Justine z mocno bijącym sercem
przemierzała korytarze Hogwartu. Domyślała się, kto ją odwiedził. Ojciec z
takim spokojem i niemal dumą w oczach mógł ją powiadomić jedynie o wizycie
swojego ukochanego zięcia – Lorenza. Poza tym, jeśli byłaby to jej matka, to
sama przyszłaby do niej, a nie wysyłała ojca, z którym była skłócona, prawda?
Dziewczyna w końcu stanęła przed
drzwiami gabinetu swojego taty. Chwyciła za klamkę i weszła powoli do środka. W
czarnym fotelu, w świetle kominka siedział ON. Mimo tego, iż Jus wiedziała,
kogo może się spodziewać, czuła się mile zaskoczona.
- Enzo! – zawołała radośnie i
szybkim krokiem ruszyła w stronę swojego chłopaka, który właśnie podnosił się z
fotela.
- Hej. - uśmiechnął się szeroko na widok swojej czerwonowłosej piękności.
Otoczył ją swoimi silnymi ramionami, a ona, wtulona w niego, mogła w
końcu poczuć się bezpiecznie. Ale się nie poczuła. Przymknęła oczy, wdychając
jego zapach, niby tak dla niej znajomy, ale wydawał się taki odległy i trochę..
inny niż zwykle? Nie wzbudzał już w niej poczucia bezpieczeństwa oraz bliskości
ukochanej osoby. Sama nie wiedziała, czemu. Nowe perfumy? A może to ona nie czuła
już tego samego, a jej umysł podświadomie przesyłał jej sygnały o tym, że
wolałaby tu teraz wtulać się w pewnego blondwłosego Ślizgona i to jego perfumy
wdychać?
- Tęskniłem. – wyszeptał Enzo,
muskając ustami czubek jej głowy. Schował twarz w jej włosy, jak to miał w
zwyczaju, gdy ją przytulał. Jus odchyliła głowę do tyłu, by móc, na niego
spojrzeć.
- Ja również. – uśmiechnęła się,
po czym wspięła się na palce, by go pocałować. Kiedy ich usta się zetknęły,
wytworzyło się małe wyładowanie elektryczne, a Jus odskoczyła od swojego
chłopaka. A raczej odskoczyłaby, gdyby nie dłonie spoczywające na jej talii i
przyciągające ją do siebie.
- Ał.. kopnąłeś mnie. – zaśmiała
się czerwonowłosa. To przecież nie Enzo ją „kopnął” lecz prąd.
- Przepraszam, nie chciałem. – chłopak
uniósł lewy kącik ust w połowicznym uśmiechu, patrząc swoimi niemal czarnymi
tęczówkami na Jus. Tak dawno jej nie widział, nie mógł jej przytulić,
pocałować… Ponownie się pochylił, by móc złączyć ich usta w namiętnym
pocałunku. Zaczął całować ją jak jeszcze nigdy dotąd. Dziko i gwałtownie. Był
bardzo spragniony. Tyle jej nie widział. Dodatkowo po dwóch latach związku miał
nadzieję, że po takiej rozłące Jus wreszcie ofiaruje mu to, co ma w sobie
najcenniejsze.
Dziewczyna przez parę chwil
odwzajemniała pocałunki Lorenza, od których niemal brakło jej tchu. Następnie
odchyliła głowę do tyłu, by móc odetchnąć, a czarnowłosy zaczął pieścić ustami
jej szyję. Przez ciało Jus przebiegały przyjemne dreszcze, uwielbiała, gdy Enzo
całował ją właśnie tam. Ręce chłopaka zjechały niżej i zacisnęły się na
pośladkach dziewczyny. Uniósł ją do góry, a ona odruchowo oplotła go swoimi
długimi nogami. W gabinecie jej ojca była kanapa, na którą Lorenzo właśnie
położył swoją dziewczynę..
W głowie Justine nagle zapaliła
się czerwona lampka. Halo! Do czego on zmierza?
- Enzo.. – wyszeptała, próbując
zwrócić jakoś jego uwagę na jej twarz, a nie na pocałunkami, którymi z jej szyi
zjeżdżał jeszcze niżej, rozpinając błękitną koszulę, którą miała na sobie.
