Zakładki

3.03.2016

Rozdział 4.: Jesteś głupszy, niż ustawa przewiduje


- Witam. Nazywam się Thomas Morgan i jestem waszym nowym nauczycielem Obrony Przed Czarną Magią. – mówiąc to, mężczyzna  napisał swoje imię i nazwisko na tablicy. - Mam nadzieję, że na naszych wspólnych lekcjach, będzie nam się dobrze współpracowało i obędzie się bez różnego rodzaju nieprzyjemności. - po wypowiedzeniu tych słów uśmiechnął się czarująco, na co niemal wszystkie dziewczyny odpowiedziały rozmarzonym westchnieniem, a wszystkie pary żeńskich oczu w tej klasie wodziły za jego sylwetką. Nawet Hermiona.

 Jedynie Justine, której widok tego uśmiechu przypominał szczęśliwe dzieciństwo w PEŁNEJ rodzinie, tym razem zmagała się z prawdziwą karuzelą emocji. Nadal była na ojca wściekła i miała do niego żal o rozpad ich rodziny. A teraz miała znosić go przez cały rok w jednym zamku? I jeszcze miał ją uczyć? Tego było dla Czerwonej już za wiele…
- Otwórzcie podręczniki na stronie 8... - Jus, pogrążona w swoich rozmyślaniach oraz pod wpływem emocji, jakby nie słyszała słów nowego profesora. Całą lekcję siedziała niemal w bezruchu, tępo patrząc w tablicę, a jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Czas lekcji dłużył się jej niemiłosiernie, a gdy rozległ się dzwonek oznajmiający jej koniec, nawet się nie podniosła, czekając, aż wszyscy wyjdą. Chłopcy opuścili klasę dosyć szybko, dziewczyny natomiast zwlekały z tym jak tylko mogły.
- Jus? A ty nie idziesz? - zapytała Hermiona, widząc, że Czerwona się nie pakuje.
- Nie.. Muszę.. coś załatwić.
Panna Granger słysząc to, uniosła do góry brew.
- Pierwsza lekcja z nowym nauczycielem i już lecisz na podryw? No tak.. cecha typowa dla ślizgonów.. - powiedziała kpiąco.

- Hermiono, to nie tak! - zawołała Czerwona, gdy Gryfonka ruszyła szybkim krokiem w stronę wyjścia. Po słowach Jus się zatrzymała i odwróciła. Mierząc ją spojrzeniem, wyznała:
- Wiesz co? Myślałam, że jesteś inna niż reszta tych zapyziałych ślizgonów. Warta poznania, miła, sympatyczna.. Ale gówno prawda. Jesteś taka sama jak reszta tych twoich przyjaciół z twojego domu. - zaraz po wypowiedzeniu tych słów obróciła się na pięcie, jednak Jus dogoniła ją i złapała za przegub ręki.
- Słuchaj Hermiono, podobno jesteś taka błyskotliwa, a nie zauważyłaś wcale, że ten profesor ma nazwisko takie samo jak ja? I jest moim ojcem? - zapytała szeptem. Gryfonka skutecznie ukryła zdziwienie, nie dając po sobie poznać, jaka jest zaskoczona. Rzeczywiście.. mężczyzna, który teraz porządkował na biurku jakieś papiery i co jakiś czas zerkał kątem oka na dwie dziewczyny pozostałe w klasie, był podobny do Jus. Była zła na siebie, że nie zabłysnęła spostrzegawczością i na dodatek rzuciła Justine nieprawdziwe oskarżenia.
- Przepraszam.. - wykrztusiła.
- Nie szkodzi. Tylko następnym razem wstrzymaj się z oskarżeniami, jeśli nie będziesz wystarczająco czegoś pewna. - powiedziała Czerwona i odwróciła się tyłem do Gryfonki. Hermiona opuściła klasę w tym samym momencie, w którym Jus podeszła do biurka i stanęła twarzą w twarz ze swoim ojcem.
- Witaj Justine. I jak wypadłem w roli nauczyciela? - zapytał, uśmiechając się i jakby nie dostrzegając obojętności oraz niechęci wymalowanych na twarzy swojej córki.
- Wspaniale. - prychnęła. - Zajebiście wręcz.
- Justine! - ojciec pogroził jej palcem, kręcąc karcąco głową, na co ona tylko uniosła powątpiewająco brew. Nie działały na nią już takie rzeczy, zwłaszcza od strony ojca, który skrzywdził ją i mamę swoim postępowaniem. Dla Jus już się nie liczył. Nie miał nad nią żadnej władzy rodzicielskiej.
- Opamiętaj się. Jestem twoim ojcem. Chciałbym, by nasze relacje były takie, jak kiedyś.
- Że co? JA mam się opamiętać? To ty powinieneś się opamiętać, jak zdradzałeś mamę z tą mugolką! - zawołała, czując, jak powoli wstępuje w nią gniew.
- Justine! Pamiętaj z kim rozmawiasz!
- No tak, pamiętam. Przed państwem najlepszy, najwspanialszy, najcudowniejszy, wzór cnót - Thomas Morgan! - powiedziała szyderczo, z satysfakcją stwierdzając, że na twarzy ojca maluje się gniew i zmieszanie.
- Uspokój się natychmiast!
- Nie będziesz mi rozkazywał. Nie mam z tobą już nic wspólnego.
- Jus, spróbujmy to wszystko naprawić..
- Co? Ty chcesz to wszystko naprawiać? Jak? Powiedz mi: JAK? Już jest za późno. Spieprzyłeś wszystko. Straciłeś i mnie, i mamę. I po co ty tu jesteś? - warknęła.
- Żeby zarabiać? Żeby być blisko ciebie?
- O tym drugim zapomnij. - prychnęła, nie zwracając nawet uwagi na to, jak jej słowa ranią ojca. On przecież też ją zranił!

