Blaise stojący wraz z Ginny przy
stole z przekąskami, ukradkiem obserwował swojego przyjaciela. Pogrążony w
rozmowie z rudowłosą, zerkał co jakiś czas na swojego przyjaciela. Kiedy
zauważył jego reakcję na list, który właśnie do niego przyszedł, stwierdził, że
musi się dowiedzieć, co jest grane.
- Ginny.. najmocniej cie
przepraszam, ale muszę o coś spytać Dracona.. – powiedział cicho, kładąc jej
dłoń na ramieniu. Głową skinął w kierunku blondyna, by dziewczyna na niego
spojrzała. Ginny widząc, jak Draco niemal w furii duszkiem opróżnia zawartość
trzymanej w dłoni literatki, a następnie zaciska na niej palce tak, że szkło aż
pęka pod jego naciskiem, pokiwała głową.
- Tak, zdecydowanie. Musisz do
niego jak najszybciej iść, zanim zrobi krzywdę komuś oprócz siebie. –
powiedziała, a Zabini uśmiechnął się do niej z wdzięcznością. Pod wpływem
impulsu cmoknął ją w policzek i poszedł w kierunku swojego przyjaciela. Ginny w
normalnych okolicznościach zapewne odepchnęłaby go i kazała walnąć w łeb, ale
pod wpływem alkoholu krążącego we krwi uśmiechnęła się zaledwie. W chłopaku
było bowiem coś, co nie pozwalało jej się długo na niego gniewać.
Gdy Blaise podszedł do swojego
przyjaciela, ten właśnie rozprostowywał palce, pozwalając, by potłuczone i
poplamione krwią szkło spadło na podłogę. Następnie, nie zwracając uwagi na ból
oraz krew, zajął się wyjmowaniem odłamków, które utknęły w jego dłoni.
- Smoku, co się stało? – spytał
Blaise, obserwując, jak jego przyjaciel oczyszcza swoje rany. Ten w odpowiedzi
wręczył mu tylko list, który poplamiony był teraz krwią blondwłosego. Zabini przebiegł wzrokiem po liście.
- Żartujesz, prawda? – spytał,
podnosząc wzrok znad kartki papieru zapisanej pochyłym pismem Bellatrix.
- A wyglądam, jakbym żartował? –
warknął, rzucając ze złością na podłogę ostatni kawałek szkła. Powiedziawszy
to, złapał za butelkę whisky i zniknął za drzwiami swojej sypialni.
Następnego poranka jasne promienie
słoneczne wpadały przez wielkie okno do sypialni prefekt naczelnej Gryffindoru.
Jako iż jej dormitorium umiejscowione było w jednej z wież, słońce miało do
niego łatwy dostęp. Hermionę obudziły
więc promienie grzejące jej twarz. Dziewczyna przeciągnęła się leniwie, nadal mając
przymknięte oczy, po czym stwierdziła, że coś jest nie tak. Na nagiej skórze
nie czuła tak jak zawsze piżamy w misie, którą wkładała do snu, lecz czerwoną
pościel, pod której spała. Mało tego. Dodatkowo czuła ciepło bijące z drugiej
strony łóżka. Spojrzała w tamtą stronę i ujrzała śpiącego Terence’a, leżącego
na boku, przodem do Gryfonki. Hermiona wydała z siebie zduszony okrzyk, po czym
wszystko sobie przypomniała. Jak ona mogła to zrobić?? Przecież nie wypiła
dużo, nawet kaca dziś nie miała..
- Co ja zrobiłam..? – zapytała
cicho sama siebie, chowając twarz w dłoniach.
- Jak to co? Wydaje mi się, że
świetnie się bawiłaś. – rzekł Terence, uchylając najpierw jedno oko, a poźniej następne i spoglądajac na Gryfonkę swoimi pięknymi, ciemnymi oczami.
Dziewczyna nie
wiedziała, czy obudził go jej krzyk, czy nie spał już wcześniej. Reakcją na
jego słowa były zarumienione policzki Gryfonki. Rzeczywiście. Hermiona musiała
w duchu przyznać, że to była wspaniała noc. Gdy wyznała Ślizgonowi, że jest
jeszcze dziewicą, ten nie okazał żadnego zdziwienia, rozbawienia, czy też pogardy.
W łóżku był niezwykle czuły i delikatny, jakby zapomniał, że ma do czynienia z
dziewczyną, którą przez tyle lat obrażał..
