8.03.2016

Rozdział 5.: Trucizna

- Co bym zrobił? – spytał Draco, unosząc do góry brew. – Na przykład to. – powiedział i zaczął łaskotać niczego nie spodziewającą się dziewczynę. Justine zaczęła się śmiać, zaskoczona nagłym atakiem oraz tym, że Malfoy chyba postanowił zmienić ich relacje z bojowych na koleżeńskie.
- Przestań... - wysapała czerwonowłosa między przerwami w wybuchach śmiechu. Brakowało już jej powietrza, a Malfoy szybko odkrył jej słabość, jaką są łaskotki. 
- Najpierw przeproś. - powiedział blondyn ze śmiechem, nie zaprzestając czynności.
- Za co? - spytała Jus, próbując bronić się przed palcami Ślizgona, które co rusz dotykały jej talii, bioder, żeber.
- Za ślimaka! - zawołał rozbawiony Draco, widząc jak w kącikach oczu Czerwonej ze śmiechu pojawiają się łzy.
- Przecież nie rzuciłam.. - wykrztusiła ze śmiechem, kuląc się pod ścianą.
- Ale chciałaś!
Dobrą zabawę Draco i Justine przerwało brutalne wtargnięcie kogoś do magazynku. Oboje natychmiast się zreflektowali i spojrzeli w tamtym kierunku. Draco przestając się śmiać i odwracając w stronę drzwi, a Justine, która stała do nich przodem, poprawiając włosy, które jej się roztrzepały podczas tej małej bitwy.
W drzwiach ujrzeli Blaise'a. Był zdyszany, a na jego twarzy malowała się trwoga i zmartwienie. 
- Snape przysłał mnie, żebym Was zwolnił dzisiaj ze szlabanu. - wysapał. Łatwo się było domyśleć, że musiał niedawno biec.
- Stary, co się stało? - zapytał Draco, który od razu zauważył gorszy nastrój swojego kumpla.
- Pansy..
- Co z nią? - zapytał blondyn, przerywając Zabiniemu, zanim ten zdążył dokończyć. Diabeł oczywiście nie omieszkał zgromić swojego przyjaciela wzrokiem, po czym dokończył:
- Jest w Skrzydle Szpitalnym. Snape pomyślał, że jako przyjaciel, będziesz chciał ją odw.. - urwał, kiedy blondyn wyminął go i pobiegł korytarzem. W magazynku dało się słyszeć tylko odgłos jego szybko stawianych kroków, kiedy pędził zmartwiony w kierunku Skrzydła Szpitalnego.

