31.03.2016

Rozdział 9.: Przyjemna pomyłka

Blaise stojący wraz z Ginny przy stole z przekąskami, ukradkiem obserwował swojego przyjaciela. Pogrążony w rozmowie z rudowłosą, zerkał co jakiś czas na swojego przyjaciela. Kiedy zauważył jego reakcję na list, który właśnie do niego przyszedł, stwierdził, że musi się dowiedzieć, co jest grane.
- Ginny.. najmocniej cie przepraszam, ale muszę o coś spytać Dracona.. – powiedział cicho, kładąc jej dłoń na ramieniu. Głową skinął w kierunku blondyna, by dziewczyna na niego spojrzała. Ginny widząc, jak Draco niemal w furii duszkiem opróżnia zawartość trzymanej w dłoni literatki, a następnie zaciska na niej palce tak, że szkło aż pęka pod jego naciskiem, pokiwała głową.
- Tak, zdecydowanie. Musisz do niego jak najszybciej iść, zanim zrobi krzywdę komuś oprócz siebie. – powiedziała, a Zabini uśmiechnął się do niej z wdzięcznością. Pod wpływem impulsu cmoknął ją w policzek i poszedł w kierunku swojego przyjaciela. Ginny w normalnych okolicznościach zapewne odepchnęłaby go i kazała walnąć w łeb, ale pod wpływem alkoholu krążącego we krwi uśmiechnęła się zaledwie. W chłopaku było bowiem coś, co nie pozwalało jej się długo na niego gniewać.
Gdy Blaise podszedł do swojego przyjaciela, ten właśnie rozprostowywał palce, pozwalając, by potłuczone i poplamione krwią szkło spadło na podłogę. Następnie, nie zwracając uwagi na ból oraz krew, zajął się wyjmowaniem odłamków, które utknęły w jego dłoni.
- Smoku, co się stało? – spytał Blaise, obserwując, jak jego przyjaciel oczyszcza swoje rany. Ten w odpowiedzi wręczył mu tylko list, który poplamiony był teraz krwią blondwłosego.  Zabini przebiegł wzrokiem po liście.
- Żartujesz, prawda? – spytał, podnosząc wzrok znad kartki papieru zapisanej pochyłym pismem Bellatrix.
- A wyglądam, jakbym żartował? – warknął, rzucając ze złością na podłogę ostatni kawałek szkła. Powiedziawszy to, złapał za butelkę whisky i zniknął za drzwiami swojej sypialni.

Następnego poranka jasne promienie słoneczne wpadały przez wielkie okno do sypialni prefekt naczelnej Gryffindoru. Jako iż jej dormitorium umiejscowione było w jednej z wież, słońce miało do niego łatwy dostęp.  Hermionę obudziły więc  promienie grzejące jej twarz.  Dziewczyna  przeciągnęła się leniwie, nadal mając przymknięte oczy, po czym stwierdziła, że coś jest nie tak. Na nagiej skórze nie czuła tak jak zawsze piżamy w misie, którą wkładała do snu, lecz czerwoną pościel, pod której spała. Mało tego. Dodatkowo czuła ciepło bijące z drugiej strony łóżka. Spojrzała w tamtą stronę i ujrzała śpiącego Terence’a, leżącego na boku, przodem do Gryfonki. Hermiona wydała z siebie zduszony okrzyk, po czym wszystko sobie przypomniała. Jak ona mogła to zrobić?? Przecież nie wypiła dużo, nawet kaca dziś nie miała..
- Co ja zrobiłam..? – zapytała cicho sama siebie, chowając twarz w dłoniach.
- Jak to co? Wydaje mi się, że świetnie się bawiłaś. – rzekł Terence, uchylając najpierw jedno oko, a poźniej następne i spoglądajac na Gryfonkę swoimi pięknymi, ciemnymi oczami.
Dziewczyna nie wiedziała, czy obudził go jej krzyk, czy nie spał już wcześniej. Reakcją na jego słowa były zarumienione policzki Gryfonki. Rzeczywiście. Hermiona musiała w duchu przyznać, że to była wspaniała noc. Gdy wyznała Ślizgonowi, że jest jeszcze dziewicą, ten nie okazał żadnego zdziwienia, rozbawienia, czy też pogardy. W łóżku był niezwykle czuły i delikatny, jakby zapomniał, że ma do czynienia z dziewczyną, którą przez tyle lat obrażał..
- To nie ma nic do rzeczy. Jak ja mogłam to zrobić… - Miona pokręciła niedowierzająco głową. Przecież Ron.. On jej tego nie wybaczy. Tyle czasu odwlekała ich pierwszy raz, a teraz, kiedy nie była już dziewicą, on domyśli się, ze go zdradziła. Będzie miał jej za złe to, że straciła dziewictwo z obcym chłopakiem, z którym nie łączyły jej żadne relacje. Mało tego! Ten chłopak był Ślizgonem, który od pierwszej klasy widział w niej tylko nic niewartą szlamę! A Ronald był jej chłopakiem..
- Myślę, że mój urok osobisty zaważył na twojej decyzji. – odparł mało skromnie Higgs, uśmiechając się do dziewczyny. Jej jednak humor nie dopisywał.
- Terence.. ta noc.. to.. to była pomyłka..
- Ale za to jaka przyjemna pomyłka. – przerwał jej Ślizgon z łobuzerskim uśmiechem na twarzy, jednocześnie pochylając się nad nią. Hermiona, chcąc nie chcąc, opadła z powrotem na poduszki, inaczej mogłaby zaliczyć zderzenie czołowe z Terencem. Twarz chłopaka była zaledwie kilka milimetrów od jej twarzy, a ich oczy były nawzajem w siebie wpatrzone.
- Nie wiem jak ty, ale ja mam ochotę to powtórzyć.. – zamruczał jej prosto do ucha, muskając przy tym ustami jego płatek. Dziewczyna zadrżała pod wpływem tej subtelnej pieszczoty. Nigdy nie była z żadnym chłopakiem tak blisko, nawet z Ronem. Ich relacje były bardziej przyjacielskie, aczkolwiek on wymagał od niej czegoś więcej. Terence za to nie nalegał, nie narzucał się. To, co zaszło między nimi, stało się tak po prostu. Spontanicznie. Hermiona sama nie wiedziała, jak się na to wszystko zgodziła. W jednej chwili zapomniała o Ronie i pchana pożądaniem skończyła w łóżku z Terencem.
- Ja nie mogę.. – Miona chciała, by jej głos zabrzmiał stanowczo, lecz jedyne, na co mogła się zdobyć to ledwie słyszalny szept.
- Dlaczego? – Terence zadał jej chyba jedyne pytanie, na które nie znała odpowiedzi.
- Ron.  – Gryfonka powiedziała to takim tonem, jakby to wszystko wyjaśniało. Ale dla Terence’a to wcale nie było takie jasne i zrozumiałe.
- To dlaczego nie zrobiłaś tego z nim pierwszy raz? – bach, kolejne pytanie, nad którym Hermiona musiała się poważnie zastanowić. Nie mogła się jednak skupić, gdyż Higgs skutecznie ją rozpraszał delikatnymi pocałunkami w szyję. Mimowolnie odchyliła głowę, by ułatwić chłopakowi dostęp do tej części ciała, która była u niej tak wrażliwa, że aż drżała rozkosznie pod wpływem pocałunków Ślizgona. Gdy Granger nie odpowiadała zbyt długo, chłopak postanowił ja wyręczyć.
- Nie kochasz go?
Być może w głębi duszy Gryfonka wiedziała, że to, co czuje do rudowłosego to tylko przyjaźń, lecz odkąd byli w związku, wmawiała sobie i innym, że go kocha. Sama nie wiedziała, czemu tak było. Może bała się samotności? Tego, że nikt oprócz Rona jej nie pokocha? Może chciała po prostu mieć u swojego boku kogoś, kto darzył ją miłością, niezależnie od tego, czy ona czuła to samo do tej osoby. Chciała cichego, spokojnego i ustatkowanego życia, Terence natomiast po tej nocy pragnął pokazać jej życie pełne beztroski i zabawy.
- Nie chcę o tym gadać.. – powiedziała słabo, przymykając powieki. Ślizgon nie zaprzestawał pieścić językiem smukłej szyi dziewczyny, a między pocałunkami wyszeptał tylko:
- W takim razie nie myśl teraz o nim.
Chłopak sunął pocałunkami wyżej, przeszedł na podbródek, a następnie złączył swoje usta z ustami Gryfonki. Dziewczyna otworzyła zaskoczona oczy. Sądziła, że Terence poszedł z nią do łóżka tylko dlatego, że za dużo wypił i zaraz się zmyje, ale on najwidoczniej chciał powtórki. Prawda była taka, że Hermiona podobała mu się jako kobieta. Pociągały go jej zaokrąglone kształty. Nieduże, ale śliczne piersi oraz jędrne pośladki. Dodatkowo miała ładną twarz, a włosy nie przypominały już tej szopy, co kiedyś.
Terence przejechał nosem po lewym policzku dziewczyny, łaskocząc ją tym delikatnie. Po chwili jego usta ponownie odnalazły jej i chłopak zaczął ją delikatnie całować. Jego pocałunki z początku były subtelne, z czasem, gdy Gryfonka zaczęła je niepewnie odwzajemniać, stały się śmielsze, bardziej gwałtowne i zachłanne. Jego dłonie zaczęły błądzić po jej ciele, a Hermiona pod wpływem impulsu objęła go swoimi długimi nogami. Poczuła, jak jego nabrzmiała męskość napiera na jej łechtaczkę i jęknęła cicho, podniecona tą bliskością nagiego i, co tu kryć, seksownego oraz przystojnego chłopaka. Położyła dłonie na jego ramionach, a następnie zjechała nimi niżej, wzdłuż kręgosłupa. Terence ponownie przeniósł się pocałunkami na jej szyję, następnie na dekolt, lecz Gryfonka spragniona pociągnęła go wyżej i zachłannie wpiła się w jego usta. Chłopak wszedł w nią powoli, a ona wydała z siebie głośny jęk. Ślizgon z satysfakcją i podnieceniem patrzył na twarz Hermiony, na jej przymknięte powieki, rozchylone usta. Wsłuchiwał się w jej ciche jęki, podczas gdy on poruszał się w niej w równym rytmie. Niestety nie dane im było długo nacieszyć się tą intymną chwilą, gdyż drzwi do sypialni Gryfonki otworzyły się bez żadnego ostrzeżenia, a do środka wszedł.. no właśnie.
- Ron? Co ty tu robisz? – Hermiona zadała pierwsze pytanie, jakie tylko przyszło jej do głowy w tej jednoznacznej sytuacji. Odruchowo uniosła się na łokciach, a Terence zmuszony został do tego, by z niej wyjść i położyć się z powrotem obok niej. Gryfonka przycisnęła sobie do piersi kołdrę, zaciskając na niej kurczowo palce. Z przerażeniem obserwowała, jak twarz Rona robi się coraz bardziej czerwona.
- Co ja tu robię? Raczej co ty tu robisz! Ja przyszedłem zabrać swoją dziewczynę na śniadanie, tak jak codziennie! Choć teraz to już jest była dziewczyna! – chłopak nie wytrzymał i zaczął krzyczeć. Mimo iż to było zrozumiałe w tej sytuacji, pannie Granger nie spodobał się ton rudowłosego. Ani jego słowa. Zrobiło jej się przykro, zwłaszcza, że dotarło do niej, że źle zrobiła. Boże, to było perfidne, co ona zrobiła! Nie potrafiła wykrztusić z siebie słowa, a do jej czekoladowych oczu napłynęły łzy.