- To nie ma nic do rzeczy. Jak ja
mogłam to zrobić… - Miona pokręciła niedowierzająco głową. Przecież Ron.. On
jej tego nie wybaczy. Tyle czasu odwlekała ich pierwszy raz, a teraz, kiedy nie
była już dziewicą, on domyśli się, ze go zdradziła. Będzie miał jej za złe to,
że straciła dziewictwo z obcym chłopakiem, z którym nie łączyły jej żadne
relacje. Mało tego! Ten chłopak był Ślizgonem, który od pierwszej klasy widział
w niej tylko nic niewartą szlamę! A Ronald był jej chłopakiem..
- Myślę, że mój urok osobisty
zaważył na twojej decyzji. – odparł mało skromnie Higgs, uśmiechając się do
dziewczyny. Jej jednak humor nie dopisywał.
- Terence.. ta noc.. to.. to była
pomyłka..
- Ale za to jaka przyjemna
pomyłka. – przerwał jej Ślizgon z łobuzerskim uśmiechem na twarzy, jednocześnie
pochylając się nad nią. Hermiona, chcąc nie chcąc, opadła z powrotem na
poduszki, inaczej mogłaby zaliczyć zderzenie czołowe z Terencem. Twarz chłopaka
była zaledwie kilka milimetrów od jej twarzy, a ich oczy były nawzajem w siebie
wpatrzone.
- Nie wiem jak ty, ale ja mam
ochotę to powtórzyć.. – zamruczał jej prosto do ucha, muskając przy tym ustami
jego płatek. Dziewczyna zadrżała pod wpływem tej subtelnej pieszczoty. Nigdy
nie była z żadnym chłopakiem tak blisko, nawet z Ronem. Ich relacje były
bardziej przyjacielskie, aczkolwiek on wymagał od niej czegoś więcej. Terence
za to nie nalegał, nie narzucał się. To, co zaszło między nimi, stało się tak
po prostu. Spontanicznie. Hermiona sama nie wiedziała, jak się na to wszystko
zgodziła. W jednej chwili zapomniała o Ronie i pchana pożądaniem skończyła w
łóżku z Terencem.
- Ja nie mogę.. – Miona chciała,
by jej głos zabrzmiał stanowczo, lecz jedyne, na co mogła się zdobyć to ledwie
słyszalny szept.
- Dlaczego? – Terence zadał jej
chyba jedyne pytanie, na które nie znała odpowiedzi.
- Ron. – Gryfonka powiedziała to takim tonem, jakby
to wszystko wyjaśniało. Ale dla Terence’a to wcale nie było takie jasne i
zrozumiałe.
- To dlaczego nie zrobiłaś tego z
nim pierwszy raz? – bach, kolejne pytanie, nad którym Hermiona musiała się
poważnie zastanowić. Nie mogła się jednak skupić, gdyż Higgs skutecznie ją
rozpraszał delikatnymi pocałunkami w szyję. Mimowolnie odchyliła głowę, by
ułatwić chłopakowi dostęp do tej części ciała, która była u niej tak wrażliwa,
że aż drżała rozkosznie pod wpływem pocałunków Ślizgona. Gdy Granger nie
odpowiadała zbyt długo, chłopak postanowił ja wyręczyć.
- Nie kochasz go?
Być może w głębi duszy Gryfonka
wiedziała, że to, co czuje do rudowłosego to tylko przyjaźń, lecz odkąd byli w
związku, wmawiała sobie i innym, że go kocha. Sama nie wiedziała, czemu tak
było. Może bała się samotności? Tego, że nikt oprócz Rona jej nie pokocha? Może
chciała po prostu mieć u swojego boku kogoś, kto darzył ją miłością,
niezależnie od tego, czy ona czuła to samo do tej osoby. Chciała cichego,
spokojnego i ustatkowanego życia, Terence natomiast po tej nocy pragnął pokazać
jej życie pełne beztroski i zabawy.
- Nie chcę o tym gadać.. –
powiedziała słabo, przymykając powieki. Ślizgon nie zaprzestawał pieścić
językiem smukłej szyi dziewczyny, a między pocałunkami wyszeptał tylko:
- W takim razie nie myśl teraz o
nim.
Chłopak sunął pocałunkami wyżej,
przeszedł na podbródek, a następnie złączył swoje usta z ustami Gryfonki.
Dziewczyna otworzyła zaskoczona oczy. Sądziła, że Terence poszedł z nią do
łóżka tylko dlatego, że za dużo wypił i zaraz się zmyje, ale on najwidoczniej
chciał powtórki. Prawda była taka, że Hermiona podobała mu się jako kobieta.
Pociągały go jej zaokrąglone kształty. Nieduże, ale śliczne piersi oraz jędrne
pośladki. Dodatkowo miała ładną twarz, a włosy nie przypominały już tej szopy,
co kiedyś.
