dziewczynom było wtedy miło, a on po prostu szczerze wyrażał swoją opinię.
- Diable. Dwie naraz? – Draco spojrzał na swojego przyjaciela karcąco.
- A dlaczego nie? – zaśmiał się Zabini, stając między Pansy i Justine i obejmując je w pasie. – Nic mi się bardziej nie marzy, jak spacer do Hogsmeade w towarzystwie dwóch pięknych kobiet. – powiedział, śmiejąc się.
- Blaise.. – Justine odchrząknęła cicho. – Ginny tu idzie. – powiedziała konspiracyjnym szeptem, a on natychmiast odskoczył od swoich koleżanek, jakby go prąd walnął. Zaczął się panicznie rozglądać.
- Gdzie? Gdzie ona jest?
- Żartowałam.. – wydusiła Jus, śmiejąc się. Pansy i Terence jej zawtórowali, a usta Dracona nawet nie drgnęły, by spróbować się uśmiechnąć.
- Nieśmieszne. – burknął Zabini, a jego przyjaciele jeszcze głośniej zaczęli się śmiać.
- Oj Diable, Diable.. Chyba naprawdę wpadłeś po uszy, skoro dałeś się tak nabrać. – zaśmiał się Higgs.
- Terence, ty się lepiej nie wypowiadaj, bo sam oszalałeś na punkcie pewnej szlamy. – odezwał się Draco. Zanim ktokolwiek zdążył się odezwać, zrobiła to Justine:
- Mówiłam ci już, nie nazywaj jej tak!
- Bo co? Wolność słowa, prawo do wygłaszania własnych myśli..  mówi ci to coś, Czerwona? – spytał, wykrzywiając usta w ironicznym uśmiechu.
- Mówi mi tylko tyle, że osoby twojego pokroju nie powinni z tego prawa zbytnio korzystać.
- Mojego pokroju? Co masz na myśli?
- Mam na myśli wrednego, nadętego i aroganckiego dupka!
- Wolę być wrednym, nadętym i aroganckim dupkiem niż nieznośną, irytującą wszystkich dziewuchą! – Draco z Justine stali naprzeciwko siebie, mierząc się wściekle wzrokiem.
- Nikt ci nie każe więc tu przebywać, skoro jestem taka nieznośna. – wycedziła czerwonowłosa.
- Przypomnę ci, że to TY tu przyszłaś, jak ja już tu stałem. – powiedział zażenowany.
- W takim razie może sobie pójdę?
- Myślę, że tylko wyświadczyłabyś wszystkim przysługę.
Po tych słowach Dracona, Justine odwróciła się na pięcie i odeszła w kierunku zamku.
- Jus, stój! – Pansy złapała ją za rękę, lecz Czerwona ją wyszarpnęła. Ugh, jak ten blondyn ją denerwował! Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego raz był z nią szczery, okazywał jakiekolwiek życzliwe uczucia, a innym razem zachowywał się zwykły dupek.
- Wszyscy, którzy idą do Hogsmeade pierwszy raz, proszę do mnie ze zgodami! – usłyszeli nagle głos profesor McGonagall. Czerwonowłosa walnęła się w czoło. Podbiegła szybko do profesor McGonagall, która stała wraz z kilkoma innymi profesorami, którze mieli iść wraz z uczniami, jako opiekunowie „wycieczki”. Ojciec Jus, Flitwick, Hagrid, Sprout i.. Niklaus.
- Pani profesor.. Zostawiłam zgodę w dormitorium. Niedługo wrócę, proszę nie wychodzić beze mnie.. – spojrzała na McGonagall błagalnie.
- Niestety moja droga, ale musimy już wyruszać. I tak już mamy spore opóźnienie..
- Ja na nią zaczekam. – odezwał się Niklaus, nim ktokolwiek inny zdążył zareagować. Co prawda ojciec Jus chciał się zaoferować, jednakże po słowach Klausa zrezygnował z tego pomysłu. Wiedział, że córka nie chciałaby zostawać z nim i przyjmować jakąkolwiek jego pomoc, a poza tym był niemal stuprocentowo pewien, że będzie ona wolała towarzystwo młodego praktykanta.
- Miał pan pilnować uczniów podczas wycieczki do Hogsmeade. – oświadczyła profesor McGonagall, lecz młody mężczyzna miał już na to gotową odpowiedź:
- I tak idę na końcu pochodu, więc Hagrid może iść na razie sam, a ja poczekam na Jus i dogonimy wszystkich. – Klaus uśmiechnął się czarująco. Mimo iż profesor McGonagall miała swoje lata, na nią również działały tak urokliwe gesty.