Odwróciła się na pięcie i opuściła klasę.
Szybkim krokiem ruszyła przez korytarz. Co chwila ze złości i oburzenia zaciskała pięści. Jak on mógł tu przyjść nauczać?! Po tym, co zrobił, nie wstydzi się nawet pokazać jej na oczy!
 Szła wściekła, nie wiedząc nawet dokąd i na jaką lekcję. Traf chciał, że skręcając za róg wpadła na jakiegoś chłopaka. Miał brązowe włosy oraz zielone oczy, idealnie pasujące do jego krawatu w tym samym kolorze.
- Emm.. przepraszam.. - wymamrotała i ruszyła dalej, lecz została zatrzymana. Chłopak złapał ją delikatnie za nadgarstek, a kiedy Jus na niego spojrzała, uśmiechnął się czarująco.



- To ja przepraszam. Nic ci nie jest?
- Nie, wszystko w porządku.. - mruknęła, próbując opanować drżenie dłoni, oznakę, że targają nią negatywne emocje.
- Tak w ogóle to jestem Anthony. Znajomi mówią mi Tony. - powiedział, a uśmiech nie schodził z jego twarzy.
- Justine. - Czerwona zerknęła niepewnie na swoją rękę, nadal będącą w uścisku chłopaka.
- Och, wybacz. - puścił jej nadgarstek. - Gdzie się tak spieszysz? - zagaił, przyglądając się jej.
- Na lekcje. Mam... - urwała, szukając planu w torbie. - Transmutację.
- O to nie radzę się spóźnić. Nie u McGonagall. - zaśmiał się cicho, na co Jus westchnęła.
- Świetnie..
- Coś nie tak? - zapytał Tony, a Czerwona przyznała się, że nie ma pojęcia jak tam trafić.
- Chodź, zaprowadzę cię. - chłopak złapał ją za rękę. - W końcu Ślizgoni muszą sobie pomagać, prawda? - zapytał, puszczając jej oczko, po czym ruszył w nieznanym Justine kierunku.
- Mamy trzy minuty, musimy się spieszyć. - rzucił przez ramię, po czym prawie że zaczął biec. Czerwona truchtała za nim, dziękując w myślach Bogu, że napotkała tutaj kogoś, kto zechciał jej pomóc. Gdyby wpadła na Malfoy’a albo kogoś jego pokroju, zapewne wyprowadziłby ją w pole, nie szczędząc przy tym przykrych uwag.
W trakcie tej krótkiej przebieżki dowiedziała się, że chłopak jest w tym samym wieku, co ona, jednak chodzi do klasy niżej, ponieważ, jak już się Jus sama przekonała na przykładzie swoich znajomych z klasy, byli rok do tyłu przez toczącą się wojnę z Voldemortem.
Pod klasę dobiegli jeszcze przed dzwonkiem. W momencie, kiedy znaleźli się na miejscu, wszystkie głowy zostały zwrócone w ich stronę. Jus zabrała rękę, którą Anthony trzymał, aby się nie rozdzielili podczas biegu.
- Dziękuję za pomoc. - wydyszała.
- Nie ma sprawy. Polecam się na przyszłość. - uśmiechnął się. - To do zobaczenia.
Chwila i już go nie było. Jus podeszła do grupy uczniów czekających na początek lekcji. Czuła na sobie zaciekawione spojrzenie Draco, Blaise'a oraz Terence'a. Zapewne zastanawiali się, jak poznała Tony'ego i z jakiej racji odprowadzał ją pod klasę.
Na transmutacji, jak i zarówno na zielarstwie, czerwonowłosa zajęła sama stanowisko pracy i uczyła się w samotności, bez towarzystwa kogoś ze Slytherinu bądź Gryffindoru.
Po lekcjach nadszedł czas obiadu. Uczniowie gromadzili się w Wielkiej Sali, zajmując miejsca przy stołach swoich domów, by spożyć posiłek w towarzystwie przyjaciół. O ile takowych posiadali. Justine usiadła w samotności, zachowując małą odległość między sobą, a innymi Ślizgonami, lecz gdy w Wielkiej Sali pojawił się Blaise, usiadł obok niej wraz z Terencem. Naprzeciwko nich usiadła Pansy razem z Draco oraz Daphne, a Jus westchnęła w duchu. Nawet obiadu nie mogła w spokoju zjeść...
- Jus, jak poznałaś mojego brata? - zapytał Terence, z dziwną ciekawością.
       Czerwona zmarszczyła brwi.
- Jakiego brata?
- No Anthony'ego. - uśmiechnął się Terence, biorąc kęs kurczaka.
- To brat Terence'a. - dodał Blaise.
- Aaa.. Tony'ego.. wpadłam na niego. - wzruszyła ramionami, nalewając sobie soku pomarańczowego.
- Ty na niego czy on na Ciebie? - spytał Terence, unosząc brew.
- Ja na niego, a czemu pytasz? - Jus spojrzała na niego podejrzliwie.
- Tak po prostu.. - wymamrotał Higgs.
- A czemu cię odprowadzał? - dopytywał Blaise.
- Ojej, czy to jakieś przesłuchanie? - zirytowała się, lecz po chwili odpowiedziała. - Nie wiedziałam jak trafić do klasy transmutacji, więc znalazłam sobie innego przewodnika, skoro poprzedni mnie opuścił. Na szczęście. - powiedziała takim tonem, aby Draco to usłyszał i wiedział, że o nim mowa. Blondyn odczytał tą wypowiedź jako zaproszenie do słownej konfontacji.
- No bo ile można na ciebie czekać? - wywrócił oczami.
- Tyle, ile będzie trzeba. Taka twoja rola. - prychnęła.
- Nie zamierzam stać pod klasą i czekać jak kołek, podczas gdy ty zostajesz w klasie i urządzasz sobie pogaduszki z nowym nauczycielem.