- Powiedz mi, jak długo to trwa? Ile już się z nim pieprzysz? To dlatego nie chciałaś iść ze mną do łóżka? – głos Rona był coraz bardziej przepełniony złością i nienawiścią. Zarówno do Ślizgona, jak do swojej byłej dziewczyny. – Twierdziłaś, że jesteś dziewicą i czekasz na odpowiedni moment, a tak naprawdę puszczałaś się z nim?!
- Ron, jak możesz.. – zaczęła, lecz urwała. Doskonale wiedziała, jak mógł ją o to oskarżać. Ta sytuacja mówiła sama za siebie. Rudowłosy miał pełne prawo pomyśleć, że Hermiona nie zdradziła go po raz pierwszy. Wściekły wyszedł z sypialni Gryfonki, trzaskając przy tym drzwiami, a z oczu panny Granger popłynęły łzy. Terence kciukiem otarł słona kroplę z jej policzka, lecz ona odsunęła się.
- Proszę.. chcę teraz zostać sama. – powiedziała i nie czekając na jego odpowiedź czy reakcję, odkręciła się do niego tyłem i wtuliła w poduszkę. Chłopak wyszedł z łóżka i zaczął szukać części swojej garderoby, które leżały porozrzucane po pokoju. Ubierał się w ciszy, lecz gdy zapinał koszulę, odezwał się:
- Jak byś chciała pogadać.. to wiesz, gdzie mnie szukać. – powiedział i już miał wyjść, gdy widok płaczącej, bezbronnej i skulonej na łóżku dziewczyny ścisnął go za serce. Pochylił się nad nią, pocałował w czubek głowy i zgodnie z jej prośbą opuścił jej dormitorium.

Dzisiejsza noc była dla Draco bezsenna. Chłopak wiercił się w swoim łóżku, nie mógł znaleźć wygodnej pozycji do snu. Ilekroć zamykał oczy i starał się zasnąć, jego głowę przepełniał milion myśli. Nie chciał ponownie wracać do życia po ciemnej stronie mocy, ale jeśli zrezygnuje i się wycofa, śmierciożercy mu tego nie wybaczą. Matka oczywiście byłaby z niego dumna, ale ojciec czy ciotka Bellatrix już niekoniecznie.
Równo z pierwszymi promieniami słońca wschodzącymi nad błoniami Hogwartu, blondyn odrzucił na bok kołdrę i wstał z łóżka. Opuścił sypialnię, a swoje kroki skierował do łazienki, gdzie wziął zimny prysznic. Potrzebował otrzeźwienia, tym bardziej, że nie spał całą noc, a wczoraj była impreza. Chłodna woda spływająca po jego ciele przywróciła mu jasność myślenia oraz pobudziła krążenie. Nie zlikwidowało to jednak lekkich sińców pod oczami. Chłopak westchnął cicho, patrząc na swoje odbicie w lustrze.
Był zmęczony i zdenerwowany, a dziś o osiemnastej miał jeszcze trening quidditcha.. Ćwiczenia miały trwać dwie godziny, a o dwudziestej musiał już być w Malfoy Manor. Wiedział, że kapitanowi to nie przystoi, ale będzie musiał albo skrócić trening, albo wyrwać się z niego wcześniej wraz Terencem, który grał na pozycji ścigającego.
Draco owinął sobie biały ręcznik wokół bioder, po czym wrócił z powrotem do swojej sypialni. Przechodząc przez salon, pokręcił głową na widok bałaganu będącego pozostałością po imprezie. Gdy się ubrał, wziął do ręki różdżkę leżącą na etażerce obok jego łóżka, po czym doprowadził do porządku miejsce wczorajszej zabawy. Zerknął na zegarek. Kilka minut po szóstej. Był niemal pewien, że o tej porze, w niedzielę, prawie wszyscy śpią. Stwierdził więc, że najlepiej będzie, gdy weźmie się w końcu za naukę i odrabianie lekcji. Draco bowiem, mimo ogólnej opinii hulaki, rozrabiaki i podrywacza, przykładał się do swoich zadań oraz sumiennie przygotowywał do egzaminów. Chciał ukończyć szkołę z jak najlepszymi wynikami, w przyszłości bowiem chciał pracować w Ministerstwie Magii bądź jako magomedyk. Pracę biurową miał na uwadze ze względu na to, że zawsze chciał być kimś więcej, kims szanowanym, mającym wpływy. A praca w Ministerstwie z pewnością by mu to zagwarantowała. Natomiast bycie magomedykiem rozważał dlatego, że chciał jakoś odkupić te lata bycia po złej stronie. Chciał zacząć pomagać ludziom. Mimo iż jego przyszłość jeszcze była niepewna, zwłaszcza, że na horyzoncie pojawił się nowy Czarny Pan, Draco przykładał się do wszystkich przedmiotów.
Spakował do czarnej torby kilka zwojów pergaminu, pióro, atrament oraz kilka podręczników, po czym zarzuciwszy ją na ramię, opuścił swoje dormitorium i skierował się do biblioteki. Po drodze zajrzał do kuchni, skąd wziął kubek gorącej kawy i kilka maślanych bułeczek. Stwierdził, iż o tej porze w Wielkiej Sali na pewno śniadania nie dostanie, a później nie znajdzie czasu, by tam zajrzeć. Bułeczki spakował więc do torby, po czym poszedł do biblioteki z kubkiem kawy w ręku. Zapowiadał się pracowity poranek, a musiał jeszcze powiadomić kilka osób o zebraniu.

Justine przebudziła się z lekkim bólem głowy. Odkąd tylko otworzyła oczy, wiedziała, że pulsowanie, które odczuwała w skroniach, było spowodowane alkoholem wypitym najpierw na imprezie Blaise’a, a następnie u Niklausa. Z cichym pomrukiem podniosła się z łóżka i zerknęła na zegarek. Wskazówki wskazywały kilka minut po ósmej. Czerwona rozejrzała się po pokoju i zauważyła, że wszystkie łóżka, oprócz Claudii, są zajęte. Pansy spała smacznie na brzuchu, z twarzą zwróconą ku Justine. Nagle do uszu czerwonowłosej dobiegło z początku ciche, później donośniejsze chrapanie. Rozejrzała się za jego źródłem, po czym zorientowała się, że te dźwięki wydaje z siebie Daphne. Panna Morgan zachichotała cicho, natomiast Pansy obudziła się, słysząc odgłosy, które wydawała dziewczyna Draco. Niewiele myśląc, wzięła do ręki poduszkę, a następnie rzuciła nią w Daphne.
- Strzał za sto punktów. – zaśmiała się Justine, widząc, jak poducha uderza Daphne w twarz. Ta jedynie zamruczała cicho pod nosem i przekręciła się na bok.
- Spać nie daje, głupia jędza.. – wymamrotała Pansy, siadając na łóżko i spojrzała z uśmiechem na Jus. – Zasłużyła.
- Ciebie też obudziła?
- Nie, mnie obudził ból głowy. – powiedziała Jus z uśmiechem, przeciągając się.
- Kac? – domyśliła się panna Parkinson. – W takim razie mam coś, co ci pomoże.
Justine obserwowała, jak zielonooka szpera w szufladzie swojej etażerki, po czym sięga dwie fiolki z jakimś płynem w środku. Jedną rzuciła w stronę Jus, a ta zwinnie go złapała i spojrzała pytającą na swoją koleżankę.
- To eliksir na kaca. – wyjaśniła, po czym odkorkowała go i wypiła duszkiem. Czerwonowłosa poszła jej śladem i po chwili jej fiolka również była pusta. Poczuła rozkoszne ciepło rozchodzące się po jej całym ciele, a już po paru sekundach tępy, pulsujący ból głowy zniknął.
- Dzięki, Pansy, jesteś wielka. – powiedziała Jus z ulgą, wstając z łóżka. - Umieram z głodu..
- O ile się nie mylę, to jest czas śniadania. – odezwała się Pansy, zerkając na zegarek.
- Tak, wiem, ale najpierw muszę się ogarnąć.. – Justine zajrzała do szafy, skąd sięgnęła biały t-shirt oraz jeansowe spodenki-ogrodniczki. Poszła do łazienki, a Pansy, po wyborze stroju dla siebie, składającego się z błękitnej, rozkloszowanej spódniczki oraz białej bluzeczki, ruszyła zaraz za nią. Kiedy były już gotowe poszły na śniadanie. W Wielkiej Sali o tej godzinie było już sporo osób. Stoły zastawione były obficie przeróżnymi potrawami. Justine wraz z Pansy usiadły naprzeciwko Terence’a, który w zamyśleniu spożywał w samotności swój posiłek.
- Hej, Terence. Wszystko gra? – spytała Pansy, zauważając smętną minę swojego przyjaciela. Chłopak, grzebiąc widelcem w jajecznicy, odpowiedział, nawet nie podnosząc na dziewczęta wzroku:
- Taaa, wszystko okej.
- Terence.. Powiedz, co się stało. Widzę, że coś jest nie tak. – Pansy ponownie podjęła próbę wyciągnięcia z przyjaciela, o co chodzi.
- Naprawdę, doceniam to, że się martwisz, Pans, ale proszę cię, nie pytaj na razie o nic, okej? – Higgs wstał od stołu i nie patrząc na dwie zdezorientowane dziewczyny, opuścił Wielką Salę. Prawda była taka, że obwiniał się za cierpienie pewnej Gryfonki. Zdenerwował go Weasley, swoimi słowami, tego, co powiedział. A jeszcze bardziej denerwował go fakt, że się tym przejmuje. Miał ochotę wrócić do dormitorium Gryfonki, schować ją w swoich ramionach i skryć przed Weasley’em, przed całym światem. Cholera jasna, Higgs! – krzyknął na siebie w myślach, idąc szybkim krokiem przez korytarze Hogwartu. Nie powinno ci na niej zależeć, to tylko Gryfonka, której przez tyle lat nienawidziłeś! Ale co poradzisz na to, że masz ochotę ją obronić przed wszystkimi, schronić przed tym rudzielcem, pocieszyć, delikatnie objąć, pokazać jej to, co w życiu najlepsze?
Tymczasem w Wielkiej Sali dwie zdezorientowane Ślizgonki spojrzały na siebie.
- Okej, to było dziwne.. – powiedziała powoli Justine, spoglądając na Pans.
- I niepodobne do Terence’a. – dodała zielonooka. Westchnęła cicho. – Mam nadzieje, że niedługo się dowiemy o co chodzi. – powiedziała i zajęła się swoim śniadaniem. Justine zanim zaczęła jeść czekoladowe płatki z mlekiem, rozejrzała się po Sali. Jej wzrok padł na stół nauczycielski, przy którym wzrokiem namierzyła Niklausa. Młody Snape również na nią spoglądał. Gdy ich wzrok się ze sobą skrzyżował, pomachał jej, uśmiechając się lekko.
Justine z początku nie wiedziała, jak zareagować, lecz po chwili niesmiało odmachała mu. 
- Uuu ktoś tu chyba wpadł w oko młodszej i seksowniejszej wersji Snape'a. - powiedziała Pansy, uśmiechając się jednoznacznie. Za tą uwagę zarobiła od czerwonowłosej szturchańca łokciem w żebra.
- Ał! - syknęła urażona Parkinson. - No co? Chyba prawdę powiedziałam?
Justine zbyła to milczeniem, nie wdając się w zbędne dyskusje, aczkolwiek podczas śniadanie zerknęła parę razy w stronę stołu nauczycielskiego.
Gdy wraz z zielonooką opuszczały Wielką Salę, podszedł do nich Thomas, ojciec Jus.
- Justine. Pozwól na chwilkę. - powiedział, spoglądając na swoją córkę.
- Jak sobie pan życzy, panie profesorze. - mruknęła i odeszła z nim na bok, mówiąc wcześniej do Pans, by poczekała na nią przed wejściem.
- Jak się czujesz? Enzo nic ci nie zrobił? - zapytał z troską w głosie. Mmartwił się o córkę i był zły na Lorenzo, że chciał ją skrzywdzić. 
- Co się stało, że nagle się mną przejmujesz? - spytała kąśliwie, krzyżując ręce na piersi.
- Jus, dobrze wiesz, że zawsze się o ciebie martwiłem. A to, co sie stało.. między mną a mamą.. to nie ma znaczenia z tym, że nadal jesteś moją córką i nadal chcę się o ciebie troszczyć. - powiedział stanowczo. - Więc proszę, powiedz mi, co Enzo ci zrobił.
- Nic mi nie zrobił. Draco.. mnie uratował.. - powiedziała, a głos jej się lekko załamał. Dopiero teraz do niej dotarło, co ten blondwłosy chłopak dla niej zrobił. Próbowała sobie przypomnieć, czy mu podziękowała, lecz wszystko widziała jak przez mgłę. Wiedziała, że powinna być roztrzęsiona po tym incydencie, zła na Lorenzo, smutna, wściekła, ale nie czuła nic. Nie wiedziała nawet, dlaczego tak obojętnie na to zareagowała.
- Dobrze, że był w pobliżu. Inaczej.. inaczej bym tego sobie nie wybaczył.. – w oczach ojca Justine pojawiły się łzy. Nie mógł dopuścić do siebie myśli, że przez niego jej córka mogłaby być skrzywdzona.