- Dobrze. Tylko pospieszcie się. My już wyruszamy. Pomono, pójdziesz ze mną. A pan, panie Morgan, pójdzie razem z profesorem Flitwickiem środkiem. Hagrid, przypilnujesz tyłu, a pan Snape później do ciebie dołączy. – opiekunka Gryffindoru miała niezwykły talent do wydawania rozkazów oraz dobrej organizacji wszystkiego. Ruszyła naprzód wraz z nauczycielką zielarstwa, a uczniowie zaczęli iść za nią, nie mogąc się doczekać, aż znajdą się w Miodowym Królestwie bądź w Trzech Miotłach. Jus posłała pełne wdzięczności spojrzenie swojemu starszemu przyjacielowi, po czym biegiem ruszyła w stronę zamku. Niklaus szybko ją dogonił, co nie było dla niego trudne, zważywszy na to, że był wampirem.
- Hej, gdzie się tak spieszysz? – złapał ją za rękę, zmuszając tym samym do tego, by zwolniła.
- McGonagall.. – zaczęła, lecz urwała, widząc, jak Niklaus wywraca oczami.
- Nie przejmuj się nią. Idzie na początku, więc nie będzie wiedziała, kiedy dojdziemy. Poza tym Hagrid wspaniale sobie poradzi. – wzruszyła ramionami i wraz czerwonowłosą poszedł w kierunku wierzy Gryffindoru. Po kilku minutach byli już na drodze w kierunku Hogsmeade, a w dłoni Justine spoczywała zgoda podpisana przez jej mamę. Jej prawnego opiekuna. Nie mógł jej podpisać ojciec, bo inaczej zgoda już dawno trafiłaby do McGonagall, a tak sama Justine dostała ją sową dziś rano.
Dwoje młodych ludzi wcale się nie spieszyło z dogonieniem pochodu. Świetnie im się rozmawiało, jak zawsze zresztą. Żadno z nich nie wspominało o wczorajszej rozmowie. Jus rozmawiała z Nikiem jak dawniej, jakby wiadomość o jego prawdziwej naturze nie zrobiła na niej wrażenia. I rzeczywiście tak było. Justine nie bała się go, wręcz przeciwnie, czuła się przy nim dość bezpiecznie. W końcu z tego, co słyszała o wampirach, były one niemal nieśmiertelne i odporne na magię. Nie licząc bardzo potężnego niewerbalnego zaklęcia, sprawiającego psychiczny ból w umyśle wampira.
Do Hogsmeade dotarli na końcu. Justine była tutaj pierwszy raz, więc Klaus chciał jej pokazać jak najwięcej ciekawych miejsc. Na zwiedzanie wioski mieli praktycznie cały dzień, więc się nie spieszył. Pokazał jej Miodowe Królestwo, z którego wyszli z naręczem wszelkiego rodzaju słodyczy, sklep u Derwisza i Bangesa, sklep u Zenka.. Zahaczyli również o Trzy Miotły, gdzie razem zajęli jeden ze stolików przy oknie. Wesoło rozmawiali przy kufle kremowego piwa, nieświadomi, że są obserwowani przez pewnego blondyna siedzącego w kącie sali z trójką przyjaciół i namolną dziewczyną. Nie chciał tego przyznawać sam przed sobą, ale czuł pewnego rodzaju zazdrość, widząc, jak Jus świetnie bawi się w towarzystwie młodego Snape’a. A przecież mówił jej, że powinna się od niego trzymać z daleka! Wolałaby, aby siedziała tu teraz przy jego stoliku i wykłócała się z nim, zamiast śmiać się z żartów Niklausa.
Kiedy zaczęło się ściemniać, wycieczka powoli dobiegała końca. Niklausowi przypomniało się jednak, że nie pokazał Justine jeszcze jednego miejsca. Zagadali się trochę i chyba niepotrzebnie zamówili po kolejnym kuflu wspaniałego, kremowego piwa, przez co nie zwiedzili Wrzeszczącej Chaty. Zwrócił się do profesor McGonagall z prośbą o chociaż pół godzinki więcej czasu. Wyjaśnił jej, że to pierwsza wizyta panny Morgan w Hogsmeade, a chciała jeszcze zobaczyć kilka miejsc. Za wstawiennictwem ojca czerwonowłosej, pani profesor się zgodziła, robiąc warunek tylko dla tych dwojga. Pozostali musieli jednak wrócić do Hogwartu. O określonej godzinie mieli się bowiem zebrać wszyscy przy wejściu do miasteczka, a po sprawdzeniu listy wyruszyć w drogę powrotną do szkoły. Niklaus wraz z Justine skierowali się w przeciwnym kierunku, idąc niemal na koniec wioski, by obejrzeć jeden z najbardziej nawiedzonych domów w magicznym świecie.
Miasteczko było prawie puste. Gdzieniegdzie można było spotkać mieszkańca, który w samotności spacerował ulicami Hogsmeade. Miejscowość po wizycie uczniów Hogwartu pustoszała i cichła, wracając do swojego normalnego, spokojnego życia. Gdy Niklaus wraz z Justine dotarli do ogrodzenia otaczającego Wrzeszczącą Chatę, słońce było już schowane za horyzontem. Nik opowiadał Jus o drewnianej chatce, gdy nagle urwał w pół słowa i stał nieruchomo, patrząc w jeden punkt przed sobą.
- Nik? Wszystko w po..
- Csii… - uciszył ją mężczyzna, po czym znowu zaczął nasłuchiwać. 
W odpowiednim momencie oderwał się od ogrodzenia i stanął przed Jus, gdy nagle rozległ się krzyk: „Drętwota” i promień światła powędrował w stronę czerwonowłosej. Zaklęcie ugodziło w wampira, nie wyrządzając mu jednak żadnej krzywdy, jedynie go osłabiając.
- Co do jasnej..? – usłyszeli męski głos, po czym z cienia wyszło troje mężczyzn w maskach.
Śmierciożercy.