- Będę rozmawiać z kim chcę, a ty powinieneś na mnie czekać.
- Jesteś aż tak zdesperowana? Daj spokój, przecież on jest po trzydziestce. - na ustach Dracona wykwitł kpiący uśmiech. Czerwona słysząc jego słowa aż podniosła się z miejsca, natomiast reszta osób z ich najbliższego otoczenia przypatrywała im się z ciekawością.
- Słucham? Czy ty coś sugerujesz? Malfoy, jesteś głupszy, niż ustawa przewiduje. - rzuciła, na co teraz z miejsca podniósł się również on.
- A co? Może powiesz, że się pytałaś o dodatkową pracę domową na lepszą ocenę?
- Nie twój interes, Malfoy. - wycedziła.
- I jak? Na kiedy się umówiliście? A może dał ci kosza? - Draco brnął dalej.
- Zastanów się, co mówisz! - syknęła, a jej ciśnienie po raz kolejny skoczyło dużo ponad normę.
- Ja dobrze wiem, co mówię. Nowy nauczyciel zachwycił wszystkie uczennice.
- To jest mój ojciec, idioto! - warknęła i postanowiła opuścić Wielką Salę, gdyż po tej wymianie zdań odechciało jej się jeść. Na jej szczęście, znała drogę stąd do Domu Węża, dzięki czemu szybko znalazła się w dormitorium, zostawiając osłupiałego Malfoy'a na stołówce. Blondyn, nie dając po sobie znać, jak bardzo jest zaskoczony, usiadł z powrotem do stołu i jak gdyby nigdy nic zaczął jeść naleśnika. Gdy podniósł wzrok znad talerza, napotkał karcące spojrzenie swojego wieloletniego przyjaciela.
- No co?
- Nie popisałeś się stary. - Blaise pokręcił głową, na co Smok wzruszył ramiona.
- Nie obchodzi mnie to wcale, Diable. Nic a nic. - na te słowa blondyna Zabini nic już nie odpowiedział, lecz przyglądał mu się jeszcze przez chwilę, by przejrzeć swojego najlepszego kumpla. Niestety, mimo wielu lat przyjaźni, nie potrafił rozgryźć, jakie uczucia, emocje czy intencje kierowały nim podczas konfrontacji z czerwonowłosą. Dracon bowiem do perfekcji opanował maskowanie i ukrywanie prawdziwych emocji, które nim targały i zakrywanie ich maską obojętności. Ale on się dowie. Prędzej czy później przejrzy Draco, choć prawdopodobnie blondasek i tak sam mu to wcześniej powie.
Daphne natomiast, słysząc, że nowy nauczyciel OPCM jest ojcem czerwonowłosej, kształtowała już w głowie swój nowy plan. Plan na wkurzenie Justine, zrobienie jej na złość i uprzykrzenie życia. Uśmiechnęła się pod nosem, knując szczegóły swojego planu.
Resztę obiadu na stołówce nie powrócił już temat czerwonowłosej, która teraz siedziała w dormitorium, odgrodzona od reszty świata kotarami swojego łóżka. Położyła się w pozycji embrionalnej, w takiej, w jakiej najbardziej lubiła. Wpatrując się pustym wzrokiem w jakiś martwy punkt przed sobą, całą siłą woli powstrzymywała się, by łzy nie popłynęły po jej policzkach. Całe jej życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Jej rodzina jest w kawałkach. Jej chłopak znajduje setki kilometrów od niej, a ona została skazana na samotność w nowej szkole, między nowymi ludźmi.. a na dodatek jej życie musi uprzykrzać ten blondas ze swoją lalunią..