- Blaise.. - odezwała się Justine, a chłopak spojrzał na nią, jakby dopiero teraz zauważył jej obecność w składziku. Był zamyślony.
- Dlaczego Pansy wylądowała w Skrzydle Szpitalnym? - spytała, podchodząc do niego.
- Zaczęła się skarżyć na ból głowy, miała gorączkę. Poszła więc do swojego dormitorium, żeby się położyć. Z tego co opowiadała Claudia, Pans zaczęła mieć halucynacje, w po jakimś czasie straciła przytomność. Pani Pomfrey ją bada. Najprawdopodobniej zażyła jakiś trujący eliksir. - głos Blaise'a był cichy.
- Trujący eliksir? - powtórzyła zdziwiona Justine. - Ale.. kto by jej go podał? I skąd by ktoś go wziął? - zastanawiała się czerwonowłosa.
- Nie wiem, ale są podejrzenia, że to ktoś z roku niżej. Dziś na lekcji warzyli eliksir z czerńca. - rzekł Blaise.
- Myślisz, że ktoś zwinął fiolkę i nafaszerował nią Pansy? - Jus spojrzała na swojego towarzysza, a ten kiwnął głową.
- Co więcej, ktoś chciał, żebyś tą truciznę zażyła TY. - powiedział Zabini, akcentując ostatnie słowo. - Bynajmniej tak ja uważam.
- Jak to ja? - Czerwona spojrzała na niego wielkimi oczami. Ktoś chciał ją otruć? Nie mogła w to uwierzyć...
- Pans powiedziała, że jedyne, co jadła lub piła, to jedzenie w Wielkiej Sali i sok, który stał u Ciebie na stoliku nocnym. Chciało jej się pić, a nie miała nic pod ręką, więc pomyślała, że nie będziesz miała nic przeciwko i poczęstowała się trochę. Snape bada teraz ten sok...
- Boże, Blaise, jaki sok?! Ja nie miałam żadnego soku! - zawołała Jus, łapiąc się za głowę.
 - Chodźmy do niej.
Oboje wybiegli z magazynku i po paru chwilach wpadli do Skrzydła Szpitalnego. Przy łóżku Pansy siedział już Draco i Terence. Spojrzała na ich twarze, oraz na Blaise'a. Widziała wyraźną troskę wypisaną na ich licach. Troszczyli się o Pansy, jako o jedyną dziewczynę w ich paczce. Była dla nich jak siostra, niby w ich wieku, ale czasami opiekowali się nią jak młodszą, a ona czasami dawała im wykłady jakby była starsza, zwłaszcza, kiedy robili jakieś głupoty.
Oprócz chłopaków, przy łóżku szatynki stała pielęgniarka i profesor Snape.
- Morgan. Po co Ci w dormitorium sok nafaszerowany trucizną? - zapytał Nietoperz na widok czerwonowłosej.
- Sama się zastanawiam. - wysapała, trochę zmęczona po biegu z lochów do Skrzydła Szpitalnego.
- Co to ma znaczyć? - spytał Snape, świdrując nową uczennicę swoimi czarnymi jak smoła tęczówkami.
- To znaczy, że ja nie mam nic wspólnego z żadnym sokiem. - powiedziała Jus, zerkając na Pansy. - Czy wszystko z nią w porządku? 
- Dochodzi do siebie. Podaliśmy jej antidotum. - głos Snape'a był zimny i pozbawiony emocji. - Jednakże będziemy musieli dociec, kto za tym wszystkim stoi. - mówiąc to nie odrywał wzroku od Justine.
- Myśli Pan, że to ja wlałam truciznę do napoju i postawiłam na swoim stoliku nocnym?! To niedorzeczne! Przecież równie dobrze ja mogłam się tym otruć! - Czerwona nie wytrzymała i podniosła głos. Pierwszy raz ktoś oskarżała ją o coś takiego.. Czuła na sobie wzrok wszystkich obecnych w sali. A najbardziej przeszkadzało jej świdrujące spojrzenie Dracona Malfoy'a. Zerknęła na niego kątem oka, ale nie odczytała z jego twarzy żadnych emocji.
- Niezależnie od tego, co mówisz, konieczne będzie użycie veritaserum. - powiedział Snape. 
- Proszę bardzo. Nie mam nic do ukrycia. 