Terence przejechał nosem po lewym
policzku dziewczyny, łaskocząc ją tym delikatnie. Po chwili jego usta ponownie
odnalazły jej i chłopak zaczął ją delikatnie całować. Jego pocałunki z początku
były subtelne, z czasem, gdy Gryfonka zaczęła je niepewnie odwzajemniać, stały
się śmielsze, bardziej gwałtowne i zachłanne. Jego dłonie zaczęły błądzić po
jej ciele, a Hermiona pod wpływem impulsu objęła go swoimi długimi nogami.
Poczuła, jak jego nabrzmiała męskość napiera na jej łechtaczkę i jęknęła cicho,
podniecona tą bliskością nagiego i, co tu kryć, seksownego oraz przystojnego
chłopaka. Położyła dłonie na jego ramionach, a następnie zjechała nimi niżej,
wzdłuż kręgosłupa. Terence ponownie przeniósł się pocałunkami na jej szyję,
następnie na dekolt, lecz Gryfonka spragniona pociągnęła go wyżej i zachłannie
wpiła się w jego usta. Chłopak wszedł w nią powoli, a ona wydała z siebie
głośny jęk. Ślizgon z satysfakcją i podnieceniem patrzył na twarz Hermiony, na
jej przymknięte powieki, rozchylone usta. Wsłuchiwał się w jej ciche jęki,
podczas gdy on poruszał się w niej w równym rytmie. Niestety nie dane im było
długo nacieszyć się tą intymną chwilą, gdyż drzwi do sypialni Gryfonki
otworzyły się bez żadnego ostrzeżenia, a do środka wszedł.. no właśnie.
- Ron? Co ty tu robisz? – Hermiona
zadała pierwsze pytanie, jakie tylko przyszło jej do głowy w tej jednoznacznej
sytuacji. Odruchowo uniosła się na łokciach, a Terence zmuszony został do tego,
by z niej wyjść i położyć się z powrotem obok niej. Gryfonka przycisnęła sobie
do piersi kołdrę, zaciskając na niej kurczowo palce. Z przerażeniem
obserwowała, jak twarz Rona robi się coraz bardziej czerwona.
- Co ja tu robię? Raczej co ty tu robisz!
Ja przyszedłem zabrać swoją dziewczynę na śniadanie, tak jak codziennie! Choć
teraz to już jest była dziewczyna! – chłopak nie wytrzymał i zaczął krzyczeć. Mimo
iż to było zrozumiałe w tej sytuacji, pannie Granger nie spodobał się ton
rudowłosego. Ani jego słowa. Zrobiło jej się przykro, zwłaszcza, że dotarło do
niej, że źle zrobiła. Boże, to było perfidne, co ona zrobiła! Nie potrafiła
wykrztusić z siebie słowa, a do jej czekoladowych oczu napłynęły łzy.
- Powiedz mi, jak długo to trwa?
Ile już się z nim pieprzysz? To dlatego nie chciałaś iść ze mną do łóżka? –
głos Rona był coraz bardziej przepełniony złością i nienawiścią. Zarówno do
Ślizgona, jak do swojej byłej dziewczyny. – Twierdziłaś, że jesteś dziewicą i
czekasz na odpowiedni moment, a tak naprawdę puszczałaś się z nim?!
- Ron, jak możesz.. – zaczęła,
lecz urwała. Doskonale wiedziała, jak mógł ją o to oskarżać. Ta sytuacja mówiła
sama za siebie. Rudowłosy miał pełne prawo pomyśleć, że Hermiona nie zdradziła
go po raz pierwszy. Wściekły wyszedł z sypialni Gryfonki, trzaskając przy tym
drzwiami, a z oczu panny Granger popłynęły łzy. Terence kciukiem otarł słona
kroplę z jej policzka, lecz ona odsunęła się.
- Proszę.. chcę teraz zostać sama.
– powiedziała i nie czekając na jego odpowiedź czy reakcję, odkręciła się do
niego tyłem i wtuliła w poduszkę. Chłopak wyszedł z łóżka i zaczął szukać
części swojej garderoby, które leżały porozrzucane po pokoju. Ubierał się w ciszy,
lecz gdy zapinał koszulę, odezwał się:
- Jak byś chciała pogadać.. to
wiesz, gdzie mnie szukać. – powiedział i już miał wyjść, gdy widok płaczącej,
bezbronnej i skulonej na łóżku dziewczyny ścisnął go za serce. Pochylił się nad
nią, pocałował w czubek głowy i zgodnie z jej prośbą opuścił jej dormitorium.
Dzisiejsza noc była dla Draco
bezsenna. Chłopak wiercił się w swoim łóżku, nie mógł znaleźć wygodnej pozycji
do snu. Ilekroć zamykał oczy i starał się zasnąć, jego głowę przepełniał milion
myśli. Nie chciał ponownie wracać do życia po ciemnej stronie mocy, ale jeśli
zrezygnuje i się wycofa, śmierciożercy mu tego nie wybaczą. Matka oczywiście
byłaby z niego dumna, ale ojciec czy ciotka Bellatrix już niekoniecznie.