Justine ze złością zacisnęła dłoń na kołdrze, a z jej oczu popłynęły niechciane łzy bezradności. Uderzyła pięścią w łóżko. Po chwili jednak opamiętała się i podniosła do pozycji siedzącej. Otarła łzy i unormowała niespokojny oddech. Nie. Nie będzie tak, że Draco z Daphne będą się z niej nabijać, a ona będzie egzystowała cicho i spokojnie na uboczu. Pokaże im jeszcze na co ją stać. Nie pozostanie im dłużna. Zamierzała jak najweselej spędzić ten rok nauki wśród osób, które będą chciały jej towarzystwa. Niekoniecznie musi to być Malfoy ze swoją świtą.
Do godziny dwudziestej Justine odrabiała lekcje oraz czytała książkę, którą dostała od matki na poprzednie urodziny. Nikt jej w tym nie przeszkadzał, gdyż siedząc cały czas za zasłoniętymi kotarami jasno dała do zrozumienia, że nie chce towarzystwa. Nie pokazała się też na kolacji. Za to kilka minut przed 20 opuściła swoje dormitorium i ruszyła w kierunku gabinetu profesora Snape’a, by odbyć swój szlaban.
Podczas gdy Justine zajęta była odrabianiem lekcji, Draco siedział wraz z Blaisem i Terencem w dormitorium chłopców pogrążony w sympatycznej, przyjacielskiej rozmowie. Kiedy w pomieszczeniu rozległ się cichy stukot, wstał z ciemnozielonego fotela i podszedł do okna, w które dziobem pukała mała sówka. Otworzył okiennice, odwiązał od nóżki ptaszyny mały liścik i pozwolił jej odfrunąć z powrotem. Po zamknięciu okna oparł się tyłem o parapet i przeczytał krótki tekst napisany starannym, pochyłym pismem na fragmencie pergaminu:
„Panie Malfoy
Jako iż jest Pan Prefektem Naczelnym Slytherinu, przysługuje Panu prywatne dormitorium, do którego będzie mógł się Pan wprowadzić pod koniec tygodnia. Znajduje się ono na końcu korytarza w lochach. Hasło do niego to: Dom Węża, które będzie mógł Pan później sobie zmienić.
M. McGonagall”
Na twarzy młodego Ślizgona wykwitł uśmiech. Prywatne dormitorium. Teraz będzie mógł w nim robić, co tylko będzie chciał i z kim będzie chciał, mając pewność, że nie jest podglądany. Skończy się chowanie z dziewczynami po kątach zamku lub zabieranie ich do pokoju życzeń. Zwinął świstek papieru i włożył go do tylniej kieszeni czarnych spodni, które właśnie miał na sobie. Poinformował przyjaciół, że już niedługo będą dzielić dormitorium bez niego, gdyż on dostał swoje własne jako prefekt.
Wzrok Dracona padł na zegar wiszący na ścianie. Za piętnaście ósma. Niedługo musiał znaleźć się w gabinecie Snape’a, żeby odpracować ten durny szlaban, który zarobił przez Czerwoną. Westchnął cicho, pożegnał się z przyjaciółmi i ruszył w kierunku pomieszczenia, gdzie miał się spotkać z Mistrzem Eliksirów oraz pozostałymi delikwentami, którzy mieli dziś karę.
Na miejscu okazało się, że panna Greengrass się spóźnia, czego Snape oczywiście nie tolerował. Zły, powiedział Justine i Draco, że odbębnią szlaban razem, a Daphne otrzyma inną karę. Po jego minie można było wywnioskować, że gorszą. Nietoperz zaprowadził blondyna i czerwonowłosą do swojego magazynku.