- Ty byś sobie tego nie wybaczył? Przecież to nie twoja wina że mój chłopak.. były chłopak, jest psychopatą.
- Tak, ale to ja go wpuściłem do Hogwartu. To na moją prośbę Dumbledore pozwolił mu wejść.
- Tato, nic mi nie jest… - Justine zrobiło się trochę głupio, że tak naskoczyła wcześniej na ojca. Widząc jego troskę o nią i szczery smutek, uleciały z niej wszystkie negatywne emocje.
- Cieszę się, że ten chłopak znalazł się w pobliżu. Będę musiał mu podziękować. I obiecuję ci, że Lorenzo już tutaj nie wejdzie, więc nie musisz się go bać. – powiedział i odszedł bez słowa, a w głowie Jus szumiały słowa ojca: „Będę musiał mu podziękować”. Nie. To ona powinna mu podziękować. Nawet jeśli zrobiła to wczoraj, czego nie mogła sobie przypomnieć, powinna to zrobić raz jeszcze. W tamtej sytuacji była zbyt roztrzęsiona, a teraz mogła to zrobić szczerze i na spokojnie. Stwierdziła, że w najbliższym czasie będzie musiała z nim pogadać. Na razie jednak wyszła z Wielkiej Sali i dołączyła do Pansy, wybierając się na spacer na błonia. Dowiedziała się, że o osiemnastej jest trening quidditcha. Lubiła tę dyscyplinę, więc stwierdziła, że może towarzyszyć Pans i przyjść popatrzeć. Przy okazji będzie mogła później porozmawiać z Draco, który, jak się dowiedziała, jest kapitanem drużyny i gra na pozycji szukającego.  Po około godzince Jus musiała pożegnać się ze swoją towarzyszką i wróciła do dormitorium. Miała na jutro do napisania esej z transmutacji, wzięła więc podręcznik i w pokoju wspólnym, przy jednym ze stolików, usiadła do lekcji.

O osiemnastej kilkanaścioro uczniów, głównie Ślizgonów, zebrało się na boisku do quidditcha. Część z nich przybyła tutaj, by jedynie popatrzeć, lecz reszta przyszła trenować. Było również kilku kandydatów na pozycję obrońcy oraz ścigającego, gdyż poprzedni zrezygnowali z tego, wykręcając się nawałem nauki. Justine, Pansy, Ginny oraz Hermiona siedziały na trybunach. Panna Weasley niemal siłę wyciągnęła starszą o rok od siebie Gryfonkę z dormitorium. Miona bowiem nie chciała się nigdzie wynurzać, bojąc się, że wszyscy będą o niej plotkować, że Ronald rozpowie wszystkim o tym, co zastał w jej dormitorium. Jednak gdy Ginevra przyszła do niej, nie wspominając ani słowem o zdradzie Hermiony, dziewczyna domyśliła się, że Ron zachował to dla siebie. A gdy najmłodsza z rodu Weasley’ów zaczęła wypytywać ją, co się stało, że Ron wrócił od niej taki wściekły, Gryfonka była już w stu procentach pewna, że nikt o niczym nie wie. Miała nadzieję, że pozostanie to w tajemnicy jak najdłużej. Nie chciała być na językach wszystkich.
Dziewczyny siedziały obok siebie, oglądając latających po boisku zawodników. Hermiona niemal nie zachłysnęła się powietrzem, gdy wśród nich ujrzała Terence’a. Wiedziała, po prostu przeczuwała, że przyjście na ten trening to zły pomysł. Niestety Ginny tak prosiła ją, żeby ta jej towarzyszyła, że panna Granger nie miała innego wyjścia niż się zgodzić i przyjść tutaj z przyjaciółką. Teraz jednak miała ogromną ochotę na powrót do dormitorium.
- Ginny.. źle się czuję. Idę do siebie. Nie obrazisz się, jak zostawię cię tu samą z dziewczynami? – spytała szeptem Gryfonka swojej rudowłosej przyjaciółki, a ta pokiwała głową. Zerknęła na Mionę. Rzeczywiście była jakaś blada.
- Idź się połóż. Naprawdę źle wyglądasz.
Hermiona wstała więc ze swojego miejsca na trybunach i zaczęła iść w kierunku wyjścia z boiska. Terence nie widział jej, gdy siedziała w towarzystwie Ginny, Pansy oraz Justine, lecz teraz, gdy szła ku wyjściu, szybko ją zauważył. Niewiele myśląc skierował swoją miotłę w jej stronę i podleciał do Gryfonki.
- Hej Miona. – uśmiechnął się, będąc już blisko dziewczyny. Ta drgnęła zaskoczona, spoglądając na niego. Nic nie odpowiadała, wpatrywała się jedynie w Terence’a swoimi długimi, czekoladowymi oczami.
- Fajnie, że wpadłaś. Dlaczego już zmykasz? – zapytał chłopak. Szczerze to miał nadzieję, że Gryfonka zdecyduje się zostać i popatrzeć, jak gra.
- Ginny chciała, żebym z nią przyszła. Chciała popatrzeć na Blaise’a.. – zatkała sobie usta ręką, gdy dotarło do niej, że za dużo powiedziała. Higgs zaśmiał się cicho, widząc jej zmieszanie. Hermiona więc postanowiła zmienić temat i odciągnąć jego uwagę od Ginny.
- Nie wiedziałam, że też jesteś w drużynie.
- Gram na pozycji pałkarza. – powiedział Ślizgon z uśmiechem, uważnie przypatrując się pannie Granger. Dziewczyna była wyraźnie zmieszana, nie wiedziała, gdzie podziać wzrok, a do tego na jej policzki wstąpił słodki rumieniec. Przez chwilę oboje nic nie mówili, po czym odezwali się jednocześnie:
- Słuchaj..
Oboje urwali, słysząc, że to drugie również się odezwało.
- Dobra, mów..
- Nie, ty byłaś pierwsza..
To również powiedzieli jednocześnie, po czym zaśmiali się cicho. Terence kiwnął głową, by Gryfonka mówiła.
- Słuchaj, Terence.. To co się wydarzyło.. nie chciałabym, żebyś myślał o mnie źle.. – dziewczyna była wyraźnie zdenerwowana.

- Wcale nie myślę o tobie źle. Wręcz przeciwnie.
- Terence, ale ja chciałabym o tym zapomnieć. Muszę przeprosić Rona, może.. – urwała. Chciała powiedzieć „może jeszcze jest szansa, by mi wybaczył i będziemy mogli dalej być razem” lecz głos uwiązł jej w gardle. – Po prostu zapomnij. – wykrztusiła i biegiem opuściła boisko. Sama nie wiedziała, czemu tak zareagowała. Wstydziła się po prostu rozmawiać z Higgsem, tego, że przy byle jakiej okazji, nie znając go niemal wcale, poszła z nim do łóżka jak jakaś pierwsza lepsza. Nie chciała, by źle o niej myślał, bała się usłyszeć jakichś przykrych słów z jego ust. Wiedziała, że tak nie przystoi Gryfonce, ale wołała przed tym uciec, niż stawić temu czoła. Terence również nie rozumiał jej zachowania. Ta dziewczyna zaczynała mu się podobać, przecież wiedział, że nie kocha Weasley’a, więc nie widział przeszkód, by mógł ją podrywać. A może ona się go bała? Bała się jego mrocznej przeszłości jako śmierciożerca? Nadal go nienawidziła, przez te lata kłótni, wyzwisk, sprzeczek? Rozmyslając nad postępowaniem Gryfonki, wrócił na boisko, nie wiedząc nawet, że niemal każdy widział tę scenę.

Pół godziny przed planowanym końcem treningu, Draco, Blaise i Terence zeszli z boiska, zostawiając resztę, by jeszcze trochę poćwiczyli. Pansy, którą Malfoy wcześniej poinformował o zebraniu, domyśliła się, że to już czas. Zaczęła więc schodzić z trybun, a zaraz za nią Ginny i Justine. Panna Parkinson nie miała pojęcia, jak się ich pozbyć, by nie poszły za nimi. Na szczęście wybawił ich Draco.
- Pansy. – warknął, podchodząc do trójki dziewczyn. – Chodź z nami. Chcemu z Toba pogadać. – rzucił, nie zaszczycając nawet spojrzeniem Justine oraz Ginny. Czerwonowłosa jednak postanowiła się odezwać:
- Draco.. masz chwilę?
- Nie mam. – odezwał się chłodnym głosem. Boże, naprawdę nie miał czasu, mimo iż najchętniej porozmawiałby z nią teraz, zamiast iść na to cholerne spotkanie.
- Chciałam z tobą porozmawiać. – powiedziała cicho, a blondyn w końcu na nią spojrzał:
- Nie wybrałaś sobie na to najlepszej pory, Morgan. – jego głos był chłodny, mina obojętna. Justine zrezygnowała więc z dalszych prób podjęcia rozmowy z nim i szybkim krokiem odeszła od nich. Ginny przez chwilę rozmawiała w Blaisem, lecz ten powiedział, że musi iśc, bo Draco ma jakąś pilną sprawę. Tak więc pozostała ich już tylko czwórka Ślizgonów, którzy skierowali się do dormitorium prefekta naczelnego ich domu.
Na miejscu Draco postanowił odświeżyć się jeszcze po treningu. Blaise i Terence również zaliczyli szybką wizytę w łazience oraz przebrali się. Higgs postawił na swobodny styl, czarne, modne spodnie oraz szary t-shirt i bluza w ciemniejszym odcieniu. Zabini natomiast włożył jeansy oraz czarny sweterek. Malfoy tradycyjnie postawił na elegancję. Czarne spodnie, koszula oraz szara marynarka.