- Enzo. – powtórzyła głośniej, a
chłopak uniósł głowę i spojrzał na nią. Jego oczy, tak ciemne, że tęczówki
niemal zlewały się ze źrenicami i ciężko było dostrzec granice między nimi,
błyszczały od pożądania.
- Tak, kochanie? Daj mi się sobą
nacieszyć, nie widzieliśmy się tyle czasu. – wymruczał, zaciskając dłonie na
jej nadgarstkach i przygwożdżając je do kanapy, tuż nad głową Jus.
- Wolałabym więc z tobą
porozmawiać, dowiedzieć się, co się u Ciebie.. ała! – syknęła, gdy Enzo trochę
za mocno przygryzł jej skórę na obojczyku.
- Enzo do cholery! – warknęła i
szarpnęła dłońmi, by się wyrwać i go odepchnąć. Ten nie reagował.
- Od kiedy jesteś taki brutalny?
– spytała, gdy chłopak ujął jej nadgarstki w jedną dłoń, a drugą rozerwał jej
koszulę, powodując tym samym, że białe guziki poodrywały się i porozlatywały po
gabinecie. Nie mogła uwierzyć, że to ten sam delikatny, kochany Lorenzo, który
nigdy by jej nie skrzywdził, chciał siłą wziąć to, czego ona obawiała się mu
dać przez te dwa lata związku. Oczywiście zamierzała to w przyszłości z nim
zrobić, lecz w odpowiednim czasie i miejscu. A nie w gabinecie jej ojca podczas
krótkiego spotkania.
- Od kiedy dowiedziałem się, że
jestem adoptowany. – wymamrotał, całując jej piersi, skryte tylko pod
błękitno-białym stanikiem.
- Jak to? Enzo, uspokój się do
cholery! Chcę z Toba porozmawiać! – głos Justine był coraz głośniejszy, a ona
sama coraz bardziej przerażona. W końcu nie znalazła innego wyjścia, jak tylko
uciec się do ostatecznej broni, jaką posiadała. Mało kto o niej wiedział, Enzo
był jedną z tych kilku wtajemniczonych osób.
Zebrała w sobie pokłady mocy,
jakie posiadała i rozgrzała nimi swoje ciało. Sprawiło to, że jej wewnętrzny
ogień zaczął parzyć Lorenza, a ten odskoczył gwałtownie, sycząc cicho. Jus poderwała się z kanapy i odsunęła od niego
najdalej, jak to możliwe, zasłaniając przy tym ciało koszulą, której niestety
nie mogła teraz zapiąć. Spojrzała na Lorenza, a jej wzrok skrzyżował się z
jego. Czarne oczy chłopaka nadal błyszczały, ale już nie tylko z pożądania, ale
też ze złości. Jak ona śmiała użyć swoich mocy przeciwko niemu? Zaczął zbliżać
się w jej kierunku.
- Enzo! – rzuciła ostrzegawczym
tonem, formując na swojej wyciągniętej dłoni kulę ognia.
- Jesteś żałosna. – prychnął
czarnowłosy, będąc coraz bliżej niej. –
Masz w sobie tylko ogień, podczas gdy ja potrafię zapanować nad wszystkimi
czterema żywiołami. – powiedział, a ona w złości cisnęła w niego kulą ognia.
Nie zrobiła mu ona jednak żadnej krzywdy. Chłopak bezproblemowo ją złapał i
zaczął lekko podrzucać.
- I co teraz, moja śliczna? –
uśmiechnął się, a Justine po raz pierwszy w życiu zobaczyła w nim zło.
- Enzo, uspokój się! – krzyknęła,
gdy podczas cofania się od niego, trafiła plecami na ścianę.
- Więc albo dasz mi to, czego
chcę, albo.. – spojrzał wymownie na kulę ognia. Jus nie wiedziała, co ma
odpowiedzieć. Patrzyła przerażonym wzrokiem na swojego chłopaka.
Podczas, gdy między Justine i
Lorenzo wywiązywała się niezręczna i momentami niebezpieczna sytuacja,
korytarzami Hogwartu w stronę gabinetu nauczyciela OPCM zmierzał Draco. W
głowie układał scenariusz tego, jak wejdzie i uda, że przyszedł do profesora
Morgan, żeby oddać zaległy esej.