- Irytek ostatnio dorwał się do moich zapasów. Zrobił tu mały bałagan. – rzekł Severus, na co Justine i Draco otworzyli szeroko oczy ze zdumienia.
- Mały bałagan? – spytała z powątpiewaniem Jus, widząc poprzewracane i pozbijane fiolki, porozrzucane i pomieszane składniki oraz powylewane różnego koloru substancje.
- Przecież to istny burdel. – Malfoy zawsze mówił, co myślał, za co został zgromiony wzrokiem przez opiekuna swojego domu.
- Na razie to burdel, ale jak to posprzątacie, to będzie porządek. – powiedział chłodnym głosem profesor, po czym wyciągnął w ich stronę otwartą dłoń, wnętrzem do góry.
- Różdżki. – powiedział krótko, a uczniowie niechętnie mu je oddali. Nietoperz oddalił się szybkim krokiem, zostawiając ich samych w magazynku. Zanim jednak odszedł, uprzedził młodzież, że na uprzątnięcie składziku mają trzy dni.
- Przecież bez różdżek zejdzie nam się tydzień…  – jęknęła Jus, rozglądając się wokół bezradnie.
- Jak będziesz marudzić, zamiast coś robić, to na pewno. – rzekł Draco, idąc w stronę regału z eliksirami i przyglądając się im. Wszystkie były poukładane alfabetycznie. Zaczął więc podnosić poprzewracane fiolki oraz zbierać te, które znalazły się na podłodze. Justine natomiast stała, opierając się ramieniem o futrynę i przyglądając się poczynaniom blondyna. Obserwowała jego pełne gracji ruchy oraz dostrzegała te szczegóły w jego wyglądzie, których nie zauważyła wcześniej. Na jego lewym policzku widniała mała, blada blizna. Ledwie widoczna, ale czujne oczy Jus ją wypatrzyły. Ale ten mankament skóry wcale nie szpecił twarzy Draco. Wręcz przeciwnie. Blizna ta dodawała mu w pewien sposób uroku.
Justine była w stanie zobaczyć lekko wyrzeźbione mięśnie, które odznaczały się pod cienkim materiałem czarnej koszuli Draco. Teraz, gdy zakasał rękawy, mogła dostrzec jeszcze kilka blizn znajdujących się na przegubach rąk oraz kilka pieprzyków. Wzrok Jus powędrował w dół, na zgrabne pośladki Dracona.
- Ruszysz się czy zamierzać tak stać i się gapić? – spytał Ślizgon, zerkając na swoją towarzyszkę kątem oka. Doskonale wiedział, że Jus tak się wpatruje w niego i uśmiechnął się pod nosem. Co tu kryć, zawsze mu schlebiało, gdy jakaś ładna dziewczyna wlepiała w niego swoje śliczne oczka. O nie… czy on właśnie pomyślał, że Czerwona jest ładna? „Uspokój się, Malfoy!” – zrugał się w duchu, marszcząc delikatnie brwi. Stał tyłem do czerwonowłosej, więc dziewczyna nie mogła zobaczyć tego grymasu.
Justine rozejrzała się bezradnie po składziku. Mimo iż lubiła eliksiry, nie uśmiechała jej się wizja sprzątania magazynu pełnego składników i wywarów. Jednak wzięła jakiś koszyk i zaczęła do niego wrzucać rzeczy porozrzucane na podłodze, by następnie posegregować je i powkładać do odpowiednich pudełek, słoików i szuflad. Nagle poczuła, jak coś małego uderza ją w plecy. Odwróciła się i ujrzała Dracona, który trzymał w ręku słoiczek jagód z jemioły. Jedną ponownie wycelował w Czerwoną, a ta gdyby się nie uchyliła, dostałaby w czoło.
- Co Ty wyprawiasz? Chcesz nam dołożyć sprzątania? - fuknęła, spogladając na niego spod byka.