Gdy wyszedł ze swojej łazienki, w jego salonie zgromadzeni już byli wszyscy. Starsza Greengrassówna od razu zarzuciła mu ręce na szyję, chcąc go pocałować, lecz ten dość brutalnie ja odepchnął. Młodszy brat Terence’a, który również był obecny, zacisnął dłonie w pięści, lecz nic nie powiedział. Od kilku miesięcy trwał jego romans z Daphne, lecz nikt o tym nie wiedział. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że poprzedniej nocy widziała ich Justine.
- Nie mam teraz humoru, Daphne. – warknął. – Załatwmy to jak najszybciej.
Po tych słowach wziął garść proszka Fiuu, z którym miseczka stała na stoliku obok kominka.

- Malfoy Manor. – w salonie rozległ się cichy i chłodny głos Dracona, po czym blondyn zniknął w zielonych płomieniach.

***
Hej, hej, hej :) Powiem Wam, że jestem nawet zadowolona z tego rozdziału :) jest sporo dłuższy niż poprzednie, ma 4382 słowa :D Rozdział w końcu dokończony, więc wstawiam go i pozostawiam Waszej opinii, której, co tu kryć, trochę mi brakuje. Na początku bloga udzielało Was się w komentarzach więcej, niż teraz. Sama nie wiem, czym to jest spowodowane. Jeśli pogorszyłam się w pisaniu, śmiało, pozostaw swoją opinię, nawet negatywną. Przyjmę każdą krytyke i postaram się poprawić, nawet tą napisaną anonimowo. 
Pozdrawiam Was serdecznie i do następnego :*
Aaaa i chciałabym Was zachęcić do zaglądania na <klik> gdzie w najbliższym czasie planuję wstawić kolejny rozdział :)

25.03.2016

Rozdział 8.: Ten frajer dobierał się do mojej dziewczyny!