Jednak gdy doszedł do celu, jego
plany natychmiast się zmieniły. Usłyszał jakieś podniesione głosy, więc
nadstawił ucha i zaczął nasłuchiwać. Przez chwilę nic się nie działo, następnie
usłyszał ostrzegawczy głos Justine, wymawiającej imię swojego chłopaka. Zżerała
go ciekawość, co tam się dzieje, ale nie chciał im na razie przeszkadzać, wolał
sobie posłuchać. A nóż dowie się czegoś ciekawego? I rzeczywiście, po tym, co
usłyszał, otworzył aż usta ze zdziwienia. Co ten chłopak powiedział? Włada
wszystkimi czterema żywiołami? To niemożliwe… A Justine włada ogniem? Nie mógł w to
uwierzyć. Nie mógł uwierzyć, że w końcu w jego życiu pojawił się ktoś z
podobnymi do niego umiejętnościami… Jednak nie dane mu było się długo nad tym
zastanawiać, gdyż usłyszał prośbę czerwonowłosej, by Enzo się uspokoił. „Co tam
się dzieje do cholery i czego on chce?” – pomyślał. Po chwili z pokoju dało się
usłyszeć kilka stłumionych odgłosów, jakby uderzeń czegoś ciężkiego o coś
twardego.
-
Enzo nie! – krzyk Justine był tak głośny i tak przerażony, że Malfoy nie
zastanawiając się wcale, otworzył gwałtownie drzwi gabinetu. To, co tam ujrzał,
przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Pod jedną ze ścian stała Jus ze swoim
chłopakiem. Brunet przyciskał ją do muru, całując zachłannie po szyi, a jej
ręce trzymając w żelaznym uścisku. Enzo nie usłyszał, jak Ślizgon wszedł do
środka, natomiast Jus spojrzała w stronę drzwi, wyglądając znad ramienia
swojego chłopaka. Jej wzrok był pełen przerażenia oraz błagania, co niezmiernie
poruszyło Draconem. Malfoy wpadł w wściekłość. Nie rozumiał, jak ktokolwiek
mógł próbować posiąść jakąkolwiek dziewczynę siłą. Nie tolerował molestowania,
a tym bardziej gwałtów, a ich sprawców tępił. A wyglądało na to, że właśnie ma
przed sobą jednego z nich. Dodatkowo jego złośc podsycał fakt, że ten koleś
właśnie próbuje skrzywdzić Justine. Tą Justine, którą dzisiaj oglądał taką
niewinną, piękną i seksowną w łazience…
Szybkimi krokami pokonał
odległość dzielącą go ze sprawcą. Odepchnął go od Justine, której po policzkach
zaczęły lecieć łzy. Jakaś część jego podświadomości zdążyła zarejestrować, jak
dziewczyna próbuje okryć się rozpiętą bluzką, lecz pozostała właśnie
zdecydowała wykorzystać element zaskoczenia i uderzył Lorenza z całej siły
pięścią w twarz.
- Jak dziewczyna mówi nie, to
znaczy nie! – krzyknął, zbliżając się do niego.
W gabinecie nagle zrobiło się
zimno, zaczął wiać ogromny wiatr. Kartki i papiery wirowały po pomieszczeniu, a
włosy obecnych latały na wszystkie strony. Dracon machnął ręką i wykorzystując
siłę powietrza, jaka w nim drzemała, powalił przeciwnika na ziemię. Być może i
Lorenzo był starszy. Być może i władał wszystkimi żywiołami, dzięki czemu miał
większą moc. Ale blondyn był teraz taki wściekły, że nikt ani nic nie było w
stanie go powstrzymać.
Lorenzo dźwignął się z podłogi i
wierzchem dłoni otarł strużkę krwi, która pociekła z jego rozciętej wargi. Nie
zdążył zareagować, kiedy Dracon ponownie machnął ręką, a Enzo poszybował przez
gabinet i uderzył z impetem o ścianę. Tym razem nie zdążył nawet się podnieść,
ponieważ dzięki mocom Malfoy’a znów uniósł się w powietrze i poszybował w
stronę drzwi, upadając na podłogę jak bezwładna kukła. Gdy dźwignął się na
nogi, do pokoju wbiegł Thomas Morgan, zaniepokojony krzykami i hukami, które
słyszał, będąc w swoim pokoju sąsiadującym z tym gabinetem.
- Co tu się dzieje?! – krzyknął,
a wbiegając do środka omal nie wpadł na stojącego w drzwiach Lorenza.