Równo z pierwszymi promieniami
słońca wschodzącymi nad błoniami Hogwartu, blondyn odrzucił na bok kołdrę i
wstał z łóżka. Opuścił sypialnię, a swoje kroki skierował do łazienki, gdzie
wziął zimny prysznic. Potrzebował otrzeźwienia, tym bardziej, że nie spał całą
noc, a wczoraj była impreza. Chłodna woda spływająca po jego ciele przywróciła
mu jasność myślenia oraz pobudziła krążenie. Nie zlikwidowało to jednak lekkich
sińców pod oczami. Chłopak westchnął cicho, patrząc na swoje odbicie w lustrze.
Był zmęczony i zdenerwowany, a dziś o osiemnastej miał jeszcze trening
quidditcha.. Ćwiczenia miały trwać dwie godziny, a o dwudziestej musiał już być
w Malfoy Manor. Wiedział, że kapitanowi to nie przystoi, ale będzie musiał albo
skrócić trening, albo wyrwać się z niego wcześniej wraz Terencem, który grał na
pozycji ścigającego.
Draco owinął sobie biały ręcznik
wokół bioder, po czym wrócił z powrotem do swojej sypialni. Przechodząc przez
salon, pokręcił głową na widok bałaganu będącego pozostałością po imprezie. Gdy
się ubrał, wziął do ręki różdżkę leżącą na etażerce obok jego łóżka, po czym
doprowadził do porządku miejsce wczorajszej zabawy. Zerknął na zegarek. Kilka
minut po szóstej. Był niemal pewien, że o tej porze, w niedzielę, prawie
wszyscy śpią. Stwierdził więc, że najlepiej będzie, gdy weźmie się w końcu za
naukę i odrabianie lekcji. Draco bowiem, mimo ogólnej opinii hulaki, rozrabiaki
i podrywacza, przykładał się do swoich zadań oraz sumiennie przygotowywał do
egzaminów. Chciał ukończyć szkołę z jak najlepszymi wynikami, w przyszłości
bowiem chciał pracować w Ministerstwie Magii bądź jako magomedyk. Pracę biurową
miał na uwadze ze względu na to, że zawsze chciał być kimś więcej, kims
szanowanym, mającym wpływy. A praca w Ministerstwie z pewnością by mu to
zagwarantowała. Natomiast bycie magomedykiem rozważał dlatego, że chciał jakoś
odkupić te lata bycia po złej stronie. Chciał zacząć pomagać ludziom. Mimo iż
jego przyszłość jeszcze była niepewna, zwłaszcza, że na horyzoncie pojawił się
nowy Czarny Pan, Draco przykładał się do wszystkich przedmiotów.
Spakował do czarnej torby kilka
zwojów pergaminu, pióro, atrament oraz kilka podręczników, po czym zarzuciwszy
ją na ramię, opuścił swoje dormitorium i skierował się do biblioteki. Po drodze
zajrzał do kuchni, skąd wziął kubek gorącej kawy i kilka maślanych bułeczek.
Stwierdził, iż o tej porze w Wielkiej Sali na pewno śniadania nie dostanie, a
później nie znajdzie czasu, by tam zajrzeć. Bułeczki spakował więc do torby, po
czym poszedł do biblioteki z kubkiem kawy w ręku. Zapowiadał się pracowity
poranek, a musiał jeszcze powiadomić kilka osób o zebraniu.
Justine przebudziła się z lekkim
bólem głowy. Odkąd tylko otworzyła oczy, wiedziała, że pulsowanie, które
odczuwała w skroniach, było spowodowane alkoholem wypitym najpierw na imprezie
Blaise’a, a następnie u Niklausa. Z cichym pomrukiem podniosła się z łóżka i
zerknęła na zegarek. Wskazówki wskazywały kilka minut po ósmej. Czerwona
rozejrzała się po pokoju i zauważyła, że wszystkie łóżka, oprócz Claudii, są
zajęte. Pansy spała smacznie na brzuchu, z twarzą zwróconą ku Justine. Nagle do
uszu czerwonowłosej dobiegło z początku ciche, później donośniejsze chrapanie.
Rozejrzała się za jego źródłem, po czym zorientowała się, że te dźwięki wydaje
z siebie Daphne. Panna Morgan zachichotała cicho, natomiast Pansy obudziła się,
słysząc odgłosy, które wydawała dziewczyna Draco. Niewiele myśląc, wzięła do
ręki poduszkę, a następnie rzuciła nią w Daphne.