Justine z mocno bijącym sercem przemierzała korytarze Hogwartu. Domyślała się, kto ją odwiedził. Ojciec z takim spokojem i niemal dumą w oczach mógł ją powiadomić jedynie o wizycie swojego ukochanego zięcia – Lorenza. Poza tym, jeśli byłaby to jej matka, to sama przyszłaby do niej, a nie wysyłała ojca, z którym była skłócona, prawda?
Dziewczyna w końcu stanęła przed drzwiami gabinetu swojego taty. Chwyciła za klamkę i weszła powoli do środka. W czarnym fotelu, w świetle kominka siedział ON. Mimo tego, iż Jus wiedziała, kogo może się spodziewać, czuła się mile zaskoczona.
- Enzo! – zawołała radośnie i szybkim krokiem ruszyła w stronę swojego chłopaka, który właśnie podnosił się z fotela.
- Hej. - uśmiechnął się szeroko na widok swojej czerwonowłosej piękności.
Otoczył ją swoimi silnymi ramionami, a ona, wtulona w niego, mogła w końcu poczuć się bezpiecznie. Ale się nie poczuła. Przymknęła oczy, wdychając jego zapach, niby tak dla niej znajomy, ale wydawał się taki odległy i trochę.. inny niż zwykle? Nie wzbudzał już w niej poczucia bezpieczeństwa oraz bliskości ukochanej osoby. Sama nie wiedziała, czemu. Nowe perfumy? A może to ona nie czuła już tego samego, a jej umysł podświadomie przesyłał jej sygnały o tym, że wolałaby tu teraz wtulać się w pewnego blondwłosego Ślizgona i to jego perfumy wdychać?
- Tęskniłem. – wyszeptał Enzo, muskając ustami czubek jej głowy. Schował twarz w jej włosy, jak to miał w zwyczaju, gdy ją przytulał. Jus odchyliła głowę do tyłu, by móc, na niego spojrzeć.
- Ja również. – uśmiechnęła się, po czym wspięła się na palce, by go pocałować. Kiedy ich usta się zetknęły, wytworzyło się małe wyładowanie elektryczne, a Jus odskoczyła od swojego chłopaka. A raczej odskoczyłaby, gdyby nie dłonie spoczywające na jej talii i przyciągające ją do siebie.
- Ał.. kopnąłeś mnie. – zaśmiała się czerwonowłosa. To przecież nie Enzo ją „kopnął” lecz prąd.
- Przepraszam, nie chciałem. – chłopak uniósł lewy kącik ust w połowicznym uśmiechu, patrząc swoimi niemal czarnymi tęczówkami na Jus. Tak dawno jej nie widział, nie mógł jej przytulić, pocałować… Ponownie się pochylił, by móc złączyć ich usta w namiętnym pocałunku. Zaczął całować ją jak jeszcze nigdy dotąd. Dziko i gwałtownie. Był bardzo spragniony. Tyle jej nie widział. Dodatkowo po dwóch latach związku miał nadzieję, że po takiej rozłące Jus wreszcie ofiaruje mu to, co ma w sobie najcenniejsze.
Dziewczyna przez parę chwil odwzajemniała pocałunki Lorenza, od których niemal brakło jej tchu. Następnie odchyliła głowę do tyłu, by móc odetchnąć, a czarnowłosy zaczął pieścić ustami jej szyję. Przez ciało Jus przebiegały przyjemne dreszcze, uwielbiała, gdy Enzo całował ją właśnie tam. Ręce chłopaka zjechały niżej i zacisnęły się na pośladkach dziewczyny. Uniósł ją do góry, a ona odruchowo oplotła go swoimi długimi nogami. W gabinecie jej ojca była kanapa, na którą Lorenzo właśnie położył swoją dziewczynę..
W głowie Justine nagle zapaliła się czerwona lampka. Halo! Do czego on zmierza?
- Enzo.. – wyszeptała, próbując zwrócić jakoś jego uwagę na jej twarz, a nie na pocałunkami, którymi z jej szyi zjeżdżał jeszcze niżej, rozpinając błękitną koszulę, którą miała na sobie.
- Enzo. – powtórzyła głośniej, a chłopak uniósł głowę i spojrzał na nią. Jego oczy, tak ciemne, że tęczówki niemal zlewały się ze źrenicami i ciężko było dostrzec granice między nimi, błyszczały od pożądania.
- Tak, kochanie? Daj mi się sobą nacieszyć, nie widzieliśmy się tyle czasu. – wymruczał, zaciskając dłonie na jej nadgarstkach i przygwożdżając je do kanapy, tuż nad głową Jus.
- Wolałabym więc z tobą porozmawiać, dowiedzieć się, co się u Ciebie.. ała! – syknęła, gdy Enzo trochę za mocno przygryzł jej skórę na obojczyku.
- Enzo do cholery! – warknęła i szarpnęła dłońmi, by się wyrwać i go odepchnąć. Ten nie reagował.
- Od kiedy jesteś taki brutalny? – spytała, gdy chłopak ujął jej nadgarstki w jedną dłoń, a drugą rozerwał jej koszulę, powodując tym samym, że białe guziki poodrywały się i porozlatywały po gabinecie. Nie mogła uwierzyć, że to ten sam delikatny, kochany Lorenzo, który nigdy by jej nie skrzywdził, chciał siłą wziąć to, czego ona obawiała się mu dać przez te dwa lata związku. Oczywiście zamierzała to w przyszłości z nim zrobić, lecz w odpowiednim czasie i miejscu. A nie w gabinecie jej ojca podczas krótkiego spotkania.
- Od kiedy dowiedziałem się, że jestem adoptowany. – wymamrotał, całując jej piersi, skryte tylko pod błękitno-białym stanikiem.
- Jak to? Enzo, uspokój się do cholery! Chcę z Toba porozmawiać! – głos Justine był coraz głośniejszy, a ona sama coraz bardziej przerażona. W końcu nie znalazła innego wyjścia, jak tylko uciec się do ostatecznej broni, jaką posiadała. Mało kto o niej wiedział, Enzo był jedną z tych kilku wtajemniczonych osób.
Zebrała w sobie pokłady mocy, jakie posiadała i rozgrzała nimi swoje ciało. Sprawiło to, że jej wewnętrzny ogień zaczął parzyć Lorenza, a ten odskoczył gwałtownie, sycząc cicho.  Jus poderwała się z kanapy i odsunęła od niego najdalej, jak to możliwe, zasłaniając przy tym ciało koszulą, której niestety nie mogła teraz zapiąć. Spojrzała na Lorenza, a jej wzrok skrzyżował się z jego. Czarne oczy chłopaka nadal błyszczały, ale już nie tylko z pożądania, ale też ze złości. Jak ona śmiała użyć swoich mocy przeciwko niemu? Zaczął zbliżać się w jej kierunku.
- Enzo! – rzuciła ostrzegawczym tonem, formując na swojej wyciągniętej dłoni kulę ognia.
- Jesteś żałosna. – prychnął czarnowłosy, będąc coraz bliżej niej.  – Masz w sobie tylko ogień, podczas gdy ja potrafię zapanować nad wszystkimi czterema żywiołami. – powiedział, a ona w złości cisnęła w niego kulą ognia. Nie zrobiła mu ona jednak żadnej krzywdy. Chłopak bezproblemowo ją złapał i zaczął lekko podrzucać.
- I co teraz, moja śliczna? – uśmiechnął się, a Justine po raz pierwszy w życiu zobaczyła w nim zło.
- Enzo, uspokój się! – krzyknęła, gdy podczas cofania się od niego, trafiła plecami na ścianę.
- Więc albo dasz mi to, czego chcę, albo.. – spojrzał wymownie na kulę ognia. Jus nie wiedziała, co ma odpowiedzieć. Patrzyła przerażonym wzrokiem na swojego chłopaka.
Podczas, gdy między Justine i Lorenzo wywiązywała się niezręczna i momentami niebezpieczna sytuacja, korytarzami Hogwartu w stronę gabinetu nauczyciela OPCM zmierzał Draco. W głowie układał scenariusz tego, jak wejdzie i uda, że przyszedł do profesora Morgan, żeby oddać zaległy esej.
Jednak gdy doszedł do celu, jego plany natychmiast się zmieniły. Usłyszał jakieś podniesione głosy, więc nadstawił ucha i zaczął nasłuchiwać. Przez chwilę nic się nie działo, następnie usłyszał ostrzegawczy głos Justine, wymawiającej imię swojego chłopaka. Zżerała go ciekawość, co tam się dzieje, ale nie chciał im na razie przeszkadzać, wolał sobie posłuchać. A nóż dowie się czegoś ciekawego? I rzeczywiście, po tym, co usłyszał, otworzył aż usta ze zdziwienia. Co ten chłopak powiedział? Włada wszystkimi czterema żywiołami? To niemożliwe…  A Justine włada ogniem? Nie mógł w to uwierzyć. Nie mógł uwierzyć, że w końcu w jego życiu pojawił się ktoś z podobnymi do niego umiejętnościami… Jednak nie dane mu było się długo nad tym zastanawiać, gdyż usłyszał prośbę czerwonowłosej, by Enzo się uspokoił. „Co tam się dzieje do cholery i czego on chce?” – pomyślał. Po chwili z pokoju dało się usłyszeć kilka stłumionych odgłosów, jakby uderzeń czegoś ciężkiego o coś twardego.
-  Enzo nie! – krzyk Justine był tak głośny i tak przerażony, że Malfoy nie zastanawiając się wcale, otworzył gwałtownie drzwi gabinetu. To, co tam ujrzał, przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Pod jedną ze ścian stała Jus ze swoim chłopakiem. Brunet przyciskał ją do muru, całując zachłannie po szyi, a jej ręce trzymając w żelaznym uścisku. Enzo nie usłyszał, jak Ślizgon wszedł do środka, natomiast Jus spojrzała w stronę drzwi, wyglądając znad ramienia swojego chłopaka. Jej wzrok był pełen przerażenia oraz błagania, co niezmiernie poruszyło Draconem. Malfoy wpadł w wściekłość. Nie rozumiał, jak ktokolwiek mógł próbować posiąść jakąkolwiek dziewczynę siłą. Nie tolerował molestowania, a tym bardziej gwałtów, a ich sprawców tępił. A wyglądało na to, że właśnie ma przed sobą jednego z nich. Dodatkowo jego złośc podsycał fakt, że ten koleś właśnie próbuje skrzywdzić Justine. Tą Justine, którą dzisiaj oglądał taką niewinną, piękną i seksowną w łazience…
Szybkimi krokami pokonał odległość dzielącą go ze sprawcą. Odepchnął go od Justine, której po policzkach zaczęły lecieć łzy. Jakaś część jego podświadomości zdążyła zarejestrować, jak dziewczyna próbuje okryć się rozpiętą bluzką, lecz pozostała właśnie zdecydowała wykorzystać element zaskoczenia i uderzył Lorenza z całej siły pięścią w twarz.
- Jak dziewczyna mówi nie, to znaczy nie! – krzyknął, zbliżając się do niego.
W gabinecie nagle zrobiło się zimno, zaczął wiać ogromny wiatr. Kartki i papiery wirowały po pomieszczeniu, a włosy obecnych latały na wszystkie strony. Dracon machnął ręką i wykorzystując siłę powietrza, jaka w nim drzemała, powalił przeciwnika na ziemię. Być może i Lorenzo był starszy. Być może i władał wszystkimi żywiołami, dzięki czemu miał większą moc. Ale blondyn był teraz taki wściekły, że nikt ani nic nie było w stanie go powstrzymać.
Lorenzo dźwignął się z podłogi i wierzchem dłoni otarł strużkę krwi, która pociekła z jego rozciętej wargi. Nie zdążył zareagować, kiedy Dracon ponownie machnął ręką, a Enzo poszybował przez gabinet i uderzył z impetem o ścianę. Tym razem nie zdążył nawet się podnieść, ponieważ dzięki mocom Malfoy’a znów uniósł się w powietrze i poszybował w stronę drzwi, upadając na podłogę jak bezwładna kukła. Gdy dźwignął się na nogi, do pokoju wbiegł Thomas Morgan, zaniepokojony krzykami i hukami, które słyszał, będąc w swoim pokoju sąsiadującym z tym gabinetem.
- Co tu się dzieje?! – krzyknął, a wbiegając do środka omal nie wpadł na stojącego w drzwiach Lorenza.
Rzucił okiem na jego rozciętą wargę oraz zdezorientowany i pełen złości wyraz twarz, na wściekłego Dracona oraz na płaczącą córkę, po czym wszystko zaczęło mu się układać w rozsądną całość.
Powietrze szalejące w pomieszczeniu zdążyło się uspokoić, gdy Malfoy zapanował nad emocjami, które niekontrolowane wywołały wichurę.
- Enzo! Możesz mi wyjaśnić, co tu się stało? – ojciec Jus skrzyżował ręce na piersi, patrząc świdrującym wzrokiem na swojego niedoszłego zięcia.
- Ten frajer przystawiał się do mojej dziewczyny. – czarnowłosy chłopak skinął głową na Malfoy’a, a w blondynie aż się zagotowało. Już miał ponownie cisnąć w Lorenza kulą powietrza, gdy zza jego pleców dobiegł cichy, zachrypnięty głos Jus.
- On kłamie..
Wszyscy troje spojrzeli na nią, jakby zapomnieli, że nadal jest obecna w gabinecie.
- To Lorenzo.. – nie dane jej było dokończyć, gdy wspomniany przez nią chłopak wypadł z gabinetu i ruszył biegiem korytarzami Hogwartu. Profesor Morgan rzucił się za nim, więc Draco odpuścił sobie pogoń i został w gabinecie. Spojrzał na opierającą się o ścianę Justine. Pod dziewczyną uginały się kolana, ledwie trzymała się na nogach. Była cała zapłakana. Nic dziwnego. W końcu jej chłopak, osoba, której ufała, chciał siłą zmusić ją do seksu. Draco nawet nie wiedział, że czerwonowłosa jest dziewicą.
Blondyn podszedł do Justine i złapał ją w tym samym momencie, kiedy ta chciała osunąć się po ścianie i usiąść na podłodze. Podtrzymał ją, pomagając ustać na własnych nogach, po czym przytulił do siebie, chcąc dać jej jakiekolwiek poczucie bezpieczeństwa. „Przy mnie nie musisz się niczego bać..” – chciał powiedzieć, ale zdobył się jedynie na to, pogłaskać ją po włosach, nie przestając do siebie tulić.
- Csiii… Nie płacz.. – wyszeptał. Może i był wredny, cyniczny i arogancki, może i lubił dokuczać innym, nawet dziewczynom, ale widok jakiejkolwiek płaczącej kobiety, zwłaszcza z takich przykrych powodów, bardzo nim poruszał. Nienawidził, kiedy dziewczyny cierpiały przez chłopaków. Dla niego osoby płci pięknej, zwłaszcza takie, które się kocha, były stworzone do traktowania ich jak księżniczki, do szanowania, obdarzania prezentami i komplementami. Dlatego też nie potrafił znieść gdy jakikolwiek mężczyzna krzywdził kobietę. Tak, jak nie mógł znieść, gdy jego ojciec krzywdził matkę…
- Już dobrze.. Już sobie poszedł.. już nic ci nie zrobi.. – szeptał kojące słowa i nieświadomie musnął ustami czubek głowy czerwonowłosej.
- Dziękuję… - Justine pociągnęła nosem i odsunęła się od niego. Wierzchem dłoni otarła łzy, na których widok Draconowi ścisnęło się serce. Sam miał ochotę jej je wytrzeć. Zdjął z siebie bluzę i wręczył ją Jus, gdy ujrzał, jak próbuje zakryć się porwaną koszulą. Czerwona spojrzała na niego z wdzięcznością i opatuliła się bluzą blondyna.
- Przepraszam, ale chciałabym teraz zostać sama.. – powiedziała cicho, a chłopak pokiwał głową. Doskonale ją rozumiał, dlatego też nie chciał jej zatrzymywać, gdy wychodziła z gabinetu. Jus ruszyła w swoją stronę, a on wrócił na imprezę, gdzie zrelacjonował krótko wydarzenia Blaise’owi z prośbą, by nikomu więcej o tym nie mówił. Nie chciał, by wieść o tym zajściu rozeszła się zaraz po całej szkole, wszyscy zaczęliby mówić o Justine, a to by jej się mogło nie spodobać.
Tymczasem czerwonowłosa zeszła do lochów. Z początku miała zamiar iść do swojego dormitorium i położyć się do łóżka, lecz w ostatniej chwili zmieniła zdanie. Tam będzie za dużo ludzi, a ona nie chciała zwracać na siebie uwagi. Wycofała się więc spod drzwi do Domu Węża i ruszyła wolnym krokiem korytarzem. Za zakrętem spotkała Niklausa.
- O, witaj. – zaczął mężczyzna z szerokim uśmiechem na widok czerwonowłosej, lecz mina mu zrzedła, zobaczywszy, w jakim jest stanie.
– Co ci się stało? – spytał, przyglądając jej się uważnie.
- Nik, to nic wielkiego, naprawdę. – powiedziała Jus, patrząc w podłogę.
- Przecież widzę, że coś jest nie tak. Coś się stało? Ktoś cię skrzywdził?
- Chciałabym teraz zostać sama, Klaus.. – rzekła cicho i spróbowała go wyminąć, lecz on złapał ją za nadgarstek.
- Naprawdę myślisz, że pozwolę ci zostać samej w takim stanie? – spytał, unosząc brew, gdy Jus na niego spojrzała. – Potrzebujesz towarzystwa, pocieszenia. Wyrzucisz to z siebie, będzie ci lżej na sercu. – rzekł tonem „znawcy”, robiąc przy tym swoją charakterystyczną, ironiczną minę.
Następnie pociągnął ją za rękę, prowadząc do swojego gabinetu. Jus, nie mając nawet siły by protestować, pozwoliła mu zaprowadzić się do środka i posadzić na kanapie.
- Zdecydowanie przydałoby ci się coś na rozluźnienie.. – wymamrotał Niklaus, zaglądając do jednej z szafek. Po chwili odwrócił się i spojrzał na dziewczynę przez ramię.
- Wolisz ognistą czy czerwone wino? – spytał, nie wiedząc, co ma sięgnąć.
- Wino. – odparła krótko, bawiąc się rękawem bluzy Dracona. Lubiła oba alkohole, lecz jeśli już miała wybierać, wolała skosztować czerwonego wina. Młody Snape sięgnął więc z szafki butelkę tegoż trunku i nalał dziewczynie do kielicha, dla siebie zaś wlał whisky do zdobionej literatki. Wręczył Ślizgonce naczynie, po czym zajął miejsce obok niej na kanapie.
- Więc? Opowiesz mi, co się stało? – spytał, spoglądając na nią badawczym wzrokiem. Nie lubił nigdy, jak kobiety płakały, zawsze, w każdej okazji starał się być dżentelmenem. Zamierzał więc pocieszyć tą dziewczynę i w razie potrzeby i możliwości pomóc jej.
- Nie wiem, czy chcę o tym rozmawiać. – głos Jus był cichy, a wzrok wbity w podłogę. Niklaus jednak nie poddawał się.
- Hej, spójrz na mnie. – poprosił łagodnie, a gdy dziewczyna podniosła na niego wzrok, spojrzał jej głęboko w oczy. Jego źrenicy rozszerzyły się lekko, oczy delikatnie zabłysły, po czym powiedział do Justine:
- Powiedz, proszę, co się wydarzyło.
Tym oto sposobem, dzięki użyciu mocy perswazji, dowiedział się od Justine o zajściu między nią o Lorenzem w gabinecie jej ojca. Wykrzywił twarz zdegustowany poczynaniami chłopaka. Czyżby ten koleś był aż tak zdesperowany albo aż tak tępy, że nie potrafił nakłonić dziewczyny, by dobrowolnie poszła z nim do łóżka?
Sama Justine aż zatkała usta ręką, gdy jej historia dzisiejszego spotkania z chłopakiem dobiegła końca. Sama nie wiedziała, czym się kierowała, gdy zaczęła opowiadać  to Niklausowi. A już tym bardziej się nie domyślała, że użyto przeciwko niej mocy perswazji, pod wpływem której byłaby w stanie spełnić wszystko to, co Nik by powiedział. Nim zdążył minąć jeden czar, mężczyzna zaraz wykorzystał na niej drugi. Lecz tym razem nie dla informacji, lecz po to, by jej pomóc. Twierdził, że najlepszym i najskuteczniejszym sposobem w walce z przeszłością i przykrymi doświadczeniami jest wymazanie bólu z serca i z pamięci, obojętne podchodzenie do sprawy. Klaus wpłynął więc na umysł Jus, prosząc, by zapomniała o bólu, jaki przepełniał ją po spotkaniu z Lorenzem i by traktowała tego chłopaka obojętnie.
- I jak się czujesz? – spytał po chwili, popijając whisky ze swojej literatki.
- Lepiej, dziękuję. – Jus uśmiechnęła się nieśmiało. – Ta rozmowa naprawdę mi pomogła. – dodała po chwili, nie wiedząc nawet, że to nie rozmowa, lecz umiejętności Klausa jej w tym pomogły.
- A nie mówiłem? Polecam się na przyszłość. – zaśmiał się Nik i uniósł szklaneczkę w geście toastu. Justine stuknęła w nią lekko swoim kieliszkiem i z uśmiechem napiła się wina. Pogrążyła się w rozmowie z Niklausem i nawet nie wiedzieć kiedy, butelki z ich trunkami były prawie puste, a zegar wskazywał godzinę pierwszą.
- Chyba powinnam się zbierać. – powiedziała w końcu Jus, podnosząc się z kanapy. Zachwiała się lekko pod wpływem gwałtownego wstania, lecz młody Snape szybko poderwał się na nogi i podtrzymał ją delikatnie.
- Może cie odprowadzę? – zaproponował, spoglądając na twarz dziewczyny. Było na niej jeszcze widać ślady płaczu oraz wyraźne zmęczenie i senność, lecz za to ból zniknął. Nik uniósł jeden kącik ust w połowicznym uśmiechu.
- Nie.. nie trzeba. Po prostu za szybko wstałam. – wyjaśniła Jus i ruszyła wolnym krokiem w stronę drzwi. – Dziękuję za rozmowę, miły wieczór i w ogóle.. – uśmiechnęła się. Gdyby nie wypity wcześniej na imprezie oraz tutaj alkohol zapewne nie cofnęłaby się i nie pocałowała go w policzek na pożegnanie, ale jako iż w jej krwi krążyła już spora ilośc procentowych trunków, zrobiła to.
- Do zobaczenia. – uśmiechnęła się na odchodne i wyszła.
Opuściła gabinet Niklausa akurat w tym samym momencie, w którym z dormitorium Dracona, z nadal trwającej imprezy, wyszła Daphne, lecz nie sama. Towarzyszył jej Anthony, młodszy brat Terence’a. W ciemnym korytarzu nie zauważyli  Jus, która kilkanaście drzwi dalej zamykała po cichu drzwi. Jednak ona najpierw ich usłyszała, a później dostrzegła w nikłym blasku świec. Panna Greengrass chichotała, trzymając Tony’ego za rękę. Weszli do jednej z klas, a gdy Jus przechodziła obok, dało się słyszeć charakterystyczne pomruki. Dziewczynie omal nie zrobiło się niedobrze. Poza tym przez jej głowę przebiegła jedna, dziwna myśl.. Szkoda jej było Draco, który w przyszłości musiał mieć żonę zdradzającą go na prawo i lewo.
W dormitorium Malfoy’a impreza nadal trwała w najlepsze. Ginny wypiła taką ilość alkoholu, by bez ogródek móc flirtować z Zabinim i swobodnie zapomnieć o latach nienawiści. Blaise’owi było w to graj, a gdy miał zamiar podejść do stojącej z Weasley’ówną Granger, zabrał ze sobą Terence’a, by Pannie Najmądrzejszej nie zrobiło się przykro, że będzie musiała stać sama. O dziwo, zarówno Higgs, jak i Hermiona, lekko podpojeni, bawili się o tyle świetnie, że niektórzy widzieli, jak oboje wychodzą razem z imprezy. Widział to między innymi Malfoy, który stwierdził, że jutro będzie miał ubaw ze swojego przyjaciela, lecz jego uwagę w tym momencie przykuło coś jeszcze.. W okno swoim małym Dziubkiem pukała jakaś sowa. Podszedł więc do parapetu i otworzył okiennice, wpuszczając zwierzę do środka. Koperta zaadresowana była do niego, więc po odprawieniu ptaka i zamknięciu okna otworzył ją. Od razu przebiegł wzrokiem tekst w poszukiwaniu podpisaniu, gdyż ciekaw był, któż mógł do niego napisać. Jakież było jego zdziwienie, gdy ujrzał charakterystyczny, smukły, pochylony podpis swojej szalonej ciotki Bellatrix.