- I tak jest tu bałagan. - blondyn wzruszył ramionami i ponownie rzucił małą jagodą, która wylądowała we włosach Jus. Dziewczyna potrząsnęła nimi, by wydostać spomiędzy nich małą kuleczkę, lecz gdy tylko to zrobiła, została obrzucona następną. 
- Malfoy! - warknęła, rzucając zirytowane spojrzenie na młodego Ślizgona. On jednak stał niewzruszony i raz po raz rzucał w nią jagodami z jemioły.
- Tak się bawimy..? - wymamrotała Czerwona pod nosem, po czym sięgnęła po najbliżej stojący słoik. Oczy węgorza. Dziewczyna uśmiechnęła się iście szatańsko. Wzięła jedną gałkę w rękę po czym wycelowała nią w Dracona. Oberwało jego lewe ramię. 
Chłopakowi amunicja już się kończyła, podczas gdy Justine dopiero się rozkręcała. Rzucała w niego oczami węgorza, trafiając w różne części ciała, jednocześnie próbując uchylać sie przed pociskami ze strony blondyna. 
- Yeah! Bingo! Strzał za sto punktów! - zaśmiała się, gdy trafiła Draco w czoło.
- Tak się bawimy? - spytał, biorac do ręki słoik z suszonymi figami. Były większe niż jagody jemioły albo oczy węgorza, ale Draco starał się rzucać lekko, by nie zrobic dziewczynie krzywdy. To w końcu miała być zabawa, a nie pojedynek. 
Ręka Justine na oślep powędrowała do kolejnego najbliższego słoja, po tym, jak wyrzuciła już wszystkie oczy. Zbyt zajęta robieniem uników, nie patrzyła nawet, co bierze do ręki. Dopiero gdy poczuła na skórze dłoni coś zimnego, mokrego i ślizgiego, spojrzała do naczynia.
- Fuuuuj... - zmarszczyła nos, co wygladało zarówno zabawnie, jak i słodko. Odstawiła pospiesznie słoik ze ślimakami, choć perspektywa tego, jak rzuca nimi w Dracona i trafia w twarz była bardzo kusząca i zabawna. Podczas gdy ona wycierała brudną dłoń w jakąś szmatkę, blondyn pokonał dzielącą ich odległość. Justine cofnęła się odruchowo i stanęła tyłem do ściany, trafiając na nią plecami. Draco oparł swoje dłonie po obu stronach Jus, tak, że była w małym potrzasku.
- I co teraz, panno Morgan? - spytał, przechylając głowę lekko w bok.
- Teraz żałuję, że nie rzuciłam Ci tym ślimakiem prosto w twarz. - odpowiedziała, lecz po chwili się zasmiała. Na twarzy Draco również zauważył lekki uśmiech.
- Masz szczęście, że tego nie zrobiłaś. - powiedział, a jego wzrok padł na pełne usta dziewczyny, która zupełnie nieświadomie, właśnie zwilżyła je językiem. Ten drobny gest bardzo podniecił Dracona i zachęcił do złożenia pocałunku na kuszących wargach dziewczyny, ale chcąc się opanować i nie dać nic po sobie poznać, uniósł wzrok ponownie na jej oczy.
- Bo co byś mi zrobił? - spytała rozbawiona, nadal się z nim drocząc. Nie była nawet świadoma, co teraz Draco przeżywa. Chłopak walczył sam ze sobą, by tylko nie połączyć swoich ust z jej. Pierwszy raz się zdarzyło, żeby powstrzymywał się od zdobycia czegoś, czego zapragnął. Ale nie mógł sobie na to pozwolić. Doskonale wiedział, jakie relacje łączyły jego i Justine. Obawiał się również jej reakcji. A on za cholerę nie chciał być odtrącony.