- W takim razie za mną. - Severus ruszył w kierunku wyjścia. Jus rzuciłą jeszcze smutne spojrzenie w kierunku Pansy, po czym ruszyła za czarnowłosym nauczycielem.

W Skrzydle Szpitalnym pozostało tylko trzech chłopaków czuwających nad łóżkiem swojej przyjaciółki. Pani Pomfrey zostawiła ich samych z nieprzytomną uczennicą, uprzedzając jednak, że niedługo mają się stąd wynosić, dając chorej odpocząć. Pokiwali potulnie głowami, czekając, aż pielęgniarka ich opuści.
- Myślicie, że to Jus? - pierwszy odezwał się Terence, patrząc uważnie na twarze swoich towarzyszy. Przez chwilę obaj milczeli, po czym pierwszy odezwał się Blaise:
- Gdyby chciała kogoś otruć, to chyba nie wlewała by trucizny do swojego napoju, prawda? - spytał cicho. 
- A może zrobiła to, żeby odsunąć od siebie podejrzenia? - zaproponował nieśmiało Higgs. Nie żeby ją oskarżał, ale w takiej sytuacji, trzeba rozpatrzyć wszystkie możliwości.
- Sugerujesz, że chciała kogoś nim poczęstować? - zapytał Blaise, patrząc na swojego przedmówcę. Ten tylko pokiwał głową i w sali ponownie zapanowała cisza, którą po paru minutach ponownie przerwał Terence:
- Snape powiedział, że to eliksir z czerńca. -  rzekł chłopak, nerwowo strzelając palcami. - Przed naszymi lekcjami warzyła go szósta klasa. Fiolki, podpisane, stały na półce w klasie.
- Justine nie mogła tego zrobić. - po raz pierwszy odezwał się Draco, który do tej pory nie uczestniczył w rozmowie.
- Skąd wiesz? Przecież jej nie znasz. - Terence spojrzał na swojego przyjaciela.
- Na lekcji ważyliśmy eliksir razem. Widziałbym, gdyby wzięła fiolkę tej trucizny.
- Ale nie wiesz, co robiła cały dzień. 
- Pansy mówiła, że cały czas siedziała na łóżku, zasłonięta kotarami. Wyszła dopiero wieczorem, na szlaban. - odezwał się Blaise.
- Czyli wracamy do punktu wyjścia. - westchnął Higgs. - Niby nie wzięła tej trucizny, ale nikt nie widział, co robiła za kotarami. 
- Sugerujesz, że warzyła tam eliksir z czerńca, żeby później potruć nim ludzi? - Draco uniósł brwi.
- Nie. Sugeruję, że mogła mieć już ten eliksir wcześniej i dolać go do soku, kiedy nikt nie widział.
- A skąd niby miałaby go mieć? - zapytał zirytowany blondyn.
- Boże, nie wiem! Co Ty jej tak bronisz? - Terence wstał z łóżka.
- A co Ty ją tak oskarżasz? - Malfoy również się podniósł.
- Próbuję dociec, kto chciał otruć naszą przyjaciółkę! - warknął Higgs.
- To może poszukaj więcej winnych, a nie skupiłeś się tylko na jednej osobie! - odparował blondyn.
- Dziwnym trafem wszystkie dowody wskazują na nią!
- Dowody? Sok, który stał u niej na stoliku? Każdy mógł go podłożyć. Nawet ja. - zaśmiał się Malfoy, lecz w jego śmiechu nie było nic wesołego. Była za to ironia i drwina. Blaise, który w ciszy przyglądał się tej rozmowie, nie wiedział, czy się odezwać, czy lepiej siedzieć cicho. Wybrał tą drugą opcję, gdyż nie chciał obierać żadnej ze stron, a dodatkowo sam nie miał pojęcia, co o tym myśleć.
- Chłopcy! Proszę zachowywać się ciszej! Panna Parkinson potrzebuje teraz spokoju! Proszę opuścić salę! - Pani Pomfrey wychyliła się ze swojego gabinetu i zaczęła ich wyganiać. Draco z Terencem mierzyli się wzrokiem.
- Dobra, chodźmy stąd. Kłótnią nie pomożecie Pansy. - odezwał się Blaise, podnosząc się z łóżka. Wszyscy trzej wyszli i w milczeniu wrócili do dormitorium. 