Mój kochany bratanku!
Nie uwierzysz, jaki spotkał nas zaszczyt. Będziemy mieli przyjemność służyć nowemu Czarnemu Panu! Czyż to nie jest ekscytujące? Okazało się, że Lord Voldemort dwadzieścia lat temu począł syna, który dwa dni temu odwiedził progi Malfoy Manor. Powiedz mi Draconie, czyż nie odczułeś w ostatnim czasie czegoś dziwnego? Nie zapiekł Cię znak? Wiem, że tak. W Twoim domu zebrali się już prawie wszyscy śmierciożercy, nowy Czarny Pan obiecał, że resztę pomoże nam wyciągnąć z Azbakanu. Odkąd dowiedział się, kim jest jego prawdziwy ojciec, zamierza kontynuować jego dzieło. Ale na sam początek, zgadnij, kto jest jego celem? Zgadłeś, Potter! Ja dla siebie zostawię tą szlamę Granger. Ty jak chcesz możesz zadowolić się tym zdrajcą krwi, Weasley’em.. Jutro o 20.00 masz pojawić się w Malfoy Manor. Czarny Pan chce widzieć wszystkich zwolenników swojego ojca, by móc razem z nami kontynuować to, co Lord Voldemort zaczął lata temu. Masz zabrać ze sobą Greengrass, Zabini’ego, Parkinson, Higgsa, Crabbe’a i Goyle’a. Ich rodzice będą już u nas. Snape ma porozmawiać z Dumbledorem, by podłączył Twój kominek do sieci Fiuu, więc o nic nie musisz się martwić. Ten stary drops na pewno to zrobi, musi, przecież wie, czym poskutkuje Twoja i innych nieobecność na spotkaniach.
Do jutra! Całusy!

Bellatrix Lestrange


Draco ze złością zgniótł list, zaciskając dłonie w pieści. Świetnie. Zajebiscie kurwa. Jeszcze tylko tego mu brakowało.
***
Witam serdecznie z nowym rozdziałem J I jak? Udało mi się Was zaskoczyć? :3 mam nadzieje, że tak oraz że podoba Wam się mój pomysł J z rozdziału jestem jako tako zadowolona, aczkolwiek opienie pozostawiam Wam ;) do tego rozdziału udało mi sie dopasowac więcej gifów niż do poprzedniego, ale za to samo faceci są ;D cóż.. dziewczyn mało w tym rozdziale. W następnym to sie zmieni, obiecuję :)
Zapraszam Was serdecznie na Miniaturki by Mrs. Malfoy gdzie będą od czasu do czasu pojawiały się OneShoty :D jeśli mogę, proszę o opinię do pierwszego z nich i proszę o niezwracanie uwagi na szablon, gdyz aktualnie jestem na etapie poszukiwań odpowiedniego :D
Pozdrawiam Was moi Kochani i przy okazji życzę Wam wesołego jajka :* :D
Enjoy!

22.03.2016

Rozdział 7.: Imprezy i integracje

Justine, zdezorientowana stała jeszcze przez chwilę w magazynku, zanim się otrząsnęła i wyszła z pomieszczenia. Gdy znalazła się na korytarzu, nie było tam już ani śladu Dracona. Z jednej strony to dobrze, bo nie miała ochoty na dalszą konfrontację z nim, z drugiej jednak chciała, by jej to wszystko wyjaśnił. Przez myśl przemknęło jej również, by odwiedzić Niklausa, lecz stwierdziła, że chyba nie jest to zbyt dobry pomysł. Wróciła więc do dormitorium i po szybkim prysznicu poszła spać.
Następnego dnia, po śniadaniu, tak jak wcześniej umówiła się z Hermioną i Ginny, miały iść do biblioteki, by się wspólnie pouczyć. Harry i Ron nie mogli im towarzyszyć, ponieważ mieli trening quidditcha. Justine pomyślała, że razem z nią na spotkanie mogłaby pójść Pansy, która już wydobrzała po wypadku z trucizną. Panna Parkinson z początku kręciła nosem, lecz Czerwonej udało się ją przekonać, że Gryfonki są naprawdę bardzo fajne i wesołe, a lata niechęci, jakie były między nimi od początku szkoły, można przecież w końcu zażegnać.  Po śniadaniu więc Ślizgonki wraz z Gryfonkami siedziały razem w cichej i przytulnej bibliotece, pisząc eseje oraz ucząc się pilnie. Z początku między Pansy a dwiema wychowankami Gryffindoru wyczuwalne było napięcie, lecz z czasem zaczęły się dogadywać. Nic tak nie łączy dziewczyn jak babskie rozmowy na temat ciuchów, kosmetyków i chłopaków.
- Ginny, widziałam cię ostatnio z Blaisem. – zaczęła Justine, poruszając zabawnie brwiami. Pansy spojrzała na nią zdziwiona.
- Naprawdę? Czyżby mnie coś ominęło jak byłam w skrzydle szpitalnym? – spytała z uśmiechem na ustach. Wiedziała, że jej przyjaciel to typ podrywacza i kobieciarza, ale żeby na Gryfonkę się pokusić? Pansy nie mogła w to uwierzyć. Ginny natomiast spaliła buraka.
- Rozmawialiśmy kilka razy.. – wymamrotała i nagle zaczęła usilnie przeglądać jakąś książkę.
- Rozmawialiście? – tym razem spytała Hermiona, uśmiechając się jednoznacznie.
- Tak, rozmawialiśmy. – rzekła z naciskiem młodsza z Gryfonek.
- Ale.. jak to się w ogóle stało? – Pansy nadal patrzyła na Weasley’ównę wielkimi oczami.
- Niosłam raz książki z biblioteki i Blaise zaoferował pomoc.. stwierdził, że nie chce się już kłócić.. – wyjaśniła po krótce rudowłosa.  – Zresztą, zejdźcie ze mnie. Miona, może opowiesz, jak ci się układa z moim bratem? – Ginny zręcznie zmieniła temat, nie chcąc na razie rozmawiać na temat rozwijającej się relacji między nią a Zabinim.
- Na pewno chcesz wiedzieć? – spytała Granger, a jej uśmiech i entuzjazm wyraźnie zgasł. Jej rok młodsza przyjaciółka od razu wyczuła, że coś jest nie tak.
- No pewnie. Pokłóciliście się? – spytała Ruda, przyglądając jej się uważnie.
- Tak.. Nie.. W sumie to nie wiem. Ostatnio się nie dogadujemy. Poza tym Ron.. on no wiecie.. – Gryfonka zrobiła wymowną minę, a pozostałe jej trzy towarzyszki patrzyły na nią bez cienia zrozumienia.
- Nie wiemy. – zaprzeczyła Justine.
- On strasznie naciska w tych sprawach.. – powiedziała cicho Hermiona, nie wiedząc, gdzie podziać wzrok. Oczywiście wiedziała, że gdy będzie w związku z jakimkolwiek mężczyzną, kiedyś to nastąpi, ale nie sądziła, że tak szybko. Poza tym, nie czuła się jeszcze na to gotowa.
- Naprawdę? Mój brat jest aż taki niewyżyty, żeby cię do tego namawiać? – spytała Ginny z niedowierzaniem. Nigdy by nie sądziła, że najmłodszy z jej braci będzie się tak do tego spieszył. Przecież jedyne, co kochał to jedzenie i quidditch.
- Serio? Weasley jeszcze tego nie robił? – Pansy wtrąciła swoje trzy grosze, a gdy pozostałe trzy dziewczyny spojrzały na nią, wyjaśniła troszkę zmieszana:
- To znaczy wiecie.. w Hogwarcie chodzą różne plotki.. – panna Parkinson podrapała się po głowie. – No i ludzie mówią, że wy już ten tego..
- Nie! – oburzyła się Hermiona. – Jeszcze tego nie robiliśmy!