- Strzał za sto punktów. –
zaśmiała się Justine, widząc, jak poducha uderza Daphne w twarz. Ta jedynie
zamruczała cicho pod nosem i przekręciła się na bok.
- Spać nie daje, głupia jędza.. –
wymamrotała Pansy, siadając na łóżko i spojrzała z uśmiechem na Jus. – Zasłużyła.
- Ciebie też obudziła?
- Nie, mnie obudził ból głowy. –
powiedziała Jus z uśmiechem, przeciągając się.
- Kac? – domyśliła się panna
Parkinson. – W takim razie mam coś, co ci pomoże.
Justine obserwowała, jak
zielonooka szpera w szufladzie swojej etażerki, po czym sięga dwie fiolki z
jakimś płynem w środku. Jedną rzuciła w stronę Jus, a ta zwinnie go złapała i
spojrzała pytającą na swoją koleżankę.
- To eliksir na kaca. – wyjaśniła,
po czym odkorkowała go i wypiła duszkiem. Czerwonowłosa poszła jej śladem i po
chwili jej fiolka również była pusta. Poczuła rozkoszne ciepło rozchodzące się po
jej całym ciele, a już po paru sekundach tępy, pulsujący ból głowy zniknął.
- Dzięki, Pansy, jesteś wielka. – powiedziała
Jus z ulgą, wstając z łóżka. - Umieram z głodu..
- O ile się nie mylę, to jest czas
śniadania. – odezwała się Pansy, zerkając na zegarek.
- Tak, wiem, ale najpierw muszę
się ogarnąć.. – Justine zajrzała do szafy, skąd sięgnęła biały t-shirt oraz jeansowe
spodenki-ogrodniczki. Poszła do łazienki, a Pansy, po wyborze stroju dla
siebie, składającego się z błękitnej, rozkloszowanej spódniczki oraz białej
bluzeczki, ruszyła zaraz za nią. Kiedy były już gotowe poszły na śniadanie. W
Wielkiej Sali o tej godzinie było już sporo osób. Stoły zastawione były obficie
przeróżnymi potrawami. Justine wraz z Pansy usiadły naprzeciwko Terence’a,
który w zamyśleniu spożywał w samotności swój posiłek.
- Hej, Terence. Wszystko gra? –
spytała Pansy, zauważając smętną minę swojego przyjaciela. Chłopak, grzebiąc
widelcem w jajecznicy, odpowiedział, nawet nie podnosząc na dziewczęta wzroku:
- Taaa, wszystko okej.
- Terence.. Powiedz, co się stało.
Widzę, że coś jest nie tak. – Pansy ponownie podjęła próbę wyciągnięcia z
przyjaciela, o co chodzi.
- Naprawdę, doceniam to, że się
martwisz, Pans, ale proszę cię, nie pytaj na razie o nic, okej? – Higgs wstał
od stołu i nie patrząc na dwie zdezorientowane dziewczyny, opuścił Wielką Salę.
Prawda była taka, że obwiniał się za cierpienie pewnej Gryfonki. Zdenerwował go
Weasley, swoimi słowami, tego, co powiedział. A jeszcze bardziej denerwował go
fakt, że się tym przejmuje. Miał ochotę wrócić do dormitorium Gryfonki, schować
ją w swoich ramionach i skryć przed Weasley’em, przed całym światem. Cholera
jasna, Higgs! – krzyknął na siebie w myślach, idąc szybkim krokiem przez
korytarze Hogwartu. Nie powinno ci na niej zależeć, to tylko Gryfonka, której
przez tyle lat nienawidziłeś! Ale co poradzisz na to, że masz ochotę ją obronić
przed wszystkimi, schronić przed tym rudzielcem, pocieszyć, delikatnie objąć,
pokazać jej to, co w życiu najlepsze?
Tymczasem w Wielkiej Sali dwie
zdezorientowane Ślizgonki spojrzały na siebie.
- Okej, to było dziwne.. –
powiedziała powoli Justine, spoglądając na Pans.
- I niepodobne do Terence’a. –
dodała zielonooka. Westchnęła cicho. – Mam nadzieje, że niedługo się dowiemy o
co chodzi. – powiedziała i zajęła się swoim śniadaniem. Justine zanim zaczęła
jeść czekoladowe płatki z mlekiem, rozejrzała się po Sali. Jej wzrok padł na
stół nauczycielski, przy którym wzrokiem namierzyła Niklausa. Młody Snape
również na nią spoglądał. Gdy ich wzrok się ze sobą skrzyżował, pomachał jej,
uśmiechając się lekko.
Justine z początku nie
wiedziała, jak zareagować, lecz po chwili niesmiało odmachała mu.