8 komentarzy:

  1. Jak możesz tak kończyć?! Śmierciożercy i....ehhh świetny rozdział, dużo się dzieje, najbardziej scena Draco i Jus z początku, i Terrence jest taki słodki, walczy o Hermę <3 Życzę mnóstwo weny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak możesz tak kończyć? Pisz szybko! Nie podoba mi się zmiana Draco ): Jest taki nadęty :D Ale Terence i Herm się nie mogę doczekać, jak będą razem :D Ich paring jest naprawdę świetny :) Ale Nik wydaje mi się trochę podejrzany ale mimo to ciasteczko do schrupania :D
    Ron po prostu głupek, żeby Herm zostawić samą, spłakaną :( Straszna... Grrrrr...
    Pozdrawiam i życzę weny!

    PomyLuna ;*

    maddieravenclaw.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Terence kocha Mionkę! Terence kocha Mionkę! <3
    A Draco znowu ma humorki... Podobno to za kobietą ciężko nadążyć..
    Bardzo lubię Nika, mam nadzieję, że będzie do końca pozytywną postacią! :D

    Pozdrawiam cieplutko i do następnego! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Pamiętniki wampirów, Henry Portie... Tfu, Harry Potter - cudowne połączenie najlepszych filmów (i seriali) w dziejach. Piszesz superaśnie -.-

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem okropna... przeczytałam to tak dawno i oczywiście zapomniałam skomentować ;)
    Rozdział bardzo ciekawy, ale błagam nie kończ więcej w takim miejscu. A jak już tak zakończysz to dodaj najlepiej na drugi dzień rozdział ;))
    Czekam na kolejny i weeny ^^
    ~gwiazdeczka

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam!
    Ostatni post na Twoim blogu pojawił się ponad dwa miesiące temu, więc zgodnie z regulaminem blog został uznany za nieaktywny. Zostanie on w katalogu jeszcze przez tydzień, w ciągu którego możesz napisać w zakładce "Zmiany" z prośbą o oznaczenie go jako zawieszony/zakończony lub taki, gdzie posty pojawiają się rzadko. Po tygodniu zostanie usunięty i będziesz musiała zgłosić się ponownie.
    Pozdrawiam,
    Księga Baśni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Blog został usunięty. W razie wznowienia aktywności możesz zgłosić go ponownie.
      Pozdrawiam!

      Usuń