Pansy zaśmiała się na te słowa.
- Ron jest w takim razie chyba jedynym chłopakiem, jakiego znam, który w tym wieku ma to jeszcze przed sobą. Każdy Gryfon jest takim prawiczkiem do ukończenia szkoły? – brunetka jednak miała ten swój Ślizgoński charakter i nawet gdy nie chciała nikogo urazić, czasem robiła to nieświadomie.
- Ugh.. skończmy temat mój i Rona. – powiedziała sfrustrowana Hermiona. – Lepiej powiedzcie, jak u was z tymi sprawami.
- Aktualnie nie mam chłopaka. I chyba nawet nie poszukuję. – Pans wzruszyła ramionami.
- A co z seksem? – spytała dość bezpośrednio Ginny.
- Pierwszy raz mam już za sobą. – odpowiedziała Ślizgonka spokojnym głosem.
- Chyba jako jedyna z tego towarzystwa. – do rozmowy włączyła się Jus.
- No nie, nie wiedziałam, że z was takie cnotki. – Pansy oczywiście by nie wytrzymała, gdyby czegoś nie skomentowała, za co została zgromiona spojrzeniem przez swoje towarzyszki.
- Nie cnotki, tylko czekamy na odpowiedniego faceta i na odpowiedni moment. – Hermiona się zbulwersowała.
- Dobra, dobra, nie chciałam nikogo urazić, okej? Naprawdę, Justine miała rację, namawiając mnie, żebym tu przyszła. Czas zakopać topór wojenny.
- Mówisz serio? – Wesley’ówna spojrzała na nią podejrzliwie, a ona kiwnęła głową. To mógł być dobry początek do naprawy ich relacji.
Swoje prace domowe na najbliższe lekcje dziewczęta skończyły przed obiadem. Rozeszły się w strony swoich dormitoriów, by zostawić tam swoje rzeczy, po czym udały się na obiad. Jus nie miała planów na resztę dnia, wieczorem zamierzała iść na imprezę urodzinową Blaise’a. Stwierdziła, że pasowałoby mu dać jakiś prezent, więc po konsultacji z Pansy, stwierdziły, że wręczą mu butelkę Ognistej oraz paczkę słodyczy, które Diabeł tak uwielbiał. Jus dowiedziała się dzisiaj, że na imprezę została zaproszona Ginny, a wraz z nią miała też przyjść Hermiona. Blaise widocznie bardzo chciał się zbliżyć do rudowłosej, skoro zaprosił na swoje urodziny tylko ją spoza Slytherinu oraz Granger, bez której Weasley’ówna nie zgodziła się przyjść. Zabini próbował pokonać wszelkie uprzedzenia i zapomnieć o latach nienawiści.
Dwie godziny przed rozpoczęciem imprezy, Justine stwierdziła, że pora się szykować. Znaczy, chciała jeszcze odpocząć i rozluźnić się przed spodziewanym, dość długim wieczorem, więc poszła na piąte piętro. Podczas jednej z rozmów Hermiona wspomniała o pewnej łazience, która teoretycznie należała do prefektów, ale Miona z czystym sumieniem poleciła ją Jus. Czerwonowłosa powędrowała więc na wskazane piętro, ze swoją torbą na ramieniu, w której miała kosmetyczkę, ręcznik, oraz ubrania, które zamierzała włożyć na imprezę. Szła korytarzem według wskazówek i w końcu trafiła na odpowiednie drzwi. Weszła powoli do środka i rozejrzała się. Była to sporo większa łazienka niż ta, którą dzieliła z dziewczynami w dormitorium, a zamiast pryszniców była tutaj jedna, wielka wanna. Choć w sumie wanna to za mało powiedziane. Na środku pomieszczenia znajdował się bowiem sporych rozmiarów, jak na łazienkę, basen. Wzdłuż jednego z jego brzegów przebiegał rząd kurków. Na jednej ze ścian znajdowały się umywalki oraz rząd luster. Okna ozdobione były kolorowymi witrażami.
Justine położyła torbę na podłodze i podeszła do kurków. Kucnęła, po czym odkręciła pierwszy z brzegu. Zaczęła z niego lecieć woda, dość szybko napełniająca basen. Jus z uśmiechem odkręciła kolejny kurek, z którego, ku jej zadowoleniu, zaczął płynąć pięknie pachnący czerwony płyn. Przepełnił on łazienkę słodkim zapachem truskawek. Czerwona odkręciła jeszcze kilka kurków, ciesząc się otulającymi ją zewsząd woniami. Gdy basenik był już pełen, a na jego powierzchni unosiła się gruba warstwa białej piany, dziewczyna odcięła dopływ wody oraz płynów. Sięgnęła z torby mały odtwarzacz mp3, który zakupiła w jakimś mugolskim sklepie. Włączyła swoją ulubioną playlistę, rozpoczynającą się od „Stay” Rihanny. Bardzo uwielbiała tę piosenkę. Relaksowała się przy niej, a spokojne dźwięki i piękny głos piosenkarki potrafiły ukoić jej skołatane nerwy. Następnie Justine stanęła przed basenikiem i zaczęła się rozbierać, by móc jak najszybciej znaleźć się w tej cieplutkiej wodzie.
Tymczasem Draco, w swoim dormitorium, pomagał Blaise’owi w urządzeniu imprezy. Oczywiście wiele do roboty nie mieli, znali wejście do kuchni, więc wystarczyło kilka sprytnych i pobłażliwych słów to kilku skrzatek, a oni już mieli pełne naręcze przekąsek. Alkohol również nie stanowił żadnego wyzwania. Młody Malfoy, używszy argumentu, że pilnie musi skontaktować się z rodzicami, w sobotnie południe opuścił mury Hogwartu, by po około dwóch godzinach wrócić z dwiema skrzynkami ognistej, zmniejszonymi i ukrytymi bezpiecznie w jego kieszeni.