Powietrze szalejące w pomieszczeniu zdążyło się uspokoić, gdy Malfoy zapanował nad emocjami, które niekontrolowane wywołały wichurę.
- Enzo! Możesz mi wyjaśnić, co tu
się stało? – ojciec Jus skrzyżował ręce na piersi, patrząc świdrującym wzrokiem
na swojego niedoszłego zięcia.
- Ten frajer przystawiał się do
mojej dziewczyny. – czarnowłosy chłopak skinął głową na Malfoy’a, a w blondynie
aż się zagotowało. Już miał ponownie cisnąć w Lorenza kulą powietrza, gdy zza
jego pleców dobiegł cichy, zachrypnięty głos Jus.
- On kłamie..
Wszyscy troje spojrzeli na nią,
jakby zapomnieli, że nadal jest obecna w gabinecie.
- To Lorenzo.. – nie dane jej
było dokończyć, gdy wspomniany przez nią chłopak wypadł z gabinetu i ruszył
biegiem korytarzami Hogwartu. Profesor Morgan rzucił się za nim, więc Draco
odpuścił sobie pogoń i został w gabinecie. Spojrzał na opierającą się o ścianę
Justine. Pod dziewczyną uginały się kolana, ledwie trzymała się na nogach. Była
cała zapłakana. Nic dziwnego. W końcu jej chłopak, osoba, której ufała, chciał
siłą zmusić ją do seksu. Draco nawet nie wiedział, że czerwonowłosa jest
dziewicą.
Blondyn podszedł do Justine i
złapał ją w tym samym momencie, kiedy ta chciała osunąć się po ścianie i usiąść
na podłodze. Podtrzymał ją, pomagając ustać na własnych nogach, po czym
przytulił do siebie, chcąc dać jej jakiekolwiek poczucie bezpieczeństwa. „Przy
mnie nie musisz się niczego bać..” – chciał powiedzieć, ale zdobył się jedynie
na to, pogłaskać ją po włosach, nie przestając do siebie tulić.
- Csiii… Nie płacz.. – wyszeptał.
Może i był wredny, cyniczny i arogancki, może i lubił dokuczać innym, nawet
dziewczynom, ale widok jakiejkolwiek płaczącej kobiety, zwłaszcza z takich
przykrych powodów, bardzo nim poruszał. Nienawidził, kiedy dziewczyny cierpiały
przez chłopaków. Dla niego osoby płci pięknej, zwłaszcza takie, które się
kocha, były stworzone do traktowania ich jak księżniczki, do szanowania,
obdarzania prezentami i komplementami. Dlatego też nie potrafił znieść gdy
jakikolwiek mężczyzna krzywdził kobietę. Tak, jak nie mógł znieść, gdy jego
ojciec krzywdził matkę…
- Już dobrze.. Już sobie
poszedł.. już nic ci nie zrobi.. – szeptał kojące słowa i nieświadomie musnął
ustami czubek głowy czerwonowłosej.
- Dziękuję… - Justine pociągnęła
nosem i odsunęła się od niego. Wierzchem dłoni otarła łzy, na których widok
Draconowi ścisnęło się serce. Sam miał ochotę jej je wytrzeć. Zdjął z siebie
bluzę i wręczył ją Jus, gdy ujrzał, jak próbuje zakryć się porwaną koszulą.
Czerwona spojrzała na niego z wdzięcznością i opatuliła się bluzą blondyna.
- Przepraszam, ale chciałabym
teraz zostać sama.. – powiedziała cicho, a chłopak pokiwał głową. Doskonale ją
rozumiał, dlatego też nie chciał jej zatrzymywać, gdy wychodziła z gabinetu. Jus
ruszyła w swoją stronę, a on wrócił na imprezę, gdzie zrelacjonował krótko
wydarzenia Blaise’owi z prośbą, by nikomu więcej o tym nie mówił. Nie chciał,
by wieść o tym zajściu rozeszła się zaraz po całej szkole, wszyscy zaczęliby
mówić o Justine, a to by jej się mogło nie spodobać.
Tymczasem czerwonowłosa zeszła do
lochów. Z początku miała zamiar iść do swojego dormitorium i położyć się do
łóżka, lecz w ostatniej chwili zmieniła zdanie. Tam będzie za dużo ludzi, a ona
nie chciała zwracać na siebie uwagi. Wycofała się więc spod drzwi do Domu Węża
i ruszyła wolnym krokiem korytarzem. Za zakrętem spotkała Niklausa.