31 komentarzy:

  1. OMG O.O Akcja na koniec z Czerwoną i Draco <3 to było takie słodkie *_*
    Także ten tego ten ojciec Morgan ją uczy... Jestem ciekawa jak dalej będzie wyglądać ich relacja i czy Jus kiedyś mu wybaczy...
    Cały rozdział świetny :D
    Czekam na nexta :P
    I życzę duuuuuużo weny <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziałam, że Wam się spodoba ^.^
      Ojciec Jus pojawi się w tym blogu jeszcze parę razy ;3
      Dziękuję ślicznie :*
      /Annabeth

      Usuń
  2. Kocham cię!!! Szczerze? Wolałabym, aby Czerwona niebyła z Draco, ale o tym jest historia więc, za bardzo nie mam co gadać...
    Czekam na kolejny <3
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo miło mi :*
      Ale czemu? Z kim ją wtedy sparować i z kim Draco?
      no z początku miałam taki zamiar, ale wiecie.. czytelnik mój Pan xD jeszcze wszystko się może zmienić ;)
      Również pozdrawiam :*
      /Annabeth

      Usuń
  3. O.o To na końcu i z tym nauczycielem - najlepsze :) Co się stanie z ojcem, jak sobie to ułożą? Czekam niecierpliwie na następny rozdział :D Szybciutko pisz!
    Pozdrawiam,
    PomyLuna xoxo ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję ;)
      Następny za jakiś dwa dni ;3
      Również pozdrawiam :*
      /Annabeth

      Usuń
  4. Mam nadzieję, że Jus nie wybaczy ojcu i nie stanie się nagle małą córeczką tatusia... Scena końcowa... boskie :D z rozdziału na rozdział pisanie idzie i coraz lepiej i tekst jest coraz lepszej jakości :) Myślę, że było by świetnie, gdybyś na przykład dołożyła opinie Snape'a o nich, gdy zauważy jak oni zachowują się na tych szlabanach :D I mam jeszcze jedno pytanie: Skąd wzięłaś tekst "Głupszy niż ustawa przewiduje"??? Jedna z nauczycielek, która mnie uczy baaardzo często używa tego sformułowania :D I dlatego właśnie przez cały rozdział myślałam czy nie pouczyć się biologii...
    Pozdrawiam,
    Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj nie XD tak to mogę Cię od razu zapewnić, że nie będzie :D
      Wiedziałam, że końcówka Wam się spodoba, czułam to w kościach po prostu xD
      Dziękuję za miłe słowa :*
      Ooo Snape też może wkroczyć, zobaczymy jak się akcja rozwinie ^^
      Nie mam pojęcia, gdzieś zasłyszałam ten tekst :D
      Wkuwać, wkuwać, niedługo matury :D (no chyba, że Ty nie piszesz;3)
      Również pozdrawiam :*
      /Annabeth

      Usuń
    2. Nie, do matury mam jeszcze baaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaardzo daleko :D

      Usuń
    3. O to pjona, bo ja też (w sumie dwa lata nie wiem, czy tak daleko) :D

      Usuń
    4. Ja mam jeszcze dalej, ale nie podam ile, bo mnie weźmiesz za dzieciucha ;)

      Usuń
    5. W życiu bym tak nawet nie pomyślała :3 możesz mówić ;) tak wgl to ja bym miała jeszcze rok, jakbym była w liceum,ale że wybrałam technikum.. xD to w tym roku egzamin zawodowy, za dwa lata następny plus matura XD

      Usuń
    6. Ja dopiero za dwa lata gimnazjalny -_-

      Usuń
    7. No to powodzenia w takim razie tak na zaś życzę ^^

      Usuń
  5. Cudo
    Weny i czekam na u
    Pozdrawiam RosalieIris 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ślicznie :*
      Również pozdrawiam
      /Annabeth

      Usuń
  6. Wow, super. Ja tam chyba bym zabiła takiego Malfoya, gdyby rzucał czymś w gabinecie Naczelnego Nietoperza Hogwartu, który do tego kazał SPRZĄTAĆ, a nie ROBIĆ BAJZEL xd
    Czekam na nexta!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :*
      Noo Snape jakby to zobaczył, to na pewno by zabił hahah xD
      Następny za jakieś dwa dni ;)
      Pozdrawiam :*
      /Annabeth