- Uuu ktoś tu chyba wpadł
w oko młodszej i seksowniejszej wersji Snape'a. - powiedziała Pansy, uśmiechając
się jednoznacznie. Za tą uwagę zarobiła od czerwonowłosej szturchańca łokciem w
żebra.
- Ał! - syknęła urażona
Parkinson. - No co? Chyba prawdę powiedziałam?
Justine zbyła to
milczeniem, nie wdając się w zbędne dyskusje, aczkolwiek podczas śniadanie
zerknęła parę razy w stronę stołu nauczycielskiego.
Gdy wraz z zielonooką
opuszczały Wielką Salę, podszedł do nich Thomas, ojciec Jus.
- Justine. Pozwól na
chwilkę. - powiedział, spoglądając na swoją córkę.
- Jak sobie pan życzy,
panie profesorze. - mruknęła i odeszła z nim na bok, mówiąc wcześniej do Pans,
by poczekała na nią przed wejściem.
- Jak się czujesz? Enzo
nic ci nie zrobił? - zapytał z troską w głosie. Mmartwił się o córkę i był zły
na Lorenzo, że chciał ją skrzywdzić.
- Co się stało, że nagle
się mną przejmujesz? - spytała kąśliwie, krzyżując ręce na piersi.
- Jus, dobrze wiesz, że
zawsze się o ciebie martwiłem. A to, co sie stało.. między mną a mamą.. to nie
ma znaczenia z tym, że nadal jesteś moją córką i nadal chcę się o ciebie
troszczyć. - powiedział stanowczo. - Więc proszę, powiedz mi, co Enzo ci
zrobił.
- Nic mi nie zrobił.
Draco.. mnie uratował.. - powiedziała, a głos jej się lekko załamał. Dopiero
teraz do niej dotarło, co ten blondwłosy chłopak dla niej zrobił. Próbowała
sobie przypomnieć, czy mu podziękowała, lecz wszystko widziała jak przez mgłę.
Wiedziała, że powinna być roztrzęsiona po tym incydencie, zła na Lorenzo,
smutna, wściekła, ale nie czuła nic. Nie wiedziała nawet, dlaczego tak
obojętnie na to zareagowała.
- Dobrze, że był w
pobliżu. Inaczej.. inaczej bym tego sobie nie wybaczył.. – w oczach ojca
Justine pojawiły się łzy. Nie mógł dopuścić do siebie myśli, że przez niego jej
córka mogłaby być skrzywdzona.
- Ty byś sobie tego nie
wybaczył? Przecież to nie twoja wina że mój chłopak.. były chłopak, jest
psychopatą.
- Tak, ale to ja go
wpuściłem do Hogwartu. To na moją prośbę Dumbledore pozwolił mu wejść.
- Tato, nic mi nie jest… -
Justine zrobiło się trochę głupio, że tak naskoczyła wcześniej na ojca. Widząc
jego troskę o nią i szczery smutek, uleciały z niej wszystkie negatywne emocje.
- Cieszę się, że ten
chłopak znalazł się w pobliżu. Będę musiał mu podziękować. I obiecuję ci, że
Lorenzo już tutaj nie wejdzie, więc nie musisz się go bać. – powiedział i
odszedł bez słowa, a w głowie Jus szumiały słowa ojca: „Będę musiał mu
podziękować”. Nie. To ona powinna mu podziękować. Nawet jeśli zrobiła to
wczoraj, czego nie mogła sobie przypomnieć, powinna to zrobić raz jeszcze. W
tamtej sytuacji była zbyt roztrzęsiona, a teraz mogła to zrobić szczerze i na
spokojnie. Stwierdziła, że w najbliższym czasie będzie musiała z nim pogadać.
Na razie jednak wyszła z Wielkiej Sali i dołączyła do Pansy, wybierając się na
spacer na błonia. Dowiedziała się, że o osiemnastej jest trening quidditcha.
Lubiła tę dyscyplinę, więc stwierdziła, że może towarzyszyć Pans i przyjść
popatrzeć. Przy okazji będzie mogła później porozmawiać z Draco, który, jak się
dowiedziała, jest kapitanem drużyny i gra na pozycji szukającego. Po około godzince Jus musiała pożegnać się ze
swoją towarzyszką i wróciła do dormitorium. Miała na jutro do napisania esej z
transmutacji, wzięła więc podręcznik i w pokoju wspólnym, przy jednym ze
stolików, usiadła do lekcji.