Tymczasem w gabinecie profesora Snape'a w towarzystwie dyrektora odbywało się przesłuchanie Justine, którą przed kilkoma minutami zażyła veritaserum. Wszystkie jej odpowiedzi wskazywały na to, że to rzeczywiście nie ona stoi za otruciem panny Parkinson. 
- Więc stoimy w martwym punkcie. Nie mamy żadnych poszlak. - rzekł Dumbledore. - Myślę, że na razie musimy pozostawić tę sprawę nierozwiązaną, a z czasem samo wszystko sie wyjaśni. Przecież nie możemy każdego po kolei przesłuchiwać pod wpływem veritaserum.
Severus pokiwał tylko głową, a Justine siedziała w milczeniu na krześle, przysłuchując się ich rozmowie. W końcu pozwolono jej odejść do dormitorium.

Gdy Terence wyszedł do łazienki, Blaise i Draco pogrążyli się w cichej rozmowie.
- Wiesz co? Wydaje mi się, że to nie Pansy miała być celem tej trucizny. - rzekł Zabini, spoglądając na przyjaciela, który w zamyśleniu gładził swój podbródek.

- Też tak myślę. Ale niestety Terence ma inne teorie. - odezwał się blondyn, patrząc gdzieś przed siebie.
- Jest zdenerwowany. Zależy mu na Pansy..
- Jak nam wszystkim, Diable. 
- Ale jemu szczególnie. Poza tym nie zna Justine i najłatwiej mu było oskarżyć właśnie ją..
- No właśnie. Nie zna jej. Nikt jej nie zna. - Draco wstał z ciemnozielonego fotela i podszedł do okna.
- Powiedz mi.. to co widziałem w tym składziku... 
- To tylko zwykła zabawa. - blondyn pokręcił głową.
- Zależy Ci na niej? To dlatego jej bronisz? - dociekał Blaise.
- Ja nikogo nie bronię, tylko chcę dowiedzieć się prawdy, a nie oskarżać pierwszą lepszą osobę, bo tak jest łatwiej. Poza tym Justine i Pansy wydaje mi się, że się polubiły.
- Zależy ci na Justine?
- Diable. Znam ją dopiero dwa dni. Jak może mi na niej zależeć? - Draco spojrzał na swojego towarzysza. 
- No tak. Głupie pytanie. To może spytam inaczej. Zamierzasz ją zaliczyć tak jak każdą? - Zabini spojrzał w oczy swojego blondwłosego przyjaciela.
- Nie. - odparł krótko. - Ona nie jest taka jak każda i nie da się zaliczyć. - wyznał Malfoy.
- No błagam się, Smoku. Nie mów, że się poddajesz. - prychnął Zabini. 
- Nie poddaję się. Po prostu... Ona jest irytująca, wkurzająca, nieznośna... - wymieniał Draco, po czym dodał gorzko w myślach "I niezwykle pociągająca".
- Jak zwykle widzisz same negatywy. - powiedział rozbawiony Blaise. teraz ich rozmowa wkraczała na luźny temat dziewczyn, rozmawiali jak kumpel z kumplem.
- Pozytywów nie zauważyłem. - mruknął Draco, choć doskonale wiedział, że w tej chwili okłamuje sam siebie.
- Nie? A to że jest fajna, zabawna, ładna..
- Skończ. - blondyn przerwał swojemu przyjacielowi i zgromił go wzrokiem. Ten jednak tylko się zaśmiał.
- Czyli jednak. 
- Diable. Nie. Nie. I jeszcze raz nie.
- Dobra, dobra. Wmawiaj sobie. Ja jednak swoje wiem. - rzekł rozbawiony Blaise. - Albo nie. Czekaj. Skoro nie jesteś nią zainteresowany, to ja idę zaprosić ją na randkę. - chłopak wstał z łóżka i ruszył w kierunku drzwi.
- Powodzenia. - rzucił krótko Malfoy, a Diabeł, będąc do niego tyłem, nie mógł zauważyć, jak dłonie blondyna zaciskają się kurczowo na parapecie, przy którym stał.