- O, witaj. – zaczął mężczyzna z
szerokim uśmiechem na widok czerwonowłosej, lecz mina mu zrzedła, zobaczywszy,
w jakim jest stanie.
– Co ci się stało? – spytał, przyglądając jej się uważnie.
- Nik, to nic wielkiego,
naprawdę. – powiedziała Jus, patrząc w podłogę.
- Przecież widzę, że coś jest nie
tak. Coś się stało? Ktoś cię skrzywdził?
- Chciałabym teraz zostać sama,
Klaus.. – rzekła cicho i spróbowała go wyminąć, lecz on złapał ją za
nadgarstek.
- Naprawdę myślisz, że pozwolę ci
zostać samej w takim stanie? – spytał, unosząc brew, gdy Jus na niego
spojrzała. – Potrzebujesz towarzystwa, pocieszenia. Wyrzucisz to z siebie,
będzie ci lżej na sercu. – rzekł tonem „znawcy”, robiąc przy tym swoją charakterystyczną, ironiczną minę.
Następnie pociągnął ją za rękę,
prowadząc do swojego gabinetu. Jus, nie mając nawet siły by protestować,
pozwoliła mu zaprowadzić się do środka i posadzić na kanapie.
- Zdecydowanie przydałoby ci się
coś na rozluźnienie.. – wymamrotał Niklaus, zaglądając do jednej z szafek. Po
chwili odwrócił się i spojrzał na dziewczynę przez ramię.
- Wolisz ognistą czy czerwone
wino? – spytał, nie wiedząc, co ma sięgnąć.
- Wino. – odparła krótko, bawiąc
się rękawem bluzy Dracona. Lubiła oba alkohole, lecz jeśli już miała wybierać,
wolała skosztować czerwonego wina. Młody Snape sięgnął więc z szafki butelkę
tegoż trunku i nalał dziewczynie do kielicha, dla siebie zaś wlał whisky do
zdobionej literatki. Wręczył Ślizgonce naczynie, po czym zajął miejsce obok
niej na kanapie.
- Więc? Opowiesz mi, co się
stało? – spytał, spoglądając na nią badawczym wzrokiem. Nie lubił nigdy, jak kobiety
płakały, zawsze, w każdej okazji starał się być dżentelmenem. Zamierzał więc
pocieszyć tą dziewczynę i w razie potrzeby i możliwości pomóc jej.
- Nie wiem, czy chcę o tym
rozmawiać. – głos Jus był cichy, a wzrok wbity w podłogę. Niklaus jednak nie
poddawał się.
- Hej, spójrz na mnie. – poprosił
łagodnie, a gdy dziewczyna podniosła na niego wzrok, spojrzał jej głęboko w
oczy. Jego źrenicy rozszerzyły się lekko, oczy delikatnie zabłysły, po czym
powiedział do Justine:
- Powiedz, proszę, co się
wydarzyło.
Tym oto sposobem, dzięki użyciu
mocy perswazji, dowiedział się od Justine o zajściu między nią o Lorenzem w
gabinecie jej ojca. Wykrzywił twarz zdegustowany poczynaniami chłopaka. Czyżby
ten koleś był aż tak zdesperowany albo aż tak tępy, że nie potrafił nakłonić
dziewczyny, by dobrowolnie poszła z nim do łóżka?
Sama Justine aż zatkała usta
ręką, gdy jej historia dzisiejszego spotkania z chłopakiem dobiegła końca. Sama
nie wiedziała, czym się kierowała, gdy zaczęła opowiadać to Niklausowi. A już tym bardziej się nie
domyślała, że użyto przeciwko niej mocy perswazji, pod wpływem której byłaby w
stanie spełnić wszystko to, co Nik by powiedział. Nim zdążył minąć jeden czar,
mężczyzna zaraz wykorzystał na niej drugi. Lecz tym razem nie dla informacji,
lecz po to, by jej pomóc. Twierdził, że najlepszym i najskuteczniejszym
sposobem w walce z przeszłością i przykrymi doświadczeniami jest wymazanie bólu
z serca i z pamięci, obojętne podchodzenie do sprawy. Klaus wpłynął więc na
umysł Jus, prosząc, by zapomniała o bólu, jaki przepełniał ją po spotkaniu z
Lorenzem i by traktowała tego chłopaka obojętnie.