O osiemnastej kilkanaścioro
uczniów, głównie Ślizgonów, zebrało się na boisku do quidditcha. Część z nich
przybyła tutaj, by jedynie popatrzeć, lecz reszta przyszła trenować. Było
również kilku kandydatów na pozycję obrońcy oraz ścigającego, gdyż poprzedni
zrezygnowali z tego, wykręcając się nawałem nauki. Justine, Pansy, Ginny oraz
Hermiona siedziały na trybunach. Panna Weasley niemal siłę wyciągnęła starszą o
rok od siebie Gryfonkę z dormitorium. Miona bowiem nie chciała się nigdzie
wynurzać, bojąc się, że wszyscy będą o niej plotkować, że Ronald rozpowie
wszystkim o tym, co zastał w jej dormitorium. Jednak gdy Ginevra przyszła do
niej, nie wspominając ani słowem o zdradzie Hermiony, dziewczyna domyśliła się,
że Ron zachował to dla siebie. A gdy najmłodsza z rodu Weasley’ów zaczęła
wypytywać ją, co się stało, że Ron wrócił od niej taki wściekły, Gryfonka była
już w stu procentach pewna, że nikt o niczym nie wie. Miała nadzieję, że
pozostanie to w tajemnicy jak najdłużej. Nie chciała być na językach
wszystkich.
Dziewczyny siedziały obok
siebie, oglądając latających po boisku zawodników. Hermiona niemal nie
zachłysnęła się powietrzem, gdy wśród nich ujrzała Terence’a. Wiedziała, po
prostu przeczuwała, że przyjście na ten trening to zły pomysł. Niestety Ginny
tak prosiła ją, żeby ta jej towarzyszyła, że panna Granger nie miała innego
wyjścia niż się zgodzić i przyjść tutaj z przyjaciółką. Teraz jednak miała
ogromną ochotę na powrót do dormitorium.
- Ginny.. źle się czuję.
Idę do siebie. Nie obrazisz się, jak zostawię cię tu samą z dziewczynami? –
spytała szeptem Gryfonka swojej rudowłosej przyjaciółki, a ta pokiwała głową.
Zerknęła na Mionę. Rzeczywiście była jakaś blada.
- Idź się połóż. Naprawdę
źle wyglądasz.
Hermiona wstała więc ze
swojego miejsca na trybunach i zaczęła iść w kierunku wyjścia z boiska. Terence
nie widział jej, gdy siedziała w towarzystwie Ginny, Pansy oraz Justine, lecz
teraz, gdy szła ku wyjściu, szybko ją zauważył. Niewiele myśląc skierował swoją
miotłę w jej stronę i podleciał do Gryfonki.
- Hej Miona. – uśmiechnął
się, będąc już blisko dziewczyny. Ta drgnęła zaskoczona, spoglądając na niego.
Nic nie odpowiadała, wpatrywała się jedynie w Terence’a swoimi długimi,
czekoladowymi oczami.
- Fajnie, że wpadłaś.
Dlaczego już zmykasz? – zapytał chłopak. Szczerze to miał nadzieję, że Gryfonka
zdecyduje się zostać i popatrzeć, jak gra.
- Ginny chciała, żebym z
nią przyszła. Chciała popatrzeć na Blaise’a.. – zatkała sobie usta ręką, gdy
dotarło do niej, że za dużo powiedziała. Higgs zaśmiał się cicho, widząc jej zmieszanie.
Hermiona więc postanowiła zmienić temat i odciągnąć jego uwagę od Ginny.
- Nie wiedziałam, że też
jesteś w drużynie.
- Gram na pozycji pałkarza.
– powiedział Ślizgon z uśmiechem, uważnie przypatrując się pannie Granger.
Dziewczyna była wyraźnie zmieszana, nie wiedziała, gdzie podziać wzrok, a do
tego na jej policzki wstąpił słodki rumieniec. Przez chwilę oboje nic nie
mówili, po czym odezwali się jednocześnie:
- Słuchaj..
Oboje urwali, słysząc, że
to drugie również się odezwało.
- Dobra, mów..
- Nie, ty byłaś pierwsza..
To również powiedzieli
jednocześnie, po czym zaśmiali się cicho. Terence kiwnął głową, by Gryfonka
mówiła.
- Słuchaj, Terence.. To co
się wydarzyło.. nie chciałabym, żebyś myślał o mnie źle.. – dziewczyna była
wyraźnie zdenerwowana.
- Wcale nie myślę o tobie
źle. Wręcz przeciwnie.
- Terence, ale ja
chciałabym o tym zapomnieć. Muszę przeprosić Rona, może.. – urwała. Chciała
powiedzieć „może jeszcze jest szansa, by mi wybaczył i będziemy mogli dalej być
razem” lecz głos uwiązł jej w gardle. – Po prostu zapomnij. – wykrztusiła i
biegiem opuściła boisko. Sama nie wiedziała, czemu tak zareagowała. Wstydziła
się po prostu rozmawiać z Higgsem, tego, że przy byle jakiej okazji, nie znając
go niemal wcale, poszła z nim do łóżka jak jakaś pierwsza lepsza. Nie chciała,
by źle o niej myślał, bała się usłyszeć jakichś przykrych słów z jego ust.