Blaise, wyszedłszy z dormitorium, rozejrzał się po pokoju wspólnym. Chyba nie miał ochoty na towarzystwo żadnej ze Ślizgonek. Ani tym bardziej Slizgonów. Zdecydował, że może pójdzie poderwać jakąś ładną Krukonkę, lub Puchonkę i ruszył do wyjścia z pokoju wspólnego. W drzwiach zderzył się z kimś. Spojrzał w dół, gdyż osoba ta była niższa i ujrzał burzę czerwonych włosów.
- O, Justine. I jak tam po przesłuchaniu? – spytał, spoglądając na nią. Miał szczere wątpliwości, by to była ona, ale jak słusznie Draco zauważył – nikt jej nie znał.
- Tak jak i przed. – mruknęła zirytowana dziewczyna, wymijając go.
- Ej, zaczekaj. – powiedział Blaise łagodnie i chwycił ją za nadgarstek. Czerwona spojrzała na niego pytająco.
- Wiadomo coś?
- Nic nie wiadomo. Dumbledore wstrzymał „śledztwo” – mówiąc to, narysowała w powietrzu znak cudzysłowie.
- Jak to wstrzymał? – spytał zdziwiony Zabini. Jego najlepsza przyjaciółka leżała otruta w Skrzydle Szpitalnym, a oni nawet nie próbują dociec kto to?!
- Mają za mało dowodów. Nie mają pojęcia, kto to mógłby chcieć otruć mnie czy kogokolwiek innego. Tym bardziej z szóstej klasy, bo to oni warzyli dziś ten eliksir..
 Blaise westchnął. Nie chciał, by to ona rzeczywiście okazała się winna, ale chciał też, by ta sprawa jak najszybciej się rozwiązała.
- Idę się położyć. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień. – powiedziała cicho Justine i poszła do swojego dormitorium.
Blaise opuścił pokój wspólny, po czym ruszył na mały obchód korytarzy. Mając nadzieję, że spotka gdzieś jakąś wartą uwagi dziewczynę, przechadzał się i uważnie przyglądał się mijanym dziewczynom. Niestety, albo już z którąś spał, albo była za młoda, albo nie pasowała do jego kryteriów. W pewnym momencie dostrzegł dziewczynę, która zdecydowanie była warta uwagi. Wysoka, szczupła. Spódniczka szkolnego mundurku odsłaniała jej długie, zgrabne nogi. Rude włosy sięgające połowy pleców spływały na jej ramiona, w których niosła kilka pokaźnych i sporych książek w skórzanych oprawach. Wracała z biblioteki. Czerwono-złote ornamenty na jej mundurku świadczyły o tym, że między nią a Ślizgonem była nikła szansa na jakiekolwiek relacje, zwłaszcza jakieś głębsze. Dodatkowo ich niechęć mogły podsycać ich wcześniejszy, niezbyt przyjazne przyjaźnie. Mimo to, Diabeł widząc, jak rudowłosa dźwiga ciężkie księgi, postanowił zagadać. Zawsze lubił rude, a jak dziewczyna jest trudna do zdobycia, to podwójna frajda.
- Może Ci pomóc, Weasley? – podszedł do niej z uśmiechem na ustach i nie czekając na jej odpowiedź, wziął od niej ksiązki.
- Zostaw to Zabini, bo ja to później będę czytać. – warknęła ruda, chcąc wyrwać mu książki.
- Spokojnie, niczym się nie zarazisz. – odpowiedział rozbawiony Blaise, przyglądając się jej.
- Właśnie mam wątpliwości. – rzuciła, a po chwili siłowania się ze Ślizgonem odpuściła i puściła książki.
- Czego chcesz? – spojrzała na niego, krzyżując ręce na piersi. Wątpiła, żeby jakikolwiek członek Slytherinu, zwłaszcza ten przyjaźniący się z Malfoy’em, chciał jej pomóc bezinteresownie.
- Cóż.. te książki wyglądały na ciężkie, wiec pomyślałem, że przyda Ci się pomoc. – Blaise wyszczerzył zęby w uśmiechu, podczas gdy Ruda wpatrywała się w niego wielkimi oczami.
- Zabini, od kiedo to TY chcesz pomóc MNIE? – spytała, akcentując poszczególne słowa, wskazując przy tym palcem najpierw na niego, potem na siebie. Ślizgon się zaśmiał.
- Od dzisiaj. `
- Przecież ty za mną nawet nie przepadasz. – mina najmłodszej z rodu Weasley’ów wyrażała ogromne zdziwienie.
- Nie przepadałem. – Blaise podkreślił czas przeszły.
- A co z tym, że jesteśmy zdrajcami krwi, hm? - ruudowłosa uniosła brew.
- Ginny, wojna się skończyła, Voldemorta nie ma, więc nie widzę przeszkód, żeby się z wami zintegrować. – Zabini wzruszył ramionami. Kurczę, jaka ta dziewczyna była podejrzliwa. No ale w sumie nie dziwił się jej. Przecież odkąd tylko się znali nie pałali do siebie sympatią.
- Wow, nawet znasz moje imię. – w głosie Weasley’ówny słychać było ironię.
- Robię postępy, widzisz? – Diabeł się zaśmiał, a Gryfonka obdarzyła go nikłym uśmiechem.
- Ciekawe, co twój blond przyjaciel by powiedział na takie postępy. Że próbujesz zakumulować się z Gryfonką, ze zdrajczynią krwi..- powiedziała poważnym tonem, ale w jej oczach widać było rozbawienie.
- Nie obchodzi mnie, co Draco sobie o tym pomyśli. On mi nie będzie wybierał przyjaciół, prawda? Dobra, to gdzie zanieść te książki? Wiesz, one jednak trochę ważą. – zaśmiał się.
- Muszę je zanieść do swojego dormitorium. – powiedziała Ruda, po czym zaczęła iść w odpowiednim kierunku. Zabini ruszył za nią, by przez kilka minut móc się z nią przespacerować po korytarzach Hogwartu. Odprowadził ją pod portret Grubej Damy, zapowiedział, że to dopiero początek ich wspaniałej relacji (mówiąc to puścił jej oczko i zaśmiał się lekko), po czym wrócił do Królestwa Slytherinu.