- I jak się czujesz? – spytał po
chwili, popijając whisky ze swojej literatki.
- Lepiej, dziękuję. – Jus uśmiechnęła
się nieśmiało. – Ta rozmowa naprawdę mi pomogła. – dodała po chwili, nie wiedząc
nawet, że to nie rozmowa, lecz umiejętności Klausa jej w tym pomogły.
- A nie mówiłem? Polecam się na
przyszłość. – zaśmiał się Nik i uniósł szklaneczkę w geście toastu. Justine
stuknęła w nią lekko swoim kieliszkiem i z uśmiechem napiła się wina. Pogrążyła
się w rozmowie z Niklausem i nawet nie wiedzieć kiedy, butelki z ich trunkami
były prawie puste, a zegar wskazywał godzinę pierwszą.
- Chyba powinnam się zbierać. –
powiedziała w końcu Jus, podnosząc się z kanapy. Zachwiała się lekko pod
wpływem gwałtownego wstania, lecz młody Snape szybko poderwał się na nogi i
podtrzymał ją delikatnie.
- Może cie odprowadzę? –
zaproponował, spoglądając na twarz dziewczyny. Było na niej jeszcze widać ślady
płaczu oraz wyraźne zmęczenie i senność, lecz za to ból zniknął. Nik uniósł
jeden kącik ust w połowicznym uśmiechu.
- Nie.. nie trzeba. Po prostu za
szybko wstałam. – wyjaśniła Jus i ruszyła wolnym krokiem w stronę drzwi. –
Dziękuję za rozmowę, miły wieczór i w ogóle.. – uśmiechnęła się. Gdyby nie
wypity wcześniej na imprezie oraz tutaj alkohol zapewne nie cofnęłaby się i nie
pocałowała go w policzek na pożegnanie, ale jako iż w jej krwi krążyła już
spora ilośc procentowych trunków, zrobiła to.
- Do zobaczenia. – uśmiechnęła się
na odchodne i wyszła.
Opuściła gabinet Niklausa akurat
w tym samym momencie, w którym z dormitorium Dracona, z nadal trwającej
imprezy, wyszła Daphne, lecz nie sama. Towarzyszył jej Anthony, młodszy brat
Terence’a. W ciemnym korytarzu nie zauważyli
Jus, która kilkanaście drzwi dalej zamykała po cichu drzwi. Jednak ona najpierw
ich usłyszała, a później dostrzegła w nikłym blasku świec. Panna Greengrass
chichotała, trzymając Tony’ego za rękę. Weszli do jednej z klas, a gdy Jus
przechodziła obok, dało się słyszeć charakterystyczne pomruki. Dziewczynie omal
nie zrobiło się niedobrze. Poza tym przez jej głowę przebiegła jedna, dziwna
myśl.. Szkoda jej było Draco, który w przyszłości musiał mieć żonę zdradzającą
go na prawo i lewo.
W dormitorium Malfoy’a impreza
nadal trwała w najlepsze. Ginny wypiła taką ilość alkoholu, by bez ogródek móc
flirtować z Zabinim i swobodnie zapomnieć o latach nienawiści. Blaise’owi było
w to graj, a gdy miał zamiar podejść do stojącej z Weasley’ówną Granger, zabrał
ze sobą Terence’a, by Pannie Najmądrzejszej nie zrobiło się przykro, że będzie
musiała stać sama. O dziwo, zarówno Higgs, jak i Hermiona, lekko podpojeni,
bawili się o tyle świetnie, że niektórzy widzieli, jak oboje wychodzą razem z
imprezy. Widział to między innymi Malfoy, który stwierdził, że jutro będzie
miał ubaw ze swojego przyjaciela, lecz jego uwagę w tym momencie przykuło coś jeszcze..
W okno swoim małym Dziubkiem pukała jakaś sowa. Podszedł więc do parapetu i
otworzył okiennice, wpuszczając zwierzę do środka. Koperta zaadresowana była do
niego, więc po odprawieniu ptaka i zamknięciu okna otworzył ją. Od razu
przebiegł wzrokiem tekst w poszukiwaniu podpisaniu, gdyż ciekaw był, któż mógł
do niego napisać. Jakież było jego zdziwienie, gdy ujrzał charakterystyczny,
smukły, pochylony podpis swojej szalonej ciotki Bellatrix.