Kiedy wszystko już było porozstawiane i czekało na przyjście gości, Draco stwierdził, że pora się odświeżyć. Szybko zebrał do torby potrzebne mu rzeczy, po czym swoim charakterystycznym, dostojnym krokiem ruszył na piąte piętro. Drogę do łazienki prefektów znał na pamięć, chodził tam jeszcze zanim został prefektem. Jakież było jego zdziwienie, gdy zza drzwi usłyszał dźwięki jakiejś muzyki. Zaintrygowany, uchylił lekko i powoli drzwi, ciekaw, co zastanie w środku. Zmarszczył brwi, widząc, że w środku, przed pełnym basenikiem wody i piany stoi Justine, zdejmując bluzkę i ukazując jego oczom nagie plecy, odziane zaledwie w czarny stanik.
Co ona tu robiła? Eh, no przecież głupku, myła się. Znaczy, ma zamiar. – pomyślał, drwiąc sam z siebie i ze swojego głupiego pytania. Dziewczyna stała tyłem do drzwi, więc nieświadoma obecności kogoś innego, spokojnie zsunęła z nadgarstka gumkę do włosów, którą zawsze na nim nosiła. Związała swoje długie, czerwone pukle w niedbałego, luźnego koka, odsłaniając tym samym nagie plecy. Draco aż rozchylił usta w zdumieniu. Właśnie stał, ukryty za uchylonymi drzwiami i patrzył, jak jego niedawno poznana koleżanka z klasy się rozbiera. Czuł dziwne podniecenie, zawsze to on rozbierał dziewczyny, a nie podglądał, gdy same to robiły przed kąpielą. Ale w Justine było coś, co powodowało, że blondyn nie mógł oderwać od niej wzroku. Wodził spojrzeniem po jej smukłej talii, lśniącej, gładkiej skórze, wzdłuż linii jej kręgosłupa. Gdy pierwsze chwile zachwtu minęły, do świadomości Draco, oprócz piękna ciała Justine, dotarło coś jeszcze. Jej gładką, nieskazitelną skórę szpeciły ciemofioletowe sińce. Był w szoku. Skąd one sie tam wzięły? Będzie musiał z nią poważnie porozamwiać.. Ale co jej powie? Że podglądał ją, jak się rozbierała w łazience? Nie. Chyba lepiej będzie zostawic ten temat, choć poczuł dziwne zmartwienie i złość na myśl o tym, że ktoś ją skrzywdził.
Draco obserwował, jak Justine rozpina swoje ciemne jeansy i zsuwa je z siebie, ukazując jego oczom zgrabne, pełne pośladki odziane w czarne, koronkowe figi. Dobry Boże. Ten widok tak bardzo podniecił Dracona, że chłopak poczuł, jak jego spodnie napinają się pod wpływem napierającego na nie wybrzuszenia. „Ogarnij się! Przecież ona cię ciągle wkurza! Jak może cię pociągać?” – opieprzył się w myślach. Był teraz pełen różnych, skrajnych emocji. Zapragnął rozpiąć czarny stanik, który dziewczyna miała na sobie. Jednak nim ta myśl zdołała przebić się do jego świadomości, Justine sama zajęła się tą częścią garderoby, po czym rzuciła ją na podłogę obok siebie, niedaleko miejsca, gdzie wcześniej wylądowała jej niebieska bluzka. Blondyn wiedział, że powinien się wycofać, zanim będzie za późno. Z jednej strony chciał zobaczyć więcej, z drugiej jednak wiedział, że to nie fair w stosunku do niej. „Boże, Malfoy, od kiedy to ty postępujesz fair?” – spytał się w duchu, ale wycofał się i zamknął drzwi, zanim Czerwona zdążyłaby zdjąć z siebie ostatnią część swojej garderoby i ukazać Draconowi o wiele więcej, niżby sobie tego życzyła.
Blondyn oparł się o ścianę i przymknął powieki. Starał się oddychać miarowo i uspokoić targające nim żądze. Miał wielka ochote wejść tam teraz, rozebrać się i wziąć wraz z Justine długą i niezmiernie przyjemną kąpiel. Jednakże wiedział, że jest to awykonalne. Ona była niedostępna, miała chłopaka, a poza tym, nie przepadała za nim. "Kurwa, sam sobie na to zasłużyłeś, idioto!" - Draco nie szczędził na siebie słów, którymi karcił się w duchu. Oderwał się od ściany i wrócił do swojego dormitorium, by wziąć kąpiel w swojej prywatnej łazience. Mimo iż miał ją na wyłączność to zamiast pokażnych rozmiarów wanny, która się tu znajdowała czy z prysznica, wolał korzystać z baseniku w łazience prefektów. Niestety był on teraz zajęty przez pewną, seksowną i zgrabną czerwonowłosą dziewczynę...
Strumień zimnej wody, który Draco skierował na siebie, stojąc pod prysznicem, podziałał na niego trzeźwiająco. Czuł, jak policzki go piekły, a z jego ciała bił żar. Jego męskość nadal była pobudzona, a przed poczami miał widok Justine, zdejmującą z siebie powolnymi ruchami ubrania. Blondyn oparł dłonie o ścianę i pochylił głowę, pozwalając, by zimna woda spływała po nim, ochładzając jego ciało oraz pomagając mu ochłonąć. Jednego był pewien. Pożądał jej. Pożądał jej, jak jeszcze żadnej innej dziewczyny. Sam nie wiedział, co powodowało u niego tak silne emocje. Czy Justine rzeczywiście miała w sobie "to coś", czy może to, że była dla niego zakazanym owocem. 
Już kilka minut przed dwudziestą zaczęli się schodzić pierwsi goście. Blaise, jako gospodarz imprezy, witał wszystkich z szerokim uśmiechem na ustach. Każdego po kolei częstował szklaneczką ognistej i zapraszał do wspólnej zabawy. Kilkanaście minut i salon dormitorium Dracona był prawie pełen tańczących i spożywających alkohol nastolatków, głównie Ślizgonów. Jako iż Blaise był jednym z najpopularniejszych  chłopaków w szkole, znajomych miał nie tylko ze swojego domu. Na jego imprezę urodzinową przyszło też parę Krukonek oraz Puchonek i, o dziwo, kilka Gryfonek. Blaise nie był zwolennikiem wojen, ale jeśli trzeba było utrzymywać z kimś wrogość, by przeżyć i nie narazić się na czyjś gniew, to to robił. A że teraz wojna się skończyła, to z co niektórymi urodziwszymi Gryfonkami postanowił polepszyć swoją znajomość. Zaprosił kilka z nich na swoje urodziny, ale mimo to, że przyszły, on nadal rozglądał się po dormitorium Draco w celu ujrzenia rudowłosej czupryny. Nie po to się godził, żeby Ginny przyszła z Granger, by teraz go wystawiła i nie uraczyła go swoją obecnością.
- Za kim się tak rozglądasz? - spytał Dracon, siedzący obok Blaise'a na wygodnej, zielonej kanapie, skąd mieli widok na cały salon. Dobry punkt obserwacyjny, jeśli chce się mieć imprezę pod kontrolą.
- Weasley'ówna miała przyjść, ale chyba postanowiła zagrać mi na nerwach. - mruknął Zabini, zaglądając do trzymanej w dłoni szklaneczki, na której dnie było jeszcze trochę ognistej whisky. Po chwili spojrzał na przyjaciela.
- I nie myśl sobie, że mi umknęło, jak ciągle kogośs wypatrujesz, Smoczusiu. - odezwał się, słodkim głosem akcentując ostatnie słowo.
- Wcale tak nie pomyślałem, Diabełku. - blondyn również posłużył się słodkim tonem, po czym obaj się zaśmiali. 
Tymczasem w dormitorium Ślizgona otworzyły się drzwi, a do środka weszła Ginny w towarzystwie Hermiony, Justine oraz Pansy. Ginny widząc, że solenizant siedzi na kanapie zajęty rozmową z przyjacielem, wyszeptała do swoich towarzyszek ciche "Zaraz wracam" i po cichutku, tuż przy ścianie, ruszyła w stronę kanapy. Gdy akurat udało jej się dotrzeć i stanąć za meblem, usłyszała słowa Diabła:
- No gdzie ta ruda wiewióra? Ile mam na nią czekać? - w jego głosie słychać było wyraźny bulwers, lecz nim Malfoy zdążył wygłosić jakąś kąśliwą uwagę na temat tego, że Blaise chyba się zadużył w Weasley'ównie, Ginny pochyliła się nad kanapą, a jej głowa znalazła się między dwoma Ślizgonami.
- Ta ruda wiewióra już tu jest i nie musisz na nią dłużej czekać, Zabini. - warknęła, a chłopak na dźwięk jej głosu szyb ko poderwał się z kanapy, oblewając się przy tym resztką ognistej, którą miał w szklance. Widok ten oczywiście niezmiernie rozbawił jego blondwłosego przyjaciela, który zaśmiał się cicho pod nosem.
- Weasley.. znaczy Ginny.. nie wiedziałem, że już przyszłaś.. - Blaise plątał się tylko wtedy, gdy się denerwował. A w towarzystwie Ginny i to jeszcze lekko rozzłoszczonej, niestety nie potrafił zachować spokoju. Zwłaszcza, że jej złość spowodowały jego słowa, a konkretniej nazwanie jej "rudą wiewiórą".
- Zdążyłam się domyśleć. - fuknęła, krzyżując ręce na piersi. Zabini milczał przez chwilę, wpatrując się w oburzoną Gryfonkę, po czym obszedł kanapę i stanął przy Ginny.
- Może zatańczymy?
Rudowłosa spojrzała na niego nie ufnie, lecz ujęła jego wyciągniętą dłoń i ruszyła z nim na parkiet. Draco, który został sam na kanapie pokręcił z rozbawieniem głową i napił się whisky. Przebiegł wzrokiem po salonie i w końcu ją dostrzegł. Niemal nie zakrztusił się pitym właśnie alkoholem, gdy zobaczył Justine, Pansy oraz GRANGER?? "Moi przyjaciele chyba naprawdę zwariowali z tą integracją.." - pomyślał, po czym zdecydował się podejść do tych trzech pijących alkohol i śmiejących się dziewcząt.
- Morgan, masz ochotę na taniec? - spytał, stajac za czerwonowłosą. 
Jego umysł podświadomie przypomniał mu, jak jakiś czas temu stał tak za nią, jednakże w większej odległości, a ona nie miała na sobie praktycznie rzadnych ubrań. Justine drgnęła zaskoczona i odwróciła się w jego stronę. Stał wiele bliżej niż się spodziewała. uniosła głowę i spojrzała w jego stalowoszare oczy. Z początku miała zamiar odmówić, ale widząc, że Malfoy nie zamierza się z nią kłócić, kiwnęła głową. 
Dracon obiął ją jedną ręką w pasię, a drugą ujął jej dłoń. poprowadził ją na środek salonu, który służył jako parkiet. Zaczęli poruszać się w rytm muzyki, ich ciała wykonywały zsynchornizowane ze sobą ruchy. Oboje tańczyli bardzo dobrze. Mieli wyczucie rytmu oraz płynne ruchy. gdy muzyka zmieniła się na wolniejszą, Justine sądziła, że taniec jest skończony i chciała odejść, jednak Draco przyciągnął ją do siebie bliżej. 
- Nie uciekniesz mi tak szybko. - wyszeptał jej do ucha, po czym oparł brodę na czubku jej głowy. Dłonią, która spoczywała na jej talii, gładził delikatnie jej plecy, czując ciepło jej skóry przez cienki materiał bluzki. Jus zdziwiona, odruchowo wtuliła się w Dracona, gdy ten przysunął ją bliżej. Ich ciała idealnie do siebie pasowały. Czerwonowłosa wiedziała, że nie powinna się tak spoufalać z żadnym innym chłopakiem prócz Lorenza, aczkolwiek nie mogła się powstrzymać przed wtuleniem twarzy w tors Dracona. Przez chwilę oboje zatracili się w tej chwili, zapominając o całym świecie. Przerwało im nagłe wtargnięcie Daphne, która wyrwała dłoń Draco z ręki Jus.
- Pozwól, że teraz ja zatańczę ze swoim chłopakiem. - powiedziała ze sztucznym uśmiechem na twarzy. Justine nic nie odpowiedziała, tylko odeszła od "zakochanej" pary do stołu z poczęstunkiem. Nalała sobie ognistej i zaczęła sączyć trunek, gdy do środka wszedł nagle jeden z nauczycieli. Wszyscy uczniowie zaczęli w popłochu chować się po kątach, udajac, że ich tu nie ma oraz odstawiać alkohol. Chyba każdy wiedział, co groziło za spożywanie alkoholu na terenie szkoły. Ale Justine nie bała się tego nauczyciela. Szybkim krokiem podeszła do swojego ojca, nie kwapiąc się nawet by odstawić szklnkę z whisky.
- Co ty tu robisz? Chcesz zepsuć wszystkim imprezę? - spytała, spoglądając na niego ze złością. Kątem oka zauważyła, jak niemal wszyscy im sie przyglądają. Blaise, jako organizator imprezy oraz Dracon, jako właściciel dormitorium, podeszli do nich, by w razie czego wziąć na siebie całą odpowiedzialność.
- Nie przyszedłem tu jako nauczyciel..
- A jako kto? - prychnęła Jus, przerywając mu. - Co? Może chcesz się z nami pobawić? - spytała drwiąco.
- Przyszedłem ci coś przekazać. - powiedział ojciec Justine, biorac głęboki wdech i zachowując spokój.
- W takim razie mów i sie wynoś. - wycedziła, wpatrując się wściekłym wzrokiem w ojca. Nadal nie mogła znieść jego obecności, jego widoku, cały czas przypominało jej się to, jak rozwalił jej rodzinę. Dodatkowo irytowało ją, że specjalnie zatrudnił sie w Hogwarcie, by być bliżej niej. Żałosne.
Draco natomiast wpatrywał się w Justine z wyrazem ogromnego zdziwienia na twarzy. Zastanawiał się, dlaczego dziewczyna jest taka oschła dla swojego rodzica. Fakt, on też ze swoimi nie miał dobrych stosunków, ale u niego to było co innego. Śmierciożercy, Voldemort i inne podobne sprawy zaważyły na relacjach między nim a Lucjuszem oraz Narcyzą. Choć ze swoją matką był dość zżyty. Na tyle, by pomóc jej wywinąć się jakoś od Azkabanu. Winę za bycie śmierciożercami zrzucili na głowę ich rodziny. To właśnie Lucjusz wplątał ich w to wszystko. No ale Justine.. jej rodzina raczej nie należała do zwolenników Czarnego Pana. Przecież by o tym wiedział. Widocznie musiał być jakiś inny powód. Postanowił, że jeszcze się tego dowie. Cholera, miał ochotę dowiedzieć się o niej wszystkiego. Ale zaraz.. może te siniaki na plecach? Czyżby ojciec ją bił? Draco sam już nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć.
- Masz gościa. Czeka na ciebie w moim gabinecie. Idź tam, a ja pójdę do swojego pokoju. Nie będę wam przeszkadzał. - powiedział i wyszedł, zgodnie z "prośbą" swojej córki. Jus zawachała się przez chwilę. Czuła, jak wszyscy się w nią wpatrują. Kiedy kątem oka zobaczyła, jak Daphne staje obok swojego chłopaka, przesadnie wieszając się na jego ramieniu, wyszła z dormitorium i ruszyła w kierunku gabinetu swojego ojca.
- Daphne! - warknął Draco do panny Greengrass. Ta dziewczyna zaczynała mu już ciążyć. Poruszył ramieniem, na którym ona się opierała.
- Nie jesteś lekka, boli mnie ramię, jak tak na mnie wisisz. - rzucił, wiedząc, że uwaga na temat jej wagi na pewno ja oburzy. Oczywiście nie mylił się. Mina Greengrassówny mówiła wszystko. Dziewczyna po chwili odeszła, zostawiając Dracona w topwarzystwie Blaise'a. Chłopcy wymienili znaczące spojrzenia.
- Gościa? - prychnął Malfoy.
- Od kiedy to w Hogwarcie można przyjmować gości? - Zabini uniósł brew.
- Może od wtedy, gdy twój ojciec jest nauczycielem. - powiedział drwiąco blondyn.
- Nie ciekawi cię, kto przyszedł odwiedzić Justine?
- Ciekawi. I to cholernie. Choć wydaje mi się, że to ten jej chłopak.
- Okej.. załóżmy, że to ten jej chłopak. Nie ciekawi cię, jak on wyglada? Czy rzeczywiście nie masz z nim szans? - spytał Blaise z rozbawieniem, za co dostał od przyjaciela tak zwaną sójkę w bok.
- To raczej nikt nie ma szans ze mną, Diabełku. Idę na zwiady. - powiedział, a w środku aż zżerała go ciekawość.
- Ja muszę zostać. Jako gospodarz i solenizant powinienem zająć się gośćmi. Ale liczę na szczególową relację. - zaśmiał się, a Malfoy wyszedł z dormitorium, po czym ruszył w kierunku gabientu nauczyciela OPCM.

***

Hejo :* wracam po kilku dniach z nowym, mam nadzieję, że dość dobrym rozdziałem :) jakoś mały w tym poście gifów i zdjęć, nie mogłam dopasować żadnych do żadnej sytuacji :/ wybaczcie :*
Zachęcam do odwiedzenia zakładek "Zapytaj bohatera" oraz "Informowani" lub po prostu do obserwowania bloga lub mnie, by nie przegapić żadnego postu ;) zapraszam także na bloga PomyLuny <klik> ;3
Pozdrawiam Was serdecznie :*
I dziękuję za ponad 3300 wyświetleń :* jesteście kochani  
Lydia Land of Grafic