27.02.2016

Rozdział 2.: Dziewczyna uparta zawsze jest coś warta

   Po wyjściu Draco z przedziału Justine od razu poczuła się bardziej komfortowo i nieskrępowana jego obecnością nawiązała rozmowę z Blaisem, Pansy i Terencem. Jedynie Daphne nie uczestniczyła w konwersacji, obrzucając co chwila krytycznym wzrokiem nową uczennicę Hogwartu.
   Na zewnątrz panował mrok, kiedy Hogwart Express zatrzymał się na stacji Hogsmeade. Drzwi pociągu otworzyły się i na zewnątrz wylała się fala uczniów.  Justine, która wraz z pierwszorocznymi była jeszcze przed Ceremonią Przydziału, miała na sobie czarną szatę. Nie po raz pierwszy od zmiany szkoły zadała sobie pytanie, jaki herb będzie przyszyty do materiału jej mundurka szkolnego, jakie odznaczenie będzie nosiła na swojej piersi, jakie kolory będą ją otaczać przez ten rok nauki w Hogwarcie.
- Jus, trzymaj się mnie, to nie zginiesz. - usłyszała obok siebie słowa Blaise. Wywróciła oczami, lecz ruszyła za Zabinim, stwierdzając, że gdyby tego nie zrobiła, to chyba, jak to stwierdził wcześniej Draco - "zajebałaby się w akcji". Nagle dziewczyna usłyszała kilkanaście metrów od nich czyjś krzyk:
- Pirszoroczni za mną! Pirszoroczni za mną!
   Czerwona spojrzała w kierunku, z którego dobiegał głos i ujrzała mężczyznę o wzroście przekraczającym wszelkie normy dla zwykłego człowieka.
- Blaise? - pociągnęła swojego towarzysza za rękaw jego szkolnej szaty z zielono-srebrnymi ornamentami. - Kto to? - wskazała brodą w stronę mężczyzny, który nadal przywoływał do siebie pierwszoroczniaków. Blaise spojrzał w tamtą stronę.
- To Hagrid, nasz gajowy. Co roku zaprowadza pierwszaków do zamku.
- Ja nie powinnam tam iść?
- A jesteś pierwszakiem? - Diabeł uniósł brew.
- No w pewnym sensie...
- Kobieto, przecież ty jesteś w siódmej klasie.
- Ale jestem nowa, więc w tej szkole jakby pierwszoroczna..
- Oj chodź.. - rzucił Blaise, ruszając w stronę, w którą zmierzali inni uczniowie.
- No ale..
- Żadnego ale, idziesz ze mną. - Zabini uśmiechnął się lekko, złapał za rękę i pociągnął za sobą. Zaprowadził ją w stronę wozów czekających na przewiezienie uczniów do ich ukochanej i wyczekiwanej przez te dwa miesiące wakacji szkoły. Widziała, jak uczniowie wsiadają do nich, a one odrywają się od ziemii i lecą w kierunku, gdzie w oddali majaczyły zamkowe wierze. "One latają same.." - pomyślała i razem z Blaisem podeszła do powozu, przy którym stała reszta osób zapoznanych przez nią w Hogwarcie. Włącznie z Draco, który wykonywał w powietrzu jakiś bliżej nieokreślony ruch ręką. Miał otwartą dłoń, którą podnosił i opuszczał, podnosił i opuszczał, wpatrując się przy tym w jakiś martwy punkt w powietrzu.
- Co ty robisz? - ciekawość zwyciężyła i Justine odezwała się do blondyna. Malfoy zaprzestał tej dziwnej czynności i spojrzał na nią jak na wariatkę.
- Głaszczę testrala. - odpowiedział tonem, jakby to było takie oczywiste, jak dwa razy dwa równa się cztery.
- Ale tu nic nie ma... - powiedziała Jus powoli, badając wzrokiem miejsce, gdzie Smok rzekomo widział jakieś stworzenie.
- A co ty myślisz, że te wozy latają same? - zapytał blondyn z radosnymi iskierkami w oczach. Jego mina jednak wyrażała coś w rodzaju kpiny. Po chwili zaśmiał się.
 Draco doskonale wiedział, że czerwonowłosa ma prawo nie widzieć tego stworzenia, ale miał ubaw z żartowania sobie z niej.
- Noo tak, myślałam, że są zaczarowane. - wyjaśniła Jus, czując, że i tak jest na przegranej pozycji i Draco zaraz ją poniży jeszcze bardziej. On jednak wywrócił oczami i powiedział tylko:
- Ciągną je testrale. Nie widzisz ich?
   Jus już otworzyła usta, żeby zaprzeczyć, lecz powstrzymała się. Draco pewnie robi sobie z niej żarty, a ona głupia pozwala mu na to. Zanim zdążyła przemyśleć swoją odpowiedź, odezwała się Pansy:
- Draco, daruj sobie. Nie każdy widzi testrale. Dobrze o tym wiesz. Ty jeszcze rok temu też nie mogłeś ich oglądać. - powiedziała, po czym zwróciła się do Czerwonej - Widziałaś kiedyś, jak ktoś umiera?
   Justine pokręciła głową w niemej odpowiedzi na to bezpośrednie pytanie.
- To dlatego ich nie widzisz. - odpowiedziała brunetka. - Testrale widzą tylko ci, którzy widzieli czyjąś śmierć.
- Wy wszyscy je widzicie? - spytała Jus, przebiegając wzrokiem po towarzyszach.
- Uczestniczyliśmy w bitwie o Hogwart.. - odpowiedziała Pans głosem pełnym smutku, po czym wsiadła do powozu, tym samym zamykając dyskusję. Wspomnienie bitwy dla nikogo nie było przyjemne. Nawet jeśli się w trakcie uciekło. I tak zdążyła zobaczyć wystarczająco trupów.
   Za brunetką do wozu wsiadła reszta. Blaise przepuścił Czerwoną, po czym zapakował się do środka, zajmując miejsce obok niej. Podróż do Hogwartu minęła Justine na milczeniu i słuchaniu rozmowy Ślizgonów głównie na mało interesujące ją tematy dotyczące osób, których nie znała. Greengrass ciągle rzucała Czerwonej nieprzyjemne spojrzenia. Irytowało ją to, że Justine wzbudza zainteresowanie innych uczniów, zwłaszcza tej męskiej części, z powodu tego, że jest tutaj nowa. Dodatkowo rzucał sie w oczy jej kolor włosów. Nie sposób jej nie zauważyć. I było jeszcze coś, co ogromnie wkurzało Daphne: Justine, nie ma co ukrywać, do najbrzydszych nie należała i Daphne postrzegała ją jako rywalkę. Od razu wyszła z założenia, że Czerwona będzie chciała wyrwać tutaj jakiegoś chłopaka, a nie wiedziała nawet, że we Francji, w pewnej miejscowości mieszka chłopak, który jest zakochany w Jus i tęskni za nią. Chłopak, z którym panna Morgan była przed jej wyjazdem. Chłopak, który nadal nim pozostał. Oboje zakochani zgodnie stwierdzili, że postarają się pokonać odległość. Jeżeli to prawdziwa miłość, to przetrwa ona wszystko.