Mój kochany bratanku!
Nie uwierzysz, jaki spotkał nas zaszczyt. Będziemy mieli przyjemność
służyć nowemu Czarnemu Panu! Czyż to nie jest ekscytujące? Okazało się, że Lord
Voldemort dwadzieścia lat temu począł syna, który dwa dni temu odwiedził progi
Malfoy Manor. Powiedz mi Draconie, czyż nie odczułeś w ostatnim czasie czegoś
dziwnego? Nie zapiekł Cię znak? Wiem, że tak. W Twoim domu zebrali się już prawie
wszyscy śmierciożercy, nowy Czarny Pan obiecał, że resztę pomoże nam wyciągnąć
z Azbakanu. Odkąd dowiedział się, kim jest jego prawdziwy ojciec, zamierza
kontynuować jego dzieło. Ale na sam początek, zgadnij, kto jest jego celem?
Zgadłeś, Potter! Ja dla siebie zostawię tą szlamę Granger. Ty jak chcesz możesz
zadowolić się tym zdrajcą krwi, Weasley’em.. Jutro o 20.00 masz pojawić się w
Malfoy Manor. Czarny Pan chce widzieć wszystkich zwolenników swojego ojca, by
móc razem z nami kontynuować to, co Lord Voldemort zaczął lata temu. Masz
zabrać ze sobą Greengrass, Zabini’ego, Parkinson, Higgsa, Crabbe’a i Goyle’a.
Ich rodzice będą już u nas. Snape ma porozmawiać z Dumbledorem, by podłączył
Twój kominek do sieci Fiuu, więc o nic nie musisz się martwić. Ten stary drops
na pewno to zrobi, musi, przecież wie, czym poskutkuje Twoja i innych
nieobecność na spotkaniach.
Do jutra! Całusy!
Bellatrix Lestrange
Draco ze złością zgniótł list, zaciskając dłonie w pieści. Świetnie. Zajebiscie kurwa. Jeszcze tylko tego mu brakowało.
***
Witam
serdecznie z nowym rozdziałem J
I jak? Udało mi się Was zaskoczyć? :3 mam nadzieje, że tak oraz że podoba Wam
się mój pomysł J z
rozdziału jestem jako tako zadowolona, aczkolwiek opienie pozostawiam Wam ;) do tego rozdziału udało mi sie dopasowac więcej gifów niż do poprzedniego, ale za to samo faceci są ;D cóż.. dziewczyn mało w tym rozdziale. W następnym to sie zmieni, obiecuję :)
Zapraszam Was serdecznie na Miniaturki by Mrs. Malfoy gdzie będą od czasu do czasu pojawiały się OneShoty :D jeśli mogę, proszę o opinię do pierwszego z nich i proszę o niezwracanie uwagi na szablon, gdyz aktualnie jestem na etapie poszukiwań odpowiedniego :D
Zapraszam Was serdecznie na Miniaturki by Mrs. Malfoy gdzie będą od czasu do czasu pojawiały się OneShoty :D jeśli mogę, proszę o opinię do pierwszego z nich i proszę o niezwracanie uwagi na szablon, gdyz aktualnie jestem na etapie poszukiwań odpowiedniego :D
Pozdrawiam
Was moi Kochani i przy okazji życzę Wam wesołego jajka :* :D
Enjoy!
Enjoy!
Oby Draco odpowiedział jej czymś w stylu: wypchaj się - tylko bardzo dosadniej. Niech wena będzie z tobą
OdpowiedzUsuńHeh :) no zadowolony to on nie jest ale chyba nie będzie miał wyboru :D
UsuńPozdrawiam :)
Draco bohater!!!! A ten Lorenzo kompletny debil, jak można tak traktować kobiety. Na początku lubiłam Klausa ale teraz mu nie ufam. Nie wiem, po prostu coś w nim jest nie tak, życzę weny i czekam na nexta
OdpowiedzUsuńZnalazł się w odpowiednim miejscu, o odpowiednim czasie :D
UsuńWidzę, że Klasu wzbudza mieszane uczucia :3 dobrze, dobrze, główcie się, co on nam tu namiesz.. xD
Dziękuję i pozdrawiam :*
Nie mogę za długo napisać, bo nie wiem co :)
OdpowiedzUsuńOsłupiałam, jak przeczytałam co chciał zrobić Enzo, po prostu nie mogę.
A te moce to po prostu ekstra.
Pozdrawiam,
PomyLuna ;*
Cokolwiek :D
UsuńCieszę się, że udało mi się Was zaskoczyć :)
Wiedziałam, że Wam się spodobają, hah ^^
Również pozdrawiam :*
Jak on mógł chcieć zranić Jus?!
OdpowiedzUsuńZabiłabym go gdyby był żywy...
Draco bohaterem, może w końcu Jus i on zaczną normalnie ze sobą rozmawiać i zaczną się spotykać.
Nie spodziewałam się, że Jus może władać ogniem, Draco wiatrem, a ten idiota Lorenzo wszystkimi
4 żywiołami.
Czyżby Klaus interesował się Jus? Coś mi się wydaje, że nie ma on czystych intencji i będzie chciał jej coś zrobić...
I jeszcze ten nowy Voldemort... Mam nadzieję, że Draco i Diabeł będą po dobrej stronie, mogą być szpiegami Zakonu (jaka ja jestem genialna ^^)
Rozdział świeetny i bardzo zaskakujący.
Czekam na kolejny i dużo weeny :)
I jeszcze Wesołych Świąt!^^
~ gwiazdeczka
Cóż.. mógł. Zależało mu tylko na jednym, a nie na niej.
UsuńMoże zaczną, a może nie.. :3 tajemnica ^^
Hehe wiedziałam, że zaskoczę Was tymi mocami xD
Klaus niech na razie pozostanie tajemnicą ;D
Dziękuję serdecznie :*
Krótko mówiąc: cudowny rozdział i czekam na następny! :*
OdpowiedzUsuńDziękuję ślicznie i pozdrawiam :*
UsuńPrzepraszam za tak długą przerwę :( ale byłam tak padnięta, że postanowiłam przeczytać resztę i napisać komentarze kiedy indziej, bo nie byłam w stanie się skupić i oddać dokładnie wszystkiego, co chciałam Ci powiedzieć, a moim zdaniem ludzie powinni wkładać tyle pracy w komentarze, ile autorzy w swoje opowiadania :p
OdpowiedzUsuńTak więc : Ja nie mogę... Już wyznawałam Ci miłość, prawda? Nie ważne, zrobię to jeszcze raz. DZIEWCZYNO, PODZIEL SIĘ SWOIM TALENTEM! Nie mówię już tylko o twoim stylu, który jest porównywalny z ptasim mleczkiem ;p(czytaj : piszesz bardzo bardzo bardzo dobrze). Chodzi mi też o twoją wyobraźnie, która nie zna granic. Uwielbiam to, jak twoje opowiadanie nabiera koloru, zyskuje coraz więcej z każdym rozdziałem. Twoje pomysły i to jak wplatasz je tak fajnie w Potterowski świat.. Miodzio :3
Porozmawiajmy chwilkę o Enzo...Mam szczerą nadzieję, że doczekam się rozdziału, w którym ktoś go brutalnie i z zimną krwią wykastruje. Tak jak go nie trawię, tak jestem przekonana, że to nie jest ostatni rozdział z jego udziałem i że odegra jeszcze jakąś istotną rolę w tym opowiadaniu (mogę się oczywiście mylić, chociaż biorąc pod uwagę twój styl i zdolności, w twoim opowiadaniu nie ma nic przypadkowego, więc nie dawałabyś go tutaj tak sobie). Pomysł z tymi mocami żywiołów jest bardzo ciekawy i wnosi bardzo fajne zaskoczenie i urozmaicenie, czekam na więcej :D A co do Klausa... Wiedziałam, że jest coś z nim na rzeczy! Po prostu wiedziałam :D Nie zawiodłaś mnie. Muszę jednak spyta, czy jest to tylko jego dodatkowa moc, czy jest on wampirem? Bo zakładam, że inspirowałaś się Pamiętnikami Wampirów.
Podsumowując : Kolejny wspaniały rozdział, nawet nie wiesz jak się cieszę, że znalazłam chwilkę, aby wrócić do twojego bloga :D Nie po raz pierwszy poprawiłaś mi humor.
Całuję, pozdrawiam i życzę czasu, weny i duuuużo inspiracji <3