Lekcje następnego dnia minęły dość szybko. Dla Justine nawet zbyt szybko, gdyż wielkimi krokami zbliżał się wieczór, a wraz z nim szlaban w towarzystwie Malfoy’a. Po obiedzie czerwonowłosa spędziła miłe popołudnie z Harrym, Ronem, Hermioną oraz Ginny, z którymi siedziała na błoniach. Opowiadali jej różne perypetie oraz historie, jakie przeżyli podczas tych siedmiu lat nauki, a ona słuchała ich z ciekawością. Najbardziej rozśmieszyła ją opowieść o tym, jak Moody zmienił Dracona w fretkę. Nie mogła przestać się śmiać, a wraz z nią Złota Trójca.

Podczas tego popołudnia Justine dowiedziała się również od Hermiony, że w Hogwarcie ma się pojawić praktykant. Będzie on "uczył się jak się uczy". Dosłownie. Od przyszłego tygodnia będzie na wszystkich lekcjachz  eliksirów i będzie obserwował, jak wygląda zawód nauczyciela, robił notatki i uczył się zawodu. W eliksirach był podobno świetny, chodziły słuchy, że w przyszłości ma zastąpić Snape'a na stanowisku nauczyciela tego przedmiotu. Jednakże najlepsza nowina, jaka ucieszyła niemal wszystkie dziewczyny w Hogwarcie była taka, że praktykant był niewiele starszy od nich. Miał bowiem 24 lata.
Kiedy w Wielkiej Sali Justine jadła kolację w towarzystwie Gryfonów, czuła na sobie spojrzenie Ślizgonów. Jednak nie przejmowała się tym, miała gdzieś, co sobie o niej pomyślą. Nie musi ciągle siedzieć z nimi. Ważne, że znosi ich podczas lekcji oraz w pokoju wspólnym. Podczas posiłków nie musi.
W końcu nadeszła pora szlabanu. Justine niechętnie poszła do gabinety Snape’a, by oddać mu różdżkę. Nie zrobiłaby tego, gdyby czarnowłosy nauczyciel nie przypomniał im o tym na lekcji. Nie omieszkał też wspomnieć, że Daphne za karę, że nie stawiła się na pierwszy szlaban, będzie musiała sama, ręcznie, bez użycia różdżki, wysprzątać zagrodę dla hipogryfów. Mina Greengrass gdy to usłyszała – bezcenna. Jeszcze lepsza niż jej widok z zielonymi kudłami.
Malfoy’a jeszcze nie było, gdy Jus dotarła do magazynku. Stwierdziła, że nie będzie na niego Bóg wie ile czekać i od razu zabrała się do roboty. Posprzątała wszystko z podłogi, a następnie wzięła szmatę i zaczęła nie myć marmurową posadzkę. Sprzątając nuciła sobie pod nosem jakąś melodię i nawet nie usłyszała, jak do środka wszedł Draco. Zauważyła go dopiero, gdy usłyszała jego słowa:
- Bez przesady, Czerwona, nie musisz przede mną padać na kolana. – powiedział z ironią, wykrzywiając twarz w swój kpiący sposób. Jus uniosła głowę i zlustrowała go wzrokiem. Zmierzwione włosy, wykasana koszula, malinka na szyi. Teraz już wiedziała, dlaczego się spóźnił. Zbyła go milczeniem i powróciła do poprzedniej czynności.
- Słyszysz mnie, czy jesteś zbyt zajęta rozmyślaniem o Potterze?
Justine nadal milczała.
- No powiedz coś. Przecież każdy widzi, jak za nim latasz. – powiedział z drwiną w głosie, choć to oczywiście prawda nie była. Justine za nikim nie latała, a zwłaszcza za Harrym.
- Dupek
- Mówiłaś coś? – spytał Malfoy i podszedł do niej.
- Tak. Że jesteś wrednym, nadętym bucem.
Blondyn kucnął przed nią. Ujął w dłoń jej podbródek i uniósł go, zmuszając, by na niego spojrzała.
- Jesteś pewna? – spytał, patrząc jej w oczy.
- Tak, jestem pewna. – rzuciła, a wstając pchnęła go lekko. Jako iż kucał, z łatwością stracił równowagę i wylądował na tyłku.
- Morgan, grabisz sobie! – warknął, podnosząc się i otrzepując czarne spodnie. Justine jednak nie słuchała go, tylko stanęła tyłem i zaczęła segregować przeróżne składniki. Chłopak stanął obok niej i oparł się o szafkę, na której właśnie sprzątała. Przez kilka minut stali w ciszy. Ona – sprzątając, a on – przyglądając jej się. W końcu Jus nie wytrzymała i spytała zirytowana:
- Skoro nie masz zamiaru pomagać, to po co w ogóle przyszedłeś? Trzeba było sobie nie przeszkadzać.
- Nie przeszkodziłem. Skończyłem i przyszedłem. – powiedział obojętnym głosem, wzruszając ramionami, co jeszcze bardziej zirytowało Jus. Właśnie wyszedł z łóżka jakiejś dziewczyny i mówi o tym takim tonem, jakby przyszedł ze śniadania, a nie po seksie.
- To trzeba było lecieć do następnej. – prychnęła, odwracając się do niego tyłem i odchodząc do kolejnej szafki, mimo iż nie skończyła porządkować następnej. Po prostu miała dość bliskości Dracona.
- A może następna będziesz ty? – spytał, idąc za nią. Stanął tak blisko niej, że mogła w jego ciepłym oddechu owiewającym jej policzek wyczuć Ognistą Whiskey. „On jest pijany” – pomyślała, krzywiąc się nieznacznie.
- Niedoczekanie twoje.
Z mocno bijącym sercem obserwowała, jak Draco ujmuje jej dłoń w swoją, drugą zaś kładzie na jej biodrze i obkręca ją tak, że stała tyłem do szafki, a przodem do niego. Pochylił głowę, zatrzymując ją milimetry od twarzy Jus.
- Dlaczego? – zadał to jedno krótkie pytanie.
- Bo mnie denerwujesz, ja denerwuję ciebie, masz dziewczynę, a ja mam chłopaka. – te słowa podziałały na niego jak kubeł zimnej wody. Zwłaszcza te ostatnie.
- Nie mówiłaś, że kogoś masz. – powiedział, odsuwając się od niej.
- Nie pytałeś. – rzuciła, tym samym kończąc ich rozmowę. Resztę szlabanu odbyli w ciszy, a o 22 przyszedł po nich Snape, zwalniając ich do dormitoriów oraz oddając różdżki.