   W końcu, po kilku minutach jazdy, znaleźli się na miejscu.  Podekscytowani uczniowie wysiadali szybko z powozów, by jak najprędzej dostać się do środka. Każdy nie mógł już się doczekać, aż wróci do tej wspaniałej szkoły. I nieważne dla nich było to, że muszą powtarzać rok przez II Bitwę o Hogwart, która odbyła się na wiosnę. Zadziwiające było to, że w tak krótkim czasie udało się odbudować takie piękno, jakim był ten zamek jeszcze przed wojną. Teraz praktycznie nie różnił się on niczym od jego wcześniejszej wersji. Wręcz przeciwnie. Jeszcze bardziej zachwycał swoim majestatem oraz historią, jaką skrywały w sobie te mury.
   Jus rozejrzała się dookoła. Wszędzie widziała zadowolonych i radosnych uczniów. Pierwszaki byli zdenerwowani, ale i podekscytowani zarazem. A ona czuła się zagubiona. Jednak jej wątpliwości rozwiały się z chwilą, kiedy spojrzała na zamek. Gdy tylko nań spojrzała, czuła magię bijącą od tego budynku.
Zastanawiała się, jakim cudem nie trafiła tutaj wcześniej. Beauxbatons przy Hogwarcie się chowało. Jus z podziwem patrzyła na piękne, majestetyczne i wzbudzające zachwyt mury zamkowe. Tak się wzbraniała przed przeprowadzką, przed zmianą szkoły, ale gdy tylko zobaczyła zamek, zmieniła zdanie. Chciała na zawsze zapamiętać to miejsce.
- Te, Czerwona, zamierzasz tu sterczeć całą noc? - Usłyszała obok głos Dracona. Otrząsnęła się z zachwytu, lecz nie zaszczyciła blondyna ani jednym spojrzeniem czy słowem, na które Smok tak liczył, szukając zaczepki u nowej uczennicy.
- Robi wrażenie, nie? - Blaise stał obok niej i również przyglądał się zamkowi. Justine nie była w stanie powiedzieć ani słowa, więc tylko pokiwała głową.
- Chodź, jak wejdziesz do środka, to dopiero zobaczysz, co to prawdziwa magia. - Diabeł złapał jej dłoń i zaczął ciągnąć w stronę wejścia, przepychając się przez tłum uczniów.
- Normalnie zwali cię z nóg, jak to wszystko zobaczysz. Sufit w Wielkiej Sali, ruchome schody, pomniki, zbroje, duchy... - Blaise gadał jak najęty, a Jus z zainteresowaniem słuchała jego opowieści o swojej nowej szkole.
   W końcu udało im się dostać do głównego wejścia i znaleźli się w Sali Wejściowej. Justine zaparło dech w piersiach. Wszystko było piękne i zachwycające. Zamek urządzony był w tajemniczym klimacie, nie to co jasne korytarze i klasy Beauxbatons.
- Tu jest... obłędnie. - wykrztusiła i zerknęła. Chłopak odwzajemnił uśmiech, przyglądając jej się z lekkim rozbawieniem. Sam nie zapomniał, jakie wrażenie wywarło na nim to miejsce, kiedy po raz pierwszy przekroczył próg Hogwartu. Zabini uśmiechnął się do nowej, a ta odwzajemniła uśmiech.
- To dopiero Sala Wejściowa. Oczy wyjdą ci na wierzch, jak wejdziesz do Wielkiej Sali. - stwierdził i pociągnął dziewczynę dalej.
   I wiele się nie pomylił. Gdy Justine weszła do środka, to, co ujrzała, było nie do opisania. Cztery stoły, przy których siedzieli uczniowie w szatach o tych samych barwach. Przy piątym siedzieli nauczyciele, mając oko na całą społeczność szkolną. A sufit... Sufit był cudowny.
- Chodź, jeszcze się napatrzysz. - zasmiała się Diabeł i pociągnął nową w stronę stołu Slytherinu, gdzie wszyscy uczniowie mieli zielono-srebrne dodatki oraz herb z wężem wyszyty na piersi. Usiadł obok Terence'a i posadził Jus obok siebe, tak, że siedziała na przeciw Pansy. Obok zielonookiej siedział Draco, a dalej jego jakże wspaniała dziewczyna, która nie szczęziła Czerwonej nienawistnych spojrzeń od czasu do czasu.
- Czerwona, coś mnie ominęło? Nie przypominam sobie, żeby była już ceremonia przydziału i żebyś trafiła do Slytherinu. - odezwał się Draco, świdrując ją tym swoim spojrzeniem. Wpatrywał się w nią z ciekawością oraz lekkim rozbawieniem, ponieważ nadal miał w pamięci scenę w przedziale. Ale w jego spojrzeniu czaiło się coś jeszcze.. Coś, co Justine odczytała jako wyzwanie. Już pojęła, że będzie miała tutaj z Malfoyem ciężki żywot.
- Bo nie było. - wycedziła przez zęby.
- To czemu tutaj siedzisz? - uniósł brew w tym swoim malfoyowskim stylu.
- Przeszkadza ci to? - spytała Jus, odwzajemniając hardo jego spojrzenie. Chłopak kiwnął lekko głową.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo. - rzucił.
- Właśnie dlatego tutaj siedzę. - odpowiedziała, odwracając głowę w stronę stołu nauczycielskiego, tym samym dając Draconowi do zrozumienia, że kończy z nim tę dyskusję. Pansy posłała blond-przyjacielowi karcące spojrzenie, a Blaise pokręcił głową z dezaprobatą.