Wiedziała, że tak nie przystoi Gryfonce, ale wołała przed tym uciec, niż stawić
temu czoła. Terence również nie rozumiał jej zachowania. Ta dziewczyna
zaczynała mu się podobać, przecież wiedział, że nie kocha Weasley’a, więc nie
widział przeszkód, by mógł ją podrywać. A może ona się go bała? Bała się jego
mrocznej przeszłości jako śmierciożerca? Nadal go nienawidziła, przez te lata
kłótni, wyzwisk, sprzeczek? Rozmyslając nad postępowaniem Gryfonki, wrócił na
boisko, nie wiedząc nawet, że niemal każdy widział tę scenę.
Pół godziny przed
planowanym końcem treningu, Draco, Blaise i Terence zeszli z boiska,
zostawiając resztę, by jeszcze trochę poćwiczyli. Pansy, którą Malfoy wcześniej
poinformował o zebraniu, domyśliła się, że to już czas. Zaczęła więc schodzić z
trybun, a zaraz za nią Ginny i Justine. Panna Parkinson nie miała pojęcia, jak
się ich pozbyć, by nie poszły za nimi. Na szczęście wybawił ich Draco.
- Pansy. – warknął,
podchodząc do trójki dziewczyn. – Chodź z nami. Chcemu z Toba pogadać. –
rzucił, nie zaszczycając nawet spojrzeniem Justine oraz Ginny. Czerwonowłosa
jednak postanowiła się odezwać:
- Draco.. masz chwilę?
- Nie mam. – odezwał się
chłodnym głosem. Boże, naprawdę nie miał czasu, mimo iż najchętniej
porozmawiałby z nią teraz, zamiast iść na to cholerne spotkanie.
- Chciałam z tobą porozmawiać.
– powiedziała cicho, a blondyn w końcu na nią spojrzał:
- Nie wybrałaś sobie na to
najlepszej pory, Morgan. – jego głos był chłodny, mina obojętna. Justine
zrezygnowała więc z dalszych prób podjęcia rozmowy z nim i szybkim krokiem
odeszła od nich. Ginny przez chwilę rozmawiała w Blaisem, lecz ten powiedział,
że musi iśc, bo Draco ma jakąś pilną sprawę. Tak więc pozostała ich już tylko
czwórka Ślizgonów, którzy skierowali się do dormitorium prefekta naczelnego ich
domu.
Na miejscu Draco postanowił
odświeżyć się jeszcze po treningu. Blaise i Terence również zaliczyli szybką
wizytę w łazience oraz przebrali się. Higgs postawił na swobodny styl, czarne,
modne spodnie oraz szary t-shirt i bluza w ciemniejszym odcieniu. Zabini
natomiast włożył jeansy oraz czarny sweterek. Malfoy tradycyjnie postawił na
elegancję. Czarne spodnie, koszula oraz szara marynarka.
Gdy wyszedł ze swojej
łazienki, w jego salonie zgromadzeni już byli wszyscy. Starsza Greengrassówna od
razu zarzuciła mu ręce na szyję, chcąc go pocałować, lecz ten dość brutalnie ja
odepchnął. Młodszy brat Terence’a, który również był obecny, zacisnął dłonie w
pięści, lecz nic nie powiedział. Od kilku miesięcy trwał jego romans z Daphne,
lecz nikt o tym nie wiedział. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że poprzedniej
nocy widziała ich Justine.
- Nie mam teraz humoru,
Daphne. – warknął. – Załatwmy to jak najszybciej.
Po tych słowach wziął garść
proszka Fiuu, z którym miseczka stała na stoliku obok kominka.
- Malfoy Manor. – w salonie
rozległ się cichy i chłodny głos Dracona, po czym blondyn zniknął w zielonych
płomieniach.
***
Hej, hej, hej :) Powiem Wam, że jestem nawet zadowolona z tego rozdziału :) jest sporo dłuższy niż poprzednie, ma 4382 słowa :D Rozdział w końcu dokończony, więc wstawiam go i pozostawiam Waszej opinii, której, co tu kryć, trochę mi brakuje. Na początku bloga udzielało Was się w komentarzach więcej, niż teraz. Sama nie wiem, czym to jest spowodowane. Jeśli pogorszyłam się w pisaniu, śmiało, pozostaw swoją opinię, nawet negatywną. Przyjmę każdą krytyke i postaram się poprawić, nawet tą napisaną anonimowo.
Pozdrawiam Was serdecznie i do następnego :*
Aaaa i chciałabym Was zachęcić do zaglądania na <klik> gdzie w najbliższym czasie planuję wstawić kolejny rozdział :)