      Usuń
  7. Coś tak czułam,że nowym nauczycielem jest jej ojciec. Nieźle mu wygarneła,cóż ja na jej miejscu zrobiłabym tak samo, szczerze jej ojciec nie przypadł mi do gustu i mam uśmiech na twarzy gdy na niego krzyczy :)
    a ta ostatnia scena z Draco taka słodka ^^
    Weny i czekam na kolejny ♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiele z Was miało co do tego rację :)
      Z charakteru być może nikomu nie przypadł, ale wygląd.. mmm... ciasteczko do schrupania xD
      Postaram się robić więcej takich scen ;)
      Pozdrawiam cieplutko :*
      /Annabeth

      Usuń
  8. Końcówka, jej, jaram się!!! Świetny rozdział, tyle się dzieje, życzę weny i czekam na kolejny <3

    wbrewwszystkim.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że z tego rozdziału najbardziej wszystkim podobała się końcówka :D
      I nie ukrywam, że bardzo mnie ten fakt cieszy ;3
      Pozdrawiam :*
      /Annabeth

      Usuń
  9. Akcja na szlabanie najlepsza. Niech wena będzie z tobą

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podobało ;)
      Pozdrawiam,
      /Annabeth

      Usuń
  10. No cóż Malfoy się nie popisał wyrzucając Jus, że podoba jej się nauczyciel. Zazdrośnik!;) Ale Justine ma chłopaka!!:( Czuje się przez to taka rozdarta. No nic, pewnam, że coś wykombinujesz;)) a tym czasem dużo wenyy życzę :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popisać się nie popisał, chciał jej po prostu dokuczyć :) no ma ma ;3 niedługo go poznacie :) dziękuję i pozdrawiam serdecznie :*
      /Annabeth

      Usuń
  11. Cudowny rozdział jak zwykle! :D
    Nie mogę się doczekać, jak Malfoy dowie się, że Justine ma chłopaka! *młahahahah*

    Pozdrawiam cieplutko i czekam na nowy rozdział! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ślicznie :*
      Lekkie zdziewko będzie xD
      Równiez pozdrawiam :*
      /Annabeth

      Usuń
  12. Oooooo mój Bożeeee *.* W tym własnie komentarzu, 3 kwietnia 2016 wyznaję Ci miłość ;p Zostałaś obdarowana jakąś niezwykłą mocą do pisania, tak mi się wydaje. Nigdy nie mówię czegoś tak sobie, bo ładnie to brzmi, albo żeby tylko komuś sprawić przyjemność. Szczerze uwielbiam twoje opowiadanie. Z każdym rozdziałem mnie zaskakujesz, zachwycasz i poprawiasz mi humor :) Twoje opisy nie są nudne, nie za długie, nie za krótkie, intrygujące i... jeju xD Brakuje mi słów.
    Moment, w którym tatuś robi swoje wielkie come back : Wzruszyłam się, byłam zła i przeżywałam wszystko razem z Justine. Bardzo trafnie opisałaś jej uczucia co do tej całej sytuacji, ogólnie fajnie to wszystko przedstawiłaś. Sama wiem jak to jest, więc wiem też o czym mówię ;p
    Tony : Uroczy, miły, uprzejmy... Jednak coś czuję, że mogą być z nim jakieś kłopoty w późniejszych rozdziałach, nie wiem dlaczego xD Może tylko mi się wydaje.
    Chwilowe załamanie Justine : Znowu, bardzo dobrze opisane.
    Szlaban : No po prostu niebo *.* Po raz kolejny, twoja zdolność do opisywania różnych scen, emocji i tworzenia dialogów dodała bardzo dużo do tej chwili.
    Ogólnie trzymasz w napięciu, uzależniasz i uszczęśliwiasz swoich czytelników :D Jestem pewna że mogę to powiedzieć w imieniu wielu gości na tym blogu. Dziękujemy bardzo !
    Ściskam i życzę duuużo weny, inspiracji i czasu! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojoj spodziewałam się wszystkiego, ale nie wyzanń miłosnych :D baaardzo mi miło z tego powodu :)
      Naprawdę tak sądzisz? W takim razie to wspaniale, bo w przyszłości planuję napisać własną książkę ^^
      Ach te wasze czytelnicze przeczucia :D skąd wiesz, że będą z nim kłopoty? :D
      Uwielbiam opisywać chwile, gdy Draco i Justine są sam na sam, a szlaban jest taką chwilą więc no :3
      Dziękuję ślicznie :*

      Usuń