   Po jakimś czasie do sali weszli już wszyscy uczniowie i zajęli swoje miejsca. W powietrzu unosił się wesoły gwar rozmów, który ucich, gdy dyrektor szkoły, profesor Dumbledore, wstał i rozpoczął przemowę. Po jego dość krótkiej mowie, miejsce na środku podestu zajęła profesor McGonagall, trzymająca w dłoni kawałek pergaminu, będący listą nowych uczniów. Stanęła obok stołka, na którym leżała Tiara Przydziału i zaczęła kolejno wywoływać pierwszoroczniaków. Kiedy ostatnia osoba z tej wystraszonej i zarazem podekscytowanej grupy jedenastolatków została przydzielona do swojego domu, prfesor McGonagall oznajmiła całej szkole, zwracając się przede wszystkim do uczniów, którzy byli na siódmym, ostatnim roku nauki w Hogwarcie:
- Dziś do grona naszych uczniów klas siódmych dołączy nowa uczennica. Została przepisana z Beauxbatons do Hogwartu w wyniku przeprowadzki do Anglii. Proszę o życzliwe przyjęcie nowej uczennicy oraz oprowadzenie jej po szkole prefektów, do których domu trafi. - kobieta spojrzała na pergamin. - Justine Elphame Morgan! - wyczytała, a Czerwona poczuła, jak żołądek zacisnął jej się ze zdenerwowania i stresu. Elphame.. nigdy nikt nie używał jej drugiego imieniu. No może z wyjątkiem matki, która miała do tego jedyne prawo. Justine nie lubiła, gdy ktoś zwracał się do niej jej drugim imieniem, ten przywilej posiadała tylko jej mama.
   Kiedy wstała, poczuła na sobie wzrok niemalże wszystkich obecnych w Wielkiej Sali. Zaraz po tym rozległy się szepty: "Ona trzyma ze Ślizgonami...", "Ciekawe, gdzie trafi..", "Ona ma czerwone włosy...", "Już zakumplowała się z Malfoy'em i jego świtą..."
   Jus starała się nie słuchać komentarzy, które napływały do jej uszu ze wszystkich stron. Na drżących nogach podeszła do stołeczka i usiadła na nim. Profesor McGonagall położyła na jej głowie Tiarę, po czym w głowie Jus rozległ się przepełniony ogromną mądrością i pewnością siebie głos:
- Justine Elphame Morgan! No proszę! Pół Gryfonka, pół Ślizgonka! Tak, doskonale pamiętam twoich rodziców. Claudia i Thomas, matka w Gryffindorze, ojciec w Slytherinie. Niezła mieszanka z ciebie wyszła.. - Justine była pod wrażeniem wiedzy Tiary na temat życia osobiestego jej oraz jej rodziców. I, rzeczywiście, tak jak powiedziała Tiara, Justine była mieszanką charakterów swojej matki i ojca.
- Do którego domu by przydzielić ten gryfońsko-ślizgoński charakterek..? - zastanawiała się Tiara, a dla Justine czas siedzenia na tym stołku, na oczach całej szkoły, wydawał się wecznością. - Odważna i lojalna, pewna siebie, sprytna i przebiegła. Zadziorna. Właśnie taka jesteś. Jak myślisz, gdzie pasujesz bardziej? - zapytała Tiara i nie dając jej szans na jakąkolwiek odpowiedź, wrzasnęła: SLYTHERIN!
   Przy stole zielono-srebrnych rozległy się oklaski oraz krzyki zadowolenia. Justine odetchnęła z ulgą, że już po wszystkim i może nareszcie zejść z pola widzenia wszystkich obecnych. Wróciła na swoje poprzednie miejsce obok Blaise i przyjęła gratulacje za trafienie do Slytherinu. Gratulowali jej zarówno osoby, które zapoznała w przedziale, jak i te, których nie znała. Przedstawiali się, lecz imiona szybko wylatywały jej z głowy, gdyż za bardzo była zajęta próbami rozszyfowania tajemniczego i nieprzeniknionego spojrzenia stalowych tęczówek Dracona, które cały czas czuła na sobie.

Kolacja minęła Justine głównie na rozmowie z Blaisem, Pansy oraz Terencem. Daphne, zbyt zajęta rzucaniem niechętnych spojrzeń na czerwonowłosą, która ewidentnie co chwila spoglądała na blondyna, nie zauważyła nawet, że jej chłopak robi zupełnie to samo w kierunku nowej uczennicy, co wkurzyłoby ją jeszcze bardziej.
   Po posiłku nadszedł czas do pójścia do swoich dormitoriów.
- Za mną pierwszoroczni! - zawołał Draco w kierunku najmłodszych Ślizgonów siedzących przy ich stole. Kiedy zaczęli się podnosić i stanęli w grupce obok niego, on zwrócił się do Justine rozkazującym tonem:
- Morgan, ty też.
- Nie dzięki, sama trafię. - odpowiedziała, wstając z miejsca.
- Mam się tobą zająć i zapoznać z zamkiem. - wycedził. Nie sądził, że ta dziewczyna będzie stawiała taki opór.
- Już ci powiedziałam: sama się sobą zajmę. - rzuciła, idąc w kierunku wyjścia.
- Aleś ty uparta.. - Smok wywrócił oczami i ruszył za nią, dając ręką znać pierwszoroczniakom, że mają iść za nim.
- Dziewczyna uparta zawsze jest coś warta, Malfoy. Zapamiętaj to sobie. - odpowiedziała, nawet na niego nie patrząc. Chłopak wyrównał z nią krok i zerknął na nią. W jej oczach widać było upór i chęć zrobienia wszystkiego po swojemu. Zatrzymał się tak gwałtownie, że kilka idących za nim pierwszaków o mało na niego nie wpadło. Z lekka poirytowany złapał Justine za przegub ręki, zmuszając ją do tego, żeby również się zatrzymała. Zaskoczona gwałtownym szarpnięciem do tyłu, odwróciła się, a gdy ujrzała tego przyczynę, w jej oczach pojawiła się złość. Otworzyła usta, by coś powiedzieć, lecz Draco ją ubiegł:
- Słuchaj, może myślisz, że robię to z przyjemności, ale prawda jest taka, że to McGonagall kazała mi się tobą zająć. Więc nie stawiaj oporu i daj się grzecznie zaprowadzić do dormitorium.
   Jus wyrwała rękę z jego uścisku i odgarnęła z twarzy kosmyk czerwonych włosów, który opadł jej na oczy, gdy tak gwałtownie i brutalnie została zatrzymana i szarpnięta do tyłu, by się odwróciła. Już mu chciała pocisnąć, gdy przypomniała sobie słowa profesor McGonagall. Rozejrzała się. Ujrzała plątaninę korytarzy i ruchomych schodów. A jesli się zgubi?
- Prowadź. - rzuciła i odwróciła się do niego tyłem, przez co nie ujrzała nikłego uśmiechu triumfu, jaki pojawił się na twarzy Ślizgona. Blondyn wyminął ją i zaprowadził grupkę swoich podopicznych do pokoju wspólnego Slytherinu, podał hasło, następnie zaprowadził ich do swoich dormitoriów. Na sam koniec zostawił sobie Justine.
- Ty masz dormitorium razem z innymi dziewczynami z naszej klasy. Po lewej stronie, na samej górze. Pansy, Daphne i reszta powinny już tam być. Zmykaj. - rzucił, odwrócił się na pięcie i zniknął w dormitorium chłopców. Justine westchnęła i poszła zgodnie z jego wskazówkami. W środku rzeczywiście siedziały już dziewczyny. Poznała tam Lydię, która siedziała na łóżku razem z Daphne śmiejąc się tylko ze znanych im tematów. "Aha, psiapsióły. Jebane plastik-fantastik" - pomyślała Jus niechętnie. Następnie poznała jeszcze Claudię, która cichutko siedziała na swoim łóżku pogrążona w lekturze. Taka szara myszka.
   Pansy wszystko jej wytłumaczyła, po czym oznajmiła, że idzie spać, bo uczta późno się skończyła, a jutro od rana są zajęcia.
- Właśnie.. a plan lekcji? - zapytała Jus, rozglądajac się po dormitorium.
- Jest na twojej szafce nooocnej.. - odpowiedziała zielonooka, ziewając.
   Czerwonowłosa spojrzała we wskazanym kierunku i rzeczywiście ujrzała tam kawałek pergaminu z rozpisanym planem zajęć, po czym spakowała książki potrzebne jutro. Gdy szykowała się do spania, przez przypadek usłyszała rozmowę Daphne i Lydii. Zerknęła na Pansy i zauważyła, że ona również przysłuchuje się tym dwóm laluniom, które siedziały na łóżku Greengrass zasłonięte kotarami. Szkoda tylko, że zapomniały rzucić zaklęcie wyciszające, żeby ich nie było słychać...
- Daphne.. uważaj lepiej na tą nową.. - odezała się Lydia.
- Weź mi o niej nie przypominaj. - rzuciła ze złością Greengrass. Justine i Pansy nadstawiły uszu, natomiast Claudia niezwruszona siedziała na swoim łóżku pogrążona w lekturze.
- Widziałaś co było na stołówce? - zapytała psiapsióła Daphne, a Pansy spojrzała na Czerwoną z niemym pytaniem w oczach: "A co było na stołówce?". Justine jedynie wzruszyła ramionami, nie mając pojęcia, o co im chodzi.
- Powyrywam jej te czerwone kudły, jak tylko wejdzie mi w drogę. - odezwała się dziewczyna Malfoya głosem pełnym nienawiści, co niezmiernie zdenerwowało Jus. Jednym szybkim ruchem rozsunęła kotary.
- Co ty kurwa robisz?! - Greengrass poderwała się z łóżka i wyjęła różdżkę.
- Mama cię nie nauczyła, że nieładnie obgadywać innych?!
- Nie podsłuchuj ty pieprzona mendo!
- Czego ty ode mnie chcesz, dziewczyno?!
- Po prostu cię nie trawię! Wynoś się stąd! Nikt cię tu nie chce! - wykrzyczała Greengrass i rzuciła na Czerwoną zaklecie odpychające. Pod wpływem Expulso Justine znalazła się nagle na drugim końcu dormitorium i z impetem uderzyła w ścianę. Z cichym stęknięciem wyprostowała się i wyjęła swoją różdżkę. Następne słowa Daphne jeszcze gorzej zdenerwowały Jus:
- Z tymi swoimi czerwonymi kudłami bardziej pasujesz do Gryffindoru niż do Slytherinu. - zakpiła. - Uważaj, żebyś się któregoś razu nie obudziła bez swojej pięknej fryzurki na głowie. - dodała szyderczo, a Justine zacisnęła palce na różdżce.
- Czyli o przynależności do domów decyduje kolor włosów? W takim razie masz, ty głupia małpo! - krzyknęła i zmieniła kolor włosów Daphne na... zielony.
- Rodowita Ślizgonka, nie ma co. - zakpiła i wściekła opuściła pomieszczenie. Gdy szła, kątem oka zauważyła, że z sąsiednich dormitoriów wyglądają zaciekawieni i rozbawieni mieszkańcy, chcący dowiedzieć się, co za afera już się rozkręca. Każdy chciał być w posiadaniu jak najświeższych plotek.
   Gdy Justine opuszczała pokój wspólny Ślizgonów, w lochach rozległ się przeraźliwy krzyk Daphne, która właśnie przejrzała się w lusterku. Jak burza wypadła z dormitorium, tym samym wywołując śmiech wśród gapiów swoim kolorem włosów.
- Gdzie ona poszła?! - wściekła zapytała zbiorowisko, wśród których był także jej chłopak z twarzą wykrzywioną w grymasie kpiny, rozbawienia, ale i jednocześnie podziwu dla wyczynu Czerwonej.
   Kilkoro obecnych wskazało Daphne kierunek, w którym udała się Jus. Greengrass szybkim krokiem przemierzyła pokój wspólny i wypadła na korytarz. Nie zdążyła zauważyć swojej rywalki, która dosłownie przed sekundą zniknęła za zakrętem. W oddali zauważyła, że Filch już patroluje korytarze, więc czym prędzej weszła z powrotem.
- I co? Dopadłaś ją? - zapytała podekscytowana Lydia, która dołączyła do grona ciekawskich gapiów czekających na nową sensację.
- Nie.. ale Filch już łazi, więc pewnie zarobi szlaban. - powiedziała z satysfakcją. - I to pierwszego dnia szkoły. - dodała z nieskrywanym zadowoleniem i weszła do dormitorium. Zaraz za nią za drzwiami zniknęła Lydia, po czym reszta zbiorowiska również zaczęła się rozchodzić. Pozostał tylko jeden blondyn, który, nie zastanawiajac sie zbytnio, wyszedł z pokoju wspólnego i ruszył w poszukiwaniu czerwonowłosej.

***

Witam Was serdecznie :)
Myślę, że osoby, które czytały tego bloga wcześniej, tylko że pod innym adresem, zauważyły, że początkowe rozdziały nie różnią się mocno od tamtych. Aczkolwiek modyfikuję je tylko trochę, nie każdą zmianę da się wychwycić. Ale..
Jeszcze tylko jeden taki rozdział, a kolejny będzie zawierał już nowe wydarzenia, nowe wątki i nowe sytuacje :)
Chciałam Was też zaprosić do zapisywania się w zakładce "Informowani" jeśli chcecie, bym powiadomiała Was o nowych notkach na blogu. Aczkolwiek myślę, że najprostszym dla Was rozwiązaniem będzie zaobserwowanie go :)
Dodatkowo zachęcam też do odwiedzenia zakładki "Występują", gdzie można przeczytać krótką charakterystykę bohaterów oraz obejrzeć ich zdjęcia.
I na koniec zapraszam do zakładki "Zapytaj Bohatera" :)
Pozdrawiam Was serdecznie i do następnego Miśki :*
/Annabeth

CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ ;) 


24.02.2016

Rozdział 1.: Niech się wstydzi ten, kto widzi

Cały świat Justine legł w gruzach, kiedy dowiedziała się o rozwodzie rodziców. Nie mogła uwierzyć, że ojciec był zdolny do tego, żeby zdradzić mamę. I to jeszcze z jakąś mugolką... On, dumny czarodziej czystej krwi, Thomas Morgan, wdał się w romans z niemagiczną istotą. Znienawidziła go. Rozwalił jej szczęście. Jej i mamy. Rozwalił ich rodzinę. Obwiniała go za to, przestała się do niego odzywać. Nie chciała mieć dużo wspólnego z osobą, przez którą musiała cierpieć. Sąd zdecydował, że opiekę nad Justine będzie sprawować matka, a ta, chcąc zapomnieć o swoim dawnym mężu, postanowiła, że przeprowadzi się z powrotem do Londynu, do swoich rodziców. A co za tym idzie, Justine razem z nią.
   To nie było proste. Zostawić przyjaciół, znajomych, chłopaka... Przeprowadzić się, mało tego, że do innej miejscowości, to do całkiem innego państwa. Inny klimat. Inni ludzie. To było dla niej za wiele. Przyzwyczajona do słonecznego wybrzeża Francji czuła się nieswojo i obco w deszczowym Londynie. Szczęście, że jej rodzice byli Anglikami i uczyli ją jej ojczystego języka, mimo iż od najmłodszych lat mieszkała we Francji. Inaczej nie odnalazłaby się tutaj. Teraz, 1 września, stała razem z matką na peronie 9 i 3/4 i czekała. Czekała na ostatni moment, w którym jeszcze będzie można wsiąść do tego pociągu wiozącego uczniów do ich szkoły. ICH szkoły. Nie jej. Nie czuła się powiązana z tym miejscem. I to jeszcze miała tutaj trafić tuż po wojnie... Słyszała o okropnych i brutalnych wydarzeniach, jakie miały tam miejsce. Prasa czarodziejska opisywała na bieżącą wszystkie wydarzenia związane z działalnością Czarnego Pana. Uczniowie magicznych szkół z różnych zakątków świata byli na bieżąco ze wszystkimi wydarzeniami, nie ominęła ich również informacja o II Bitwie o Howart, która miała miejsce wiosną.
Justine tęskniła za Beauxbatons. A teraz musiała zamienić błękitny mundurek na szatę uczniowską Hogwartu. Tylko do jakiego domu trafi? Ohh, naczytała się o Hogwarcie, kiedy dowiedziała się o zmianie szkoły. Dodatkowo jej matka opowiadała jej o latach nauki, które tam spędziła razem z ojcem.. Miała teraz w głowie ogrom informacji na temat Hogwartu. Cztery domy. Czeterech założycieli. Cztery różne charaktery i osobowości. Godryk Gryffindor, Helga Hufflepuff, Rovena Ravenclow i Salazar Slytherin. Kiedy to przeczytała, od tamtej pory już wielokrotnie próbowała dopasować się do któregoś z nich, ale nie bardzo jej to wychodziło. Gryffindor... Czy była odważna? Nie potrafiła tego stwierdzić. Chyba nie. Gdyby zobaczyła nagle na swej drodze trolla albo olbrzymiego pająka, na pewno by stchórzyła. Lojalność, wierność... Tak, te cechy posiadała. Huffelpuff.. Nieee, w ogóle nie czuła, by kiedykolwiek tam trafiła. Ravenclow... Nauka? Szła jej całkiem nieźle. Slytherin... Pewność siebie? Cięty język? Spryt? Pasowała tu trochę, ale.. sama nie wiedziała, czy chciałaby przynależeć do tego domu. Jej rozważania zawsze kończyły się dylematem, czy pasuje bardziej na Gryfonkę, czy Ślizgonkę. Ehh.. to wszystko było dla niej takie dziwne i nowe... Nie to, co w Beauxbatons. Wszystko było jasne i przejrzyste. Dodatkowo, młoda Morganówna odczuwała stres przed swoją Ceremonią Przydziału. Niby nic strasznego, każdy nowy uczeń przez to przechodzi, ale w wieku jedenastu lat, gdy zaczyna szkołę. A nie w ostatniej klasie.
- Trzymaj się, córciu... - powiedziała cicho mama Jus, przytulając mocno córkę. Po jej policzku spłynęła pojedyncza łza, którą zaraz wytarła, aby Justine jej nie zauważyła. Po chwili odsunęła się od córki i spojrzała na nią z ogromną miłością.
- Mamuś... - rudowłosa wywróciła oczami. - Poradzę sobie, jestem już duża. - uśmiechnęła się, miała nadzieję, w miarę przekonująco. Chyba jej się to udało, bo jej matka odwzajemniła uśmiech.
- To.. ja wsiadam... - powiedziała Jus niechętnie i złapała za rączkę swojego kufra, w którym miała wszystkie potrzebne rzeczy oraz za klatkę z czarną jak noc sową, której błyszczały złote oczy. Dostała ją od ojca, za każdym razem, gdy na nią spojrzała, przypominała mu o nim, o jego zdradzie i bólu z tym związanym. Niestety nie potrafiła pożegnać się z sową, by pomóc sobie w zapomnieniu o krzywdzie, jaką wyrządził jej i matce mężczyzna, który dotąd był jej wzorem.
   Weszła do pierwszego wagonu na samym początku Hogwart Express. Zajrzała do pierwszego przedziału, w którym siedziała jakaś starsza kobieta. Miała na sobie ciemnozieloną szatę i wzbudzała respekt.
- Yyy.. przepraszam. Czy tutaj jest wolne? - zapytała, a kobieta spojrzała na nią znad okularów.
- Nie, moja droga. To jest przedział dla prefektów naczelnych.
- To gdzie oni w takim razie są? - zapytała z przekąsem, nie widząc tutaj nikogo, oprócz tej czarownicy.
- Jeszcze nie są wybrani. A teraz, moja droga, mogłabyś opuścic ten przedział i mi nie przeszkadzać? Mam na prawdę duży dylemat.
- Dobrze, pani... - urwała, zastanawiajac się.
- Profesor McGonagall.
   Jus kiwnęła głową i opuściła przedział. Westchnęła i zajrzała do kolejnego. Niestety, w każdym już ktoś siedział. Nienawidziła nawiązywać nowych znajomości, więc nawet tam nie zaglądała tylko od razu szukała wolnego przedziału. Na jej nieszczęście, nie znalazła takiego. Przez jakieś piętnaście minut przedzierała się przez cały pociąg tylko po to, by jej poszukiwania zakończyły się fiaskiem.
   Na końcu pociągu zobaczyła ostatni wagon. W środku było ciemno. "Dziwne.. przecież na dworze świeci słońce" - pomyślała, odstawiła kufer oraz klatkę z sową i otworzyła cicho drzwi wagonu, by sprawdzić, czy może tam jest jakiś wolny przedział. Stwierdziła, że może to być idealne miejsce na jej podróż do Hogwartu, nikt jej tu nie znajdzie przez całą drogę i nikt nie będzie jej przeszkadzał. Chociaż przez kilka godzin podróży uniknie poznawania nowych osób i opowiadania, jak to się tutaj znalazła.

****Kilka minut wcześniej*****
   Siedział sam w przedziale, czekając na przyjaciół. Jak zwykle był pierwszy, jak zwykle to on musiał zająć miejsca i jak zwykle to jemu się nudziło podczas czekania na resztę. Z czasem jego przyjaciele zaczęli zajmować miejsca obok niego, witając się i od razu sprawiając, że na jego ustach zagościł nikły uśmiech. Na samym końcu do przedziału weszła jego dziewczyna. Spojrzał na nią. Sam nie wiedział po raz który zastanowił się, czy na pewno ją kocha. Nie, raczej nie. Gdyby tak było, nie zdradzał by jej, pragnąłby jej ciągłego towarzystwa, a on niemalże miał jej dość. Byli ze sobą od końca szóstej klasy, a w połowie siódmej, mimo całego zamieszania i burdelu jaki narobił w świecie czarodziejów Voldemort, zaczął ją zdradzać, próbować odreagować poprzez częste przygody z innymi dziewczynami ciężkie i przykre dla niego i jego rodziny chwile związane z działalnoscią Czarnego Pana. Jego "ukochana" doskonale zdawała sobie sprawę, że chłopak nie jest jej wierny. Ona zresztą też nie była mu dłużna. Mimo to nie zrywali ze sobą. Chyba za bardzo bali się reakcji rodziców, którzy sie przyjaźnili. Już dawno zostało przesądzone, że Dracon Lucjusz Malfoy i Daphne Greengras będą razem. Tak postanowili ich rodzice i tak miało być. Nie chcieli myśleć o konsekwencjach, gdyby się im sprzeciwili. Draco, niezbyt szczęśliwy, że jest w związku z kimś kogo nie kocha, zdradzał swoją dziewczynę, szukając przygody, uniesień, emocji. Daphne, również go nie kochała, ale szczyciła się tym, że jest z chłopakiem, który jest obiektem porządania niemal każdej dziewczyny w tej szkole. Gdy weszła do przedziału, przywitała się z Draconem namiętnym pocałunkiem. Chłopakowi przyszło coś do głowy.
- Hej, Daphne. Wiesz, jak się za tobą stęskniłem? - zapytał, sadzając ją sobie na kolanach. Zmienił się od momentu gdy zaczęli być razem. Miał wtedy szesnaście lat, teraz miał osiemnaście i co innego było mu w głowie.
- Nie wiem. Możesz mi pokazać, jak bardzo? - spytała figlarnie, a blondyn zaczął ją całować.
- Ej, stary, ja wiem, że jesteście razem i w ogóle, ale moglibyście się nie lizać przy nas. - rzucił Blaise, najlepszy przyjaciel Dracona. Nie przepadał za dziewczyną swojego kumpla, to było oczywiste. Tak samo z resztą jak pozostali przyjaciele blondyna.
- Zabini, daruj. Nie widziałem się z Daphne całe wakacje. Chodź, kotku, spokojnie sobie porozmawiamy i dopiero tu wrócimy. - Ślizgon wstał i trzymając dziewczynę za rękę opóścił przedział i wszedł do najbliższego wagonu, który jak sie okazało był ostatni. Jeden przedział był pusty, w drugim siedziało troje pierwszoroczniaków. Nie chciał, by ktokolwiek im przeszkadzał.
- Ten przedział był zajęty. - powiedział, wchodząc do środka.
- Ale nikogo tu nie było... - zaczął jakiś chłopak, ale speszył sie pod wzrokiem wiele starszego blondyna.
- Wynocha stąd. Ale już! - warknął i obserwował, jak pierwszaki opuszczają przedział.
- Szybciej. - popędził ich tonem nieznoszącym sprzeciwu, a kiedy został sam z Daphne, przyciągnął ją do siebie i zaczął namiętnie całować.
- Aż tak bardzo się za mną stęskniłeś? - wymruczała dziewczyna między pocałunkami.
- Tak.. bardzo. - wychrypiał Draco, kiedy jego partnerka zeszła pocałunkami niżej, pieszcząc językiem wrażliwe miejsca na jego szyi. Zadrżał z podniecenia i jęknął cicho.
   Wyciągnął z kieszeni różdżkę i jednym jej machnięciem sprawił, że w wagonie zrobiło się ciemno. Drugie machnięcie spowodowało pojawienie się małych, srebrnych kulek światła, które rzucały delikatną poświatę na przedział, dając odpowiedni nastrój.
- Jak myślisz, Draco.. czy nie będzie nam tutaj nikt przeszkadzał?  - spytała, pocierając delikatnie dłonią wybrzuszenie w jego spodniach.
- Z całą pewnością nikt tutaj nie zajrzy. - Draco zapewnił ją, choć wcale nie był tego taki pewien. Ale nawet gdyby, to co. Niech się wstydzi ten, kto widzi. Jest pełnoletni, może robić, co chce i na co ma ochotę. A że ostatnio przeważnie ochotę ma na imprezowanie i na dziewczyny, to nikt mu tego nie zabroni.
   Zadrżał, gdy Daphne rozpięła jego spodnie i klęcząc przed nim zaczęła powoli pieścić ustami jego męskość, doprowadzając go do spełnienia.

************

Justine cicho otworzyła drzwi wagonu. Jej uszu dobiegły ciche, męskie jęki i pomruki. Nie mogąc się powstrzymać, zajrzała do jednego z przedziałów.  Wiedziała, że nie powinna, ale jej ciekawość zwyciężyła. Chyba kolejna cecha charakterystyczna niesfornych Ślizgonów, jaką posiadała. Drzwi były otwarte, ale wokół panował mrok, tylko w środku unosiły się blade kule światła. To, co tam ujrzała, przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Na środku stał jakiś chłopak, w tym magicznym świetle jego włosy wydawały się niemal białe, a cera blada. Miał zamkniętę oczy i grzesznie rozchylone usta. Wydawał ciche jęki, kiedy dziewczyna klęcząca przed nim sprawiała mu rozkosz. Justine stała w drzwiach, wpatrując się w twarz chłopaka, która w delikatnej, srebrnej poświacie oraz wymalowanej na niej rozkoszy wyglądała tajemniczo i intrygująco.
   Blondyn nagle otworzył oczy i napotkał wzrok dziewczyny. Z początku trochę się speszył, ale zaraz potem oprzytomniał. "Co ja się będę przejmował" - pomyślał i nie dał Daphne żadnego znaku, że ma przestać. Uśmiechnął się cwaniacko, patrząc w oczy dziewczyny stojącej w drzwiach. Zanim Justine zdążyła się zorientować, chłopak skierował różdzką światło z jednej z magicznych kul na twarz dziewczyny. Czerwonowłosa się speszyła i spuściła wzrok. Czym prędzej odwróciła się i opuściła wagon, a Draco, nim odeszła, zdążył jeszcze zobaczyć, jak blade światło oświetla jej włosy. Uznał to raczej za jakieś przewidzenie, gdyż nie przypominał sobie, by ktokolwiek w Hogwarcie miał czerwone włosy, a na pierwszoklasistkę ona nie wyglądała. Zamknął ponownie oczy, szybko zapominając o tym zajściu i dał się ponieść rozkoszy.
   Justine w tym czasie złapał za swój kufer i klatkę z sową i otworzyła drzwi do pierwszego przedziału, zaraz obok.
- Przepraszam, czy tutaj jest wolne? - zapytała lekko drżącym głosem. Nie powinna była zaglądać do tego wagonu. A jeśli już powinna od razu odejść, a nie ten chłopak ją zauważył.
   Nagle zdała sobie sprawę, że dwaj chłopacy oraz dziewczyna siedzący w przedziale gapią się na nią jak na przybysza z innej planety.
- Okej, czyli nie. Dobra, to ja pójdę.. - odwróciła się i już miała wyjść, gdy zatrzymał ją głos jednego z chłopaków. Miał ciemną karnację i był całkiem przystojny.
- Nie, czekaj, zostań. Chodź, usiądź. - powiedział, podnosząc się z miejsca i podchodząc do niej. Wyciągnął w jej stronę rękę.
- Mam na imię Blaise.
- Justine. - ujęła jego dłoń, a chłopak przytrzymał ją trochę dłużej niż powinien i pogładził ją delikatnie kciukiem. Wpatrując się w czerwonowłosą nawet nie zauważył, jak Pansy oraz Terence wymieniają między sobą porozumiewawcze spojrzenia. Panna Parkinson wywróciła oczami, widząc, że jej kolega już pierwszego dnia szkoły przystępuje do podrywu.
- Daj kufer, położę go na półkę. - powiedział i nie czekając na reakcję nowej, wtachał go na górną półkę razem do swojego kufra i reszty jego towarzyszów.
   Jus zapoznała się z pozostałą dwójką i zajęła miejsce od okna, obok dziewczyny, która siedziała sama na przeciwko Terence'a. Blaise, gdy zapakował kufer na górę, wcisnął się obok Justine, rzucając do siedzacej obok brunetki:
- Posuń się, Pans.
   Zielonooka prychnęła, ale zrobiła przyjacielowi miejsce obok rudowłosej. "Rany, nastepna. Czy ten Zabini nie może sobie żadnej odpuścić?" - zapytała się w duchu.
- Nie widziałem Cię tu wcześniej. - zagadnął Blaise do patrzącej w okno Justine. Ta zerknęła na niego i odpowiedziała:
- Jestem tutaj nowa.
- Jesteś pierwszoroczna? - zdziwiony zlustrował ją wzrokiem.
- Nie jestem. - zaśmiała się, gdyż rozbawiła ją myśl, że miałaby mieć 11 lat. - Mam 17 lat. W wakacje przeprowadziłam się z Francji tutaj i musiałam zmienić szkołę.
   Zabini uśmiechnął się.
- Już rozumiem.
- Diable, co rozumiesz? - zapytał jakiś męski głos, który nie należał ani do Blaise (który i tak by nie rozmawiał sam ze sobą), ani do Terence'a. Jus spojrzała więc w stronę wejścia do przedziału, skąd dobiegł jej ten głos i omal nie zachłysnęła się powietrzem. Był to chłopak, którego widziała w tym ciemnym przedziale, a za nim do środka weszła jakaś dziewczyna. Zapewmne byli razem, skoro robili takie rzeczy. I to w przedziale pociągu pełnym uczniów... Jus zdążyła już sobie wyrobić zdanie, na temat chłopaka, który nawet nie może poczekać do wieczora z takimi rzeczami, aż znajdzie się ze swoją partnerką sam na sam oraz o dziewczynie, która się na takie rzeczy godziła.
- Nic. Ty i tak nie zrozumiesz. - rzucił Zabini. Młody Malfoy zbył go wzruszeniem ramion i podszedł do nowej osoby w przedziale. Wyciągnął w jej stronę rękę, przedstawiając się:
- Nazywam się Draco. Dla przyjaciół Smok. - uśmiechnął się, gdy czerwonowłosa uścisnęła jego dłoń.
- Justine. Lub po prostu Jus. - odpowiedziała, szybko zabierajac rękę, mimo iż blondyn chciał ją potrzymać trochę dłużej. Przystojny Ślizgon zajął miejsce od okna, na przeciwko nowej koleżanki, a Daphne usiadła między nim a Terencem, nawet nie witając się z nową uczennicą. Najwidoczniej widziała w niej rywalkę. Draconowi od razu rzuciły się w oczy czerwone włosy nowoprzybyłej. Teraz wpatrywał się w nią z rozbawieniem, zastanawiając się, czy ona go poznała. Doszedł do wniosku, że chyba tak, skoro cały czas uparcie gapiła się w okno.
- Ja cię skądś kojarzę.. Czy my się wcześniej nie spotaliśmy? - zapytał z chytrym uśmieszkiem.
- Nie, musiałeś mnie z kimś pomylić. - odrzekła i odwarzyła się na niego spojrzeć. Napotkała stalowoszare tęczówki, które wpatrywały się w nią z ciekawością i rozbawieniem. Nieco speszona odwróciła wzrok, ponownie oglądając na krajobraz za oknem. Blaise próbował do niej jakoś zagadać parę razy, lecz ona zbyła go krótkimi odpowiedziami.
   Po kilku godzinach podróży drzwi do ich przydziału otworzyły się i do środka weszła śliczna dziewczyna, z brązowymi włosami i oczami, o zgrabnej figurze i w szacie w barwach Gryffindoru.
- Cześć Granger. - rzucił Draco, lecz Gryfonka zignorowała jego przywitanie.
- Malfoy, McGonagall każe Ci przyjść do swojego przedziału. - poinformowała blondyna.
- Za ile mam być? - spytał, niechętnie odrywając wzrok od rudoowłosej i ze zdziwieniem stwierdzając, że większość podróży jej się tak przypatruje. Rzucił kąte oka na swoją dziewczynę. Daphne miala zaciśnietę usta i starała się wyglądać obojętnie. Niestety, nie wychodziło jej to.
- Zaraz, Malfoy. - panna Granger odpowiedziała na jego pytanie.
- A ile mogę się spóźnić? - zapytał, przeczesując palcami swoje włosy.
- Wcale. McGonagall kazała Ci przyjść natychmiast. - rzuciła, odwróciła się na pięcie i odeszła. Draco niechętnie wstał i ruszył do wyjścia z przedziału.
- Czego ta kobieta ode mnie chce? - zapytał na głos tonem, jakby szedł na szlaban, choć domyślał się, że chodzi o bycie prefektem. To było jasne już wcześniej, że nim zostanie. Dobrze się uczył, najlepiej w swoim domu na swoim roku. Więc to chyba było oczywiste.
   Wyszedł z przedziału i kilkoma szybkimi krokami dogonił Hermionę.
- Ej, Granger, gdzie Ci się tak spieszy? - zapytał, kiedy znalazł się tuż za nią.
- Gdybyś chwilę pomyślał, to byś wiedział, że po odznakę prefekta. - odpowiedziała, nie oglądając się za siebie.
- Więc to jednak ty, a nie Potter?
- Tak. McGonagall powiedziała, że miała wielki dylemat, ale ostatecznie stwierdziła, ze skoro Harry jest kapitanem drużyny, to ja będę prefektem.
- Ja też jestem kapitanem i jakoś jestem prefektem. - młody Malfoy wzruszył ramionami.
- Tak, ale w Slytherinie byłeś jedynym kandydatem. - rzuciła i weszła do odpowiedniego przedziału, gdyż znaleźli się już na początku pociągu.
   McGonagall powitała czwórkę nowych prefektów naczelnych, przedstawiła im ich obowiązki, ale też przywileje oraz poinformowała, że każde z nich ma dostęp do łazienki prefektów oraz posiada własne dormitorium, każde w innej części zamku. Na sam koniec powiedziała:
- Oprócz pierwszorocznych uczniów, którzy w tym roku rozpoczną naukę w tej szkole, jest też nowa uczennica. Ma siedemnaście lat, wiec będzie chodziła z Wami do klasy. Dotychczas uczyła się w Beauxbatons i każda klasę kończyła z wysokimi wynikami. Po ceremonii przydziału okaże się, do którego domu trafi Justine oraz który prefekt ma się nią zająć. Czy to jest zrozumiałe?
- Tak, pani profesor. - odpowiedzieli wszyscy czworo.
- Oczywiscie rozumiecie, że jako prefekci macie teraz zrobić obchód pociągu, po czym wracacie tutaj i spędzacie resztę podróży w tym przedziale?
   Nowi prefekci pokiwali głowami i niechętnie wyszli z przedziału, wypełniać swoje nowe obowiązki.
   Draco podczas obchodu zajrzał do przedziału, gdzie siedzieli jego przyjaciele.
- Bijcie pokłony przed nowym prefektem naczelnym. - powiedział, wchodząc do środka. Justine zmarszczyła brwi, słyszac termin "prefekt naczelny". Czytała coś o nim lecz nie potrafiła sobie za bardzo przypomnieć co..
- Czerwona, jak trafisz do Slytherinu, to mam się Tobą zająć. - powiedział Draco, uśmiechając się cwaniacko do nowej koleżanki.
- Po pierwsze, mam na imię Justine, a po drugie, mną się nie trzeba zajmować. - odpowiedziała.
- Dobrze. Więc słuchaj, Justine. - Draco zaakcentował jej imię. - To polecenie McGonagall. Ma się tobą zająć ten prefekt, do którego domu trafisz.
- Potrafię sama się sobą zająć.
- Beze mnie, albo jakiegoś innego prefekta, zgubiłabyś się w Hogwarcie. Zajebałabyś się w akcji. - Draco nie szczędził słów, chcąc pokazać swoją wyższość nad nową uczennicą. Nie miał nic do przeklinania. Wręcz przeciwnie - uważał, że czasam trzeba powiedzieć jakieś brzydkie słowo, jeśli sytuacja tego wymaga. A ta wymagała.
- Tak? W takim razie mam nadzieję, że nie trafię do Slythierinu, skoro miałbyś się mną zajmować ty. - odparowała.
- Wiesz, że teraz obrażasz tu wszystkich siedzących? Każdy jest Ślizgonem. - Draco miał rozbawione iskierki w oczach.
- Ja nikogo nie obrażam, tylko mówię, ze nie chciałabym, żebyś się mną zajmował. Słuchaj uważnie, blondasku.
- A niby czemu nie chcesz trafić pod opiekę kogoś tak wspaniałego jak ja? - spytał, przywołując na twarz ironiczny grymas.
- Bo wyglądasz mi na takiego, który potrafi zadbać tylko o siebie i to też nie zawsze, a nikim innym się nie przejmuje.
- Nawet nie wiesz, ja bardzo pozory mylą. - puścił jej oczko. Stał tyłem do Daphne, więc ta, niczego nieświadoma, nie ingerowała w tę dyskusję.
- Zobaczymy. - rzuciła Justine na odczepkę, a Smok wyszedł z przedziału i wrócił do McGonagall. Zanim jednak zniknął z ich pola widzenia odkręcił się i posłał swoim towarzyszom buziaczka w powietrzu.
 Malfoy oraz jego dwaj przyjaciele wybuchnęli śmiechem, Pansy wywróciła oczami, Daphne odwzajemniła buziaka, a Justine zrobiła zażenową minę i odwróciła się do okna. Nie zdawała sobie nawet sprawy, że to ironiczne pożegnanie było skierowane głównie do niej.
 Przez rozmowę z czerwonowłosą Draco przybył ostatni do przedziału prefektów i zajął jedyne wolne miejsce, obok pani profesor. Myślami cały czas był przy tej nowej. Stawiła mu opór.. Nie chciała, żeby się nią zajął... Postanowił, że albo sprawi, że sama go będzie prosić, by się nią zaopiekował, albo uprzykrzy jej życie w tej szkole. Na razie jeszcze nie wiedział, jak będzie z nią postępować. Najpierw wyciągnie jej pomocną dłoń. To od jej zachowania bedzie zależało, jaki los sobie wybierze...
Lydia Land of Grafic