Jus, gdy była już po kąpieli i przyszykowana do szkoły na jutrzejszy dzień, położyła się na łóżku. Na poduszce znalazła mały liścik:

„W sobotę o 20 w dormitorium Draco będzie moja imprezka urodzinowa. Obecność obowiązkowa, nie wymigasz się.
                                                       Blaise”

Czerwona uśmiechnęła się i włożyła liścik do szuflady swojej szafki nocnej. Miała zamiar iść na tą imprezę i dobrze się bawić, niezależnie od towarzystwa, w którym zapewne będzie Draco. Skoro ma to być u niego w dormitorium.. Tylko gdzie do licha jest jego dormitorium i dlaczego nie ma go razem z chłopakami?? – pomyślała, zanim zasnęła.

 ***

Hej hej hej J witam Was po tych kilku dniach. Otóż tak.. od wczoraj wróciłam do szkoły, więc mój czas jest teraz nieco ograniczony. Rozdziały będą dodawane zatem ciut rzadziej niż wcześniej, ale dość często ;)
Dziękuję wszystkim, którzy skomentowali poprzedni rozdział. Jej, nawet nie wiecie, jakie to motywujące. I wyświetlenia <3 Jesteście kochani :*
Pozdrowionka i do następnego ;)

/Annabeth

16 komentarzy:

  1. Pierwsza, chyba pierwsza :D
    Początek świetny, fajnie że próbują się sobą porozumieć, szkoda mi Pansy choć nigdy jej nie lubiłam. Ginny i Blaise, czyżby czyżby? Mam nadzieję, że coś planujesz. Nie mogę się doczekać. Życzę weny i czekam na nexta ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Próbują, próbują, ale co im z tego wyjdzie? :D
      Też mi było jej szkoda, jak to pisałam. No ale.. jakieś ofiary muszą być ;D (ale nie śmiertelne oczywiście)
      Lubicie Blinny? Bo być może wprowadzę tutaj ten parring.. ;3
      Dziękuję i pozdrawiam :*
      /Annabeth

      Usuń
  2. O
    Wow
    Umarłam
    Szczęka mi opadła
    Nie wiem co jeszcze
    Rozdział super, jak zawsze. Czekam na nexta i powodzenia w szkole :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podoba :)
      Dziękuję i pozdrawiam :*
      /Annabeth

      Usuń
  3. Kłótnie Malfoy vs Morgan najlepsze. Niech wena będzie z tobą

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe właśnie takie miały być :D
      Dziękuję i pozdrawiam :3
      /Annabeth

      Usuń
  4. To tak, reakcja Draco na to,że Jus ma chłopaka bezcenna, fajne,że próbowali się dogadać ;)
    Szkoda mi pansy, ciekawe kto wlał truciznę...
    Rozdział świetny 😄
    czekam na kolejny i weny 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Próbowali, a wyszło jak zwykle.. :D
      W przyszłych rozdziałach rozwiąże się sprawa trucizny ^^ pozostaje Wam tylko cierpliwie czekać ;)
      Dziękuję i pozdrawiam :*
      /Annabeth

      Usuń
  5. Hmmm... Truciznę pewnie wlała Daphne, chyba że brat Terenca miał z tym coś wspólnego (on był w szóstej, nie?) Mam nadzieję, że wyniknie tutaj jakieś Blinny... Bardzo podoba mi się to, w jaki sposób przedstawiasz Pansy. Nie jest zła, najgorsza itd. W niewielu opowiadaniach można spotkać opis jej jako kogoś dobrego :) Brakuje mi tutaj jeszcze do całkowitego ideału relacji między Jus a Gryfonami. Między Harrym, Ronem, Hermioną, Ginny i może Luną (tak, wiem, że to Krukonka), Nevillem itd. Ogólnie jest tutaj bardzo mało powiązania z innymi domami, takiego "szkolnego klimatu". Myślę, że opis lekcji czy od czasu do czasu rozmowa z nauczycielem, albo wyjście do Hagrida z "Golden Trio" wzbogaciło by bloga ;) Ale tak ogólnie to... "cud miód i orzeszki" :D Na początku nie byłam przekonana do tego bloga, bo raczej nie czytam blogów z nowymi bohaterami, ale Twoje opowiadanie podbiło moje serce :D
    Pozdrawiam i życzę weny!
    Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sprawa trucizny rozwiąże się w przyszłych rozdziałach :)
      Jeżeli lubiecie ten parring, to czemu nie? (tak, tak, ta scena, którą opisałam w tym rozdziale, miała na celu rozeznanie się, czy czytelnicy chcą ich razem :D)
      Cieszę się, że moja Pansy przypadła Ci do gustu :)
      Rozumiem i postaram się dokładniej opisywać ich relacje :) Lekcje jeszcze będą, nauczyciele również :3 przyznam, że z tym Hagridem to bardzo dobry pomysł, nie wpadłabym na to ^^
      Super, że Ci się podoba :) dziękuję ślicznie i cieszę się, że nie zraziłaś się do niego na początku.
      Również pozdrawiam :*
      /Annabeth

      Usuń
  6. Ohh, nie wiem co napisać! Chcieli otruć Justine :) Dajna akcja, czerwona wreszcie powiedziała że ma chłopaka :) A dzisiaj jest już późno na komentowanie, ale czasu nadal brak :/
    Pozdrawiam,
    PomyLuna xoxo ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chcieli, chcieli, ale im nie wyszło :D
      Czemu późno?
      Również pozdrawiam i czekam na rozdział u Ciebie :*
      /Annabeth

      Usuń
  7. Coś tak myślę, że ten zatruty sok podłożyła Daphne. Wredna jędza. 😒 Tak czy owak wyszło na jaw, że Jus jest zajęta, no trudno Smoku :D ale blog ma w adresie ,,drastine' więc wyczuwam, że niedługo się to zmieni.
    Będąc już w temacie jej chłopaka sądze, że to on jest tym praktykantem. Poza tym Blaise zaczyna podrywać Ginny! Życzę mu powodzenia, dziewczyna raczej nie zapomni tylu lat wrogości, chociaż możliwe... Ale co jatam wiem to ty jesteś autorką: D
    Weny czekam na nexta:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, z tym się zgodzę :D wredna jędza xD
      Wydało się XD ale Smok przecież też zajęty heh xD
      Nieeee on nie będzie praktykantem ;D ale niedługo w blogu się pojawi ;)
      Wiedziałąm, że spodoba Wam się Blinny :)
      Dziękuję i pozdrawiam :*
      /Annabeth

      Usuń
  8. No i co ja mam Ci powiedzieć? Po prostu raj hahaha. Jeszcze nigdy , żadne opowiadanie mnie tak nie wciągnęło. Brak czasu niestety uniemożliwia mi nadrobienie wszystkich rozdziałów w jeden dzień, co z chęcią bym zrobiła.
    Twoje pomysły, styl pisania, atmosfera, którą stwarzasz... Jejuu. Kiedy czytam, to mam wrażenie, jakby to wszystko działo się na moich oczach, dosłownie przede mną. Serio, zrobiłabym wszystko, żeby kiedyś coś z tobą napisać xD <3
    Draco jest wspaniale arogancki, ale nie bezduszny. Blaise jest na swój sposób przekochany :3 Terence nie zdobył mojej sympatii tak jak pozostała dwójka, ale rozumiem jego zachowanie, więc jego oskarżenia nie zmieniły faktu, że go polubiłam :) Cała ta sytuacja z Pansy i to jak jej przyjaciele się przejęli... Aż mi się miło na sercu zrobiło :3 Uwielbiam, kiedy pisarz tak własnie przedstawia relacje między Draconem, Blaisem, Terence'im in Pansy.
    Z każdym rozdziałem jesteś coraz lepsza, szczerze.
    Pozdrawiam serdecznie i lecę dalej! (powinnam dokończyć wypracowanie na zajęcia z kultury...Poprzestawiałaś mi priorytety, kobieto xD :*)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super, właśnie takie miało być - wciągające :D
      Rozumiem Cię doskonale, ja sama mam ostatnio mało czasu, dlatego nastepny rozdział pojawi się pewnie za tydzień, a i w czytaniu mam sporo zaległości, których nie mam czasu nadrobić.
      Szczerze Ci powiem, że jeszcze nigdy niczego z nikim nie pisałam, nawet nie wiem, jak taka współpraca by wyglądała, ale mogłoby być ciekawie :D
      też uwielbiam takie relacje między nimi, dlatego nie mogłam wyobrazić ich sobie w innej scenerii.
      Dziękuję, nawet nie wiesz, jak Twoje komenatrze mnie podbudowywują i cieszą moje serduszko <3
      Pozdrawiam :*

      Usuń

Lydia Land